sobota, 27 kwietnia 2019

Górska droga za zakrętem

Inny zaś powiedział: Pójdę za Tobą, Panie, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi domownikami. Jezus rzekł: Kto przyłożył rękę do pługa, a ogląda się za siebie, nie nadaje się do królestwa Bożego.
Łuk. 9,61-62 BP

Niektóre z zaleceń Jezusa wydają się bardzo dziwne. Ale dla kogoś takiego jak ja, czterdziestoletniego mężczyzny, który przeżył dużo, dużo błędów popełnił, i dużo też musiał się nauczyć, w większości na własnych - niestety - błędach, przy czym część przeżyć przeszedłem z Bogiem, a część bez Niego - dużo z tych rzeczy nabiera sensu dopiero z wiekiem. Tak, czytam Biblię praktycznie od dwudziestu lat, z przerwami, a wciąż są rzeczy, których nie rozumiem, i których zrozumienie przychodzi z czasem, z doświadczeniem, z życiem.

Jak tutaj rozumieć, że kto przyłożył rękę do pługa, a ogląda się za siebie, nie nadaje się do Królestwa Boga? Co to za dziwne kryterium?

Po szeregu różnorakich przygód, w których - nawet wtedy, gdy podjąłem decyzję iść przez życie BEZ BOGA, i widząc, że On mnie chronił tak czy siak, chronił moje życie, życie moich bliskich, a w części spraw po prostu czekał, aż do Niego wrócę - teraz wiem. Jeśli ktoś zdecydował się na życie z Bogiem, nie może iść i żegnać się z bliskimi. Bo nigdy nie wiadomo, gdzie nasza droga przebiegnie. Dla niektórych "iść za Jezusem" oznacza zupełnie inną drogę - jak prowadzenie Filipa Duchem Boga, o czym historie można przeczytać w Dziejach Apostolskich. Dla innych "iść za Jezusem" oznacza, że... nie zmienia się absolutnie nic. Jak dla apostoła Pawła w pierwszych trzech latach po jego spotkaniu z Jezusem. Czasami Jezus wysyła nas gdzieś tak jak stoimy, bez żadnego przeszkolenia, praktycznie spontanicznie. Czasami stawia nas w miejscu, gdzie mamy czas na nabranie doświadczenia, uspokojenie się, przeczekanie jakiegoś okresu. Jak ten Paweł. Albo jak Mojżesz, który przeczekał 40 lat u swojego teścia, zanim faktycznie coś się w jego życiu zaczęło dziać.

Nikt, kto orze pole, nie ogląda się za siebie, ale patrzy do przodu, pilnując toru jazdy. Nikt, kto kieruje samochodem, nie ogląda się za siebie, chyba tylko żeby sprawdzić, czy dany moment jest bezpieczny na zmianę pasa jazdy albo inny manewr.

Nikt, kto ma jakiś cel, nie patrzy za siebie. Chyba tylko żeby się czegoś nauczyć na starych błędach, wyciągnąć wnioski. Każdy, kto ma jakiś cel, patrzy przed siebie, na drogę. W przyszłość. Tutaj: w tę przyszłość, która nas czeka, w tę przyszłość, o której mówił Jezus - Królestwo Boga. A to, co nas spotka w tej bliskiej przyszłości tutaj, na ziemi... Cóż, częściowo decydujemy sami, a częściowo dajemy się prowadzić Duchowi. Jak Filip. W związku z tym - to, co jest przed nami w naszym życiu - częściowo jest nieprzewidywalne. Jak górska droga za zakrętem.







Łukasz 9.6. - Inne podejście do spraw życiowych

Gdy zaczęły nadchodzić dni, w których Jezus miał być już wzięty do góry, postanowił pójść do Jerozolimy. Wysłał więc posłańców. Ci przyszli do jakiejś samarytańskiej wioski, żeby przygotować Mu miejsce, ale nie przyjęto Go tam, ponieważ zmierzał do Jerozolimy*. A gdy Jakub i Jan, Jego uczniowie, to zobaczyli, zaraz zapytali:
- Panie, chcesz żebyśmy słowem ściągnęli ogień z nieba żeby ich zniszczyć / zatracić, tak jak to Eliasz zrobił?
- Nie macie pojęcia, jakiego ducha jesteście - zgromił ich Jezus. - Syn Człowieczy nie przyszedł, żeby ludzi zatracać, ale żeby ich zachować/uratować/zbawić.

Poszli więc do innej wioski.

Gdy tak podążali drogą, ktoś powiedział do Niego:
- Pójdę za tobą, gdziekolwiek byś nie poszedł, Panie.
- Lisy mają nory, - odpowiedział Jezus -  ptaki mają gniazda, ale Syn Człowieka nie ma gdzie głowy złożyć.
A do kogoś innego powiedział:
- Chodź ze mną.
- Panie - odpowiedział ten ktoś - pozwól mi najpierw pogrzebać mojego ojca.
- Daj umarłym grzebać swoich umarłych, ty natomiast, idąc ze mną, rozsław Królestwo Boga.
Odezwał się jeszcze ktoś inny:
- Podążę za tobą, Panie, ale najpierw pozwól mi pożegnać się z moimi domownikami.
- Nikt, kto już położył swoją rękę na pługu i wciąż ogląda się do tyłu, nie jest odpowiedni do Królestwa Boga.

na podstawie: Łuk. 9,51-62

* Samaria była wrogo nastawiona do Żydów. Może nie chodzi o jakiś stan wojny, ale było to coś jak między nami a Rosjanami czy Niemcami - zawsze coś stoi na przeszkodzie, żeby mówić o jakiejś naprawdę zażyłej przyjaźni. Jakiś element historii, jakiś żal za którąś jej część, zahardzenie się z powodu braku jakiejkolwiek woli przeprosin z ich strony. Stąd ktokolwiek zmierzałby do Jerozolimy - Samaria nie chciała mieć jakiegokolwiek kontaktu z takim podróżnikiem. Podobna sytuacja zresztą miała miejsce w przypadku samego Izraela jakieś dziesięć lat wstecz, może ciągle ma - jeśli ktokolwiek miały cokolwiek wspólnego z Syrią lub Jordanią - jednym z sąsiadów Izraela, choćby pieczątkę w paszporcie - automatycznie odbierało mu to możliwość wjazdu na tym samym paszporcie do tego państwa.







czwartek, 25 kwietnia 2019

Łukasz 9.5. - Parę historii z dziećmi

Następnego dnia, gdy schodzili już z tej góry, wyszedł Mu naprzeciwko wielki tłum. I ktoś krzyknął do Niego:
- Nauczycielu, proszę cię, tylko spójrz / zwróć uwagę na mojego syna! To mój jedynak! A teraz jakiś duch bierze go i krzyczy z nagła, targa nim, pianę ma i opuszcza go dopiero wtedy, gdy już dyszy zaledwie. Błagałem już twoich uczniów, żeby go wyrzucili, ale nie mogli.
- O zepsuta, niewierząca generacjo, przewrócona do góry nogami - odpowiedział Jezus - jak długo ja mam być z wami i was znosić? Przyprowadź tu swojego syna.
I jeszcze gdy podchodził, szarpnął nim demon i zatargał, ale Jezus napomniał go i uleczył tego chłopca, po czym oddał go jego ojcu. A wszyscy wokół byli zdumieni wielkością Boga.

Gdy więc wszyscy byli oczarowani tymi wszystkimi rzeczami, których Jezus dokonywał, powiedział On do swoich uczniów:
- Tutaj zamieńcie się w słuch / nastawcie swoich uszu: Syn Człowieczy ma być wydany w ręce ludzi.
Ale oni dalej nie rozumieli tych słów, były one jak zakryte/zaciemnione przed nimi, tak że nie mogli ich pojąć, a nie śmieli Jezusa o nie pytać.

A potem zaczęli dyskutować, który z nich jest największy / najbardziej znaczący. Ale Jezus, chwyciwszy w lot, co im leży na sercu, wziął jakieś małe dziecko, postawił je przy sobie i powiedział:
- Ktokolwiek by przyjął to małe dziecko w moje imię, to tak jakby przyjął mnie. A kto przyjmuje mnie, to przyjmuje też Tego, który mnie posłał. I tak najmniejszy spośród was będzie wielki / najbardziej znakomity.
- Mistrzu - odpowiedział Jan - widzieliśmy kogoś, kto w twoim imieniu wyrzuca demony i zabroniliśmy mu tego, bo nie podąża z nami.
- Nie zabraniajcie tego. Kto nie jest przeciw nam, jest za nami.

na podstawie: Łuk. 9,37-50

[poprzednio - SPOTKANIE NA SZCZYCIE]








poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Ograniczenie ludzkiego myślenia

i im powiedział: Kto przyjmie to dziecko w moje Imię mnie przyjmuje; a kto mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który mnie posłał; ponieważ ten będzie wielkim, kto jest wśród wszystkich was mniejszym. Zaś Jan odpowiadając, rzekł: Mistrzu, widzieliśmy kogoś, kto w twoim Imieniu wyrzuca demony i zabroniliśmy mu, bo nie chodzi za tobą z nami. A Jezus powiedział do niego: Nie zabraniajcie, bowiem kto nie jest przeciwko wam jest przed wami.
Łuk. 9,48-50 NBG

Oto przykład ograniczonego ludzkiego myślenia. Jeden z wielu. Podczas gdy Jezus łamał wszelkie stereotypy, pokazywał sens istnienia religii, pokazywał sens posiadanych wierzeń i obyczajów, pokazywał, jak wiele odcieni szarości może znajdować się w życiu, tak Jego uczniowie ciągle myśleli w sposób ograniczony ludzkimi prostotami: jeśli ktoś wyrzuca demony, a nie chodzi za Jezusem, to coś tu jest nie tak.

Nie, nie było.

Dla Jezusa - ktokolwiek miałby Go w sercu, ktokolwiek by Go przyjął, w jakikolwiek sposób - to tak, jakby przyjął Boga Ojca. Ktoś może pracować dla Boga, nie będąc członkiem żadnej wspólnoty. Ktoś może być członkiem wspólnoty, będąc obojętnym na sprawy Boga i nie kierując się sprawami Boga w swoim życiu. Coś, co wygląda na białe, nie zawsze jest białe, a coś, co wygląda na czarne, nie zawsze jest czarne. I tak samo coś, co na zewnątrz może wyglądać na brzydkie i obskurne, może mieć zupełnie inną wartość, gdyby spojrzeć na to od środka.

Tylko Bóg wie, co siedzi w środku człowieka. Nikt inny nie ma prawa osądzać po zewnętrznej okładce, nie mając zielonego pojęcia, co siedzi w środku. To takie inne nasze małe ograniczenie.






sobota, 20 kwietnia 2019

Miejsce na wiarę

Wtem jakiś mężczyzna z tłumu zawołał: Nauczycielu, błagam Cię, spojrzyj na mego syna, bo mam tylko jego jednego. A oto duch chwyta go, tak że nagle krzyczy; targa go tak, że się pieni, i tylko z trudem odstępuje od niego, męcząc go. A Jezus odrzekł: Przewrotne pokolenie niedowiarków! Jak długo jeszcze będę z wami? Jak długo jeszcze będę was znosił? Przyprowadź tutaj swojego syna.
Łuk. 9,38-41 BP/BT

W już paru historiach opisanych w tym rozdziale Jezus nakreśla swoim uczniom obraz swojej przyszłości, finalizację Jego misji. Daje im wyraźnie do zrozumienia, że nie będzie z nimi zawsze, że musi umrzeć. Uczył ich wszystkiego, co mógł - zarówno teorii, jak i praktyki, uzdrawiania.

Tymczasem, tuż przed tym, jak Jezus poszedł z swoją ostatnią wyprawę do Jerozolimy, okazywało się nagle, że dla uczniów ciągle istnieją "misje niemożliwe".

Jak długo musiałby być Jezus tutaj na ziemi, żeby uczniowie faktycznie pojęli cały sens idei i pracy, którą Jezus chciał im przekazać?

I analogicznie - jak dużo czasu musi upłynąć, zanim Jezus wróci ponownie?

I może, tak jak wtedy, gdy po odejściu Jezusa Jego pracę kontynuował Duch Boga, prowadząc uczniów, nasuwając im słowa na usta, prowadząc ich, wspierając w ich działaniach, tak i teraz, ZANIM Jezus przyjdzie, taka sama praca będzie miała miejsce? Paradoksalnie - my, Europejczycy tego nie widzimy - ale w Azji to się dzieje. Europa stała się taką ówczesną Jerozolimą, czy nawet Nazaretem - rzeczy związane z religią są tak oczywiste, tak dobrze znane, że aż absolutnie nie inspirujące do nowych odkryć, w związku z czym ludzie odkrywają inne rzeczy, zgodnie z własnymi hipotezami, absolutnie nie trzymając się "starożytnej i bezsensownej religii przodków"... W obecnej Europie jest tyle wiedzy, sceptycyzmu i dystansu wobec wszystkiego, że praktycznie nie ma miejsca na jakąkolwiek wiarę.

I co dalej mnie tutaj zastanowiło: tuż po historii uzdrowienia tego chłopca napisane jest: I zdumiewali się wszyscy nad wielkością Boga (Łuk. 9,43 BP). Mimo że nie jest napisane, że Jezus w jakikolwiek sposób skierował tutaj uwagę ludzi na to, że to Bóg uzdrawia, a nie On sam. Myślę jednak, że Jezus mówił o tym tak wiele razy, że zostało już zakorzenione w świadomości podążających za Nim ludzi, że to Bóg uzdrawia, Bóg Ojciec, a Jezus jest jakby Jego "tymczasowym delegatem" tutaj na ziemi.

I tak też w zasadzie powinno to działać: samochód jeździ imponując osiągami z powodu swojego potężnego silnika, a nie kół. Jeśli ktoś chciałby uzdrawiać dzisiaj, to - obok innych rzeczy, które rozgryzałem w serii [27 UZDROWIEŃ JEZUSA], i zgodnie z wnioskiem, do którego ostatecznie tam właściwie doszedłem - to Bóg uzdrawia, kogo chce i kiedy chce, a my jesteśmy tylko Jego narzędziami. Podczas uzdrawiania więc uwaga ludzi powinna być skierowana na Boga, a nie na naszą osobę, jako jakiegoś "cudotwórcy".





niedziela, 14 kwietnia 2019

Łukasz 9.4. - Spotkanie na szczycie

Jakieś osiem dni później wziął ze sobą Piotra, Jana i Jakuba i wszedł na górę, żeby się modlić. A gdy to robił, wygląd Jego twarzy zmienił się, a Jego ubranie stało bielsze, rzucające blask. I zaczęło z Nim rozmawiać dwóch mężczyzn, Mojżesz i Eliasz, którzy ukazali się w glorii/blasku i mówili o Jego odejściu, które miał dokonać w Jerozolimie.

Natomiast Piotr i pozostali, zmorzeni snem, po przebudzeniu się zobaczyli ów blask Jego glorii i tych dwóch pozostałych, rozmawiających z Nim. A gdy oni już odchodzili, powiedział Piotr, nie bardzo wiedząc właściwie, co mówi, do Jezusa:
- Mistrzu, dobrze nam tutaj. Postawmy tutaj trzy namioty: po jednym dla Ciebie, Mojżesza i Eliasza.
A gdy jeszcze mówił, przyszła chmura/obłok, zacieniła ich i przestraszyli się nagle. A tamci dwaj weszli w tę chmurę. Potem rozległ się głos dobiegający z chmury:
- Oto On jest moim umiłowanym Synem, Jego słuchajcie.
A gdy ów głos przebrzmiał, Jezus pozostał sam, a uczniowie milczeli. I nikomu innemu nie opowiedzieli, czego byli świadkami.

na podstawie: Łuk. 9,28-36







sobota, 13 kwietnia 2019

Dlaczego Jezus powiedział uczniom nie gadać za dużo

Zapytał ich: "A wy za kogo Mnie uważacie?" Piotr odpowiedział: "Za Mesjasza Bożego". Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: "Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć : będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie".
Łuk. 9,20-22 BT

Dlaczego Jezus przykazał uczniom nie rozpowiadać o tym, co oni sami sądzili o Jezusie, że jest Tym Pomazanym przez Boga, Wybranym, Mesjaszem? Odpowiedź przychodzi w kolejnym wersecie - Jezus znał plan, wiedział, jaka jest Jego misja, wiedział, przez co musi jeszcze przejść. Gdyby uczniowie nagle zaczęli rozpowiadać, że Jezus definitywnie jest Synem Boga, Jego Wysłańcem, uwaga kapłanów mogłaby się rozproszyć również na pozostałych uczniów, a to byłoby tutaj niepożądane. Mogłoby to doprowadzić do takiego samego osądzenia ich, jakiemu został poddany Jezus. W wyniku tego mogłaby spotkać ich taka sama kara ze strony starszyzny religijnej - śmierć. Tego Jezus nie chciał. Bo wiedział, że oni nie mogliby zmartwychwstać trzeciego dnia po śmierci. A potrzebował ich później, żeby rozprzestrzenili esencję Jego misji w późniejszym czasie.






Łukasz 9.3. - Jezus wyjaśnia swoją misję

Zdarzyło się, że gdy Jezus modlił się samotnie, a uczniowie byli razem z Nim, zapytał ich:
- Co mówią tłumy na mój temat? Że kim ja jestem?
- Jedni mówią, że Janem Chrzcicielem - odpowiedzieli - inni, że Eliaszem, a jeszcze inni uważają, że to jeden z dawnych proroków zmartwychwstał.
- A według was kim jestem?
- Pomazańcem Boga.
Przykazał im więc, żeby nikomu tego nie rozpowiadali. I mówił dalej:
- Syn Człowieczy musi jeszcze sporo wycierpieć i zostać odrzuconym / nie uzyskać akceptacji przez starszyznę, arcykapłanów i znawców Pisma, i zostać zabitym, a trzeciego dnia po tym zmartwychwstać.

I mówił dalej:
- Jeśli ktoś chce iść za mną, niech się wyrzeknie siebie samego i niech weźmie swój krzyż [w domyśle wg mnie - swoje ciężary, kary, konsekwencje] i niech podąża za mną. Ktokolwiek chciałby uratować/ochronić swoje życie - straci je, a ktokolwiek straciłby swoje życie dla Mnie, ten je uratuje/uchroni. Bo co za korzyści będzie miał ktoś, kto by zdobył choćby i cały świat, ale zagubiłby siebie samego?

- Ktokolwiek by się wstydził mnie i moich słów / mojego przekazu, tego i Syn Człowieczy będzie się wstydził, gdy powróci w glorii swojej, Ojca i świętych aniołów.

- Powiem wam też, że niektórzy z tych stojących tutaj nie zasmakują śmierci aż do czasu, gdy zobaczą Królestwo Boga.

na podstawie: Łuk. 9,18-27

[dalej - SPOTKANIE NA SZCZYCIE]
[poprzednio - JEZUS NAKARMIA 5.000 NA PUSTKOWIU W BETSAIDZIE]
[do początku tej serii]








sobota, 6 kwietnia 2019

Łukasz 9.2. - Jezus nakarmia 5.000 na pustkowiu w Betsaidzie

Apostołowie, wróciwszy, opowiedzieli Jezusowi, ilu/jakich [cudów/znaków] zdołali dokonać, a potem wziął ich Jezus na osobność do jakiegoś opustoszałego miejsca w Betsaidzie. Tłumy dowiedziały się o tym i podążyły za Nim, a On, przyjąwszy ich, zaczął im mówić o Królestwie Boga, uzdrawiając przy tym tych, którzy potrzebowali jakiegoś uleczenia.

Gdy dzień zaczął chylić się ku zachodowi, podeszło do Niego Dwunastu i powiedzieli Mu, żeby rozesłać ten tłum do domów, żeby rozszedłszy się wokół do pobliskich wiosek i po polach mogli się rozłożyć i znaleźć żywność, ponieważ tutaj byli na jakimś pustkowiu. Jezus jednak odpowiedział:
- Dajcie wy im coś do zjedzenia.
- Ale mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby. Chyba że pójdziemy i nakupimy jedzenia dla całego tego ludu.

Ale tam było około pięciu tysięcy mężczyzn. [plus, jak mniemam, skoro tamta kultura liczyła tylko mężczyzn, pewnie drugie tyle kobiet, albo i więcej].

Więc Jezus powiedział im, żeby rozsadzili ich grupami po pięćdziesiąt osób. Tak też zrobili. A potem wziął tych pięć chlebów i te dwie ryby, spojrzał w górę, w niebo, podziękował w jego kierunku i zaczął łamać/dzielić je i podawać uczniom, żeby podawali dalej. Wszyscy tam się najedli, a resztki zostały zebrane, i okazało się, że było tam dwanaście koszy resztek.

na podstawie: Łuk. 9,10-17