sobota, 20 kwietnia 2019

Miejsce na wiarę

Wtem jakiś mężczyzna z tłumu zawołał: Nauczycielu, błagam Cię, spojrzyj na mego syna, bo mam tylko jego jednego. A oto duch chwyta go, tak że nagle krzyczy; targa go tak, że się pieni, i tylko z trudem odstępuje od niego, męcząc go. A Jezus odrzekł: Przewrotne pokolenie niedowiarków! Jak długo jeszcze będę z wami? Jak długo jeszcze będę was znosił? Przyprowadź tutaj swojego syna.
Łuk. 9,38-41 BP/BT

W już paru historiach opisanych w tym rozdziale Jezus nakreśla swoim uczniom obraz swojej przyszłości, finalizację Jego misji. Daje im wyraźnie do zrozumienia, że nie będzie z nimi zawsze, że musi umrzeć. Uczył ich wszystkiego, co mógł - zarówno teorii, jak i praktyki, uzdrawiania.

Tymczasem, tuż przed tym, jak Jezus poszedł z swoją ostatnią wyprawę do Jerozolimy, okazywało się nagle, że dla uczniów ciągle istnieją "misje niemożliwe".

Jak długo musiałby być Jezus tutaj na ziemi, żeby uczniowie faktycznie pojęli cały sens idei i pracy, którą Jezus chciał im przekazać?

I analogicznie - jak dużo czasu musi upłynąć, zanim Jezus wróci ponownie?

I może, tak jak wtedy, gdy po odejściu Jezusa Jego pracę kontynuował Duch Boga, prowadząc uczniów, nasuwając im słowa na usta, prowadząc ich, wspierając w ich działaniach, tak i teraz, ZANIM Jezus przyjdzie, taka sama praca będzie miała miejsce? Paradoksalnie - my, Europejczycy tego nie widzimy - ale w Azji to się dzieje. Europa stała się taką ówczesną Jerozolimą, czy nawet Nazaretem - rzeczy związane z religią są tak oczywiste, tak dobrze znane, że aż absolutnie nie inspirujące do nowych odkryć, w związku z czym ludzie odkrywają inne rzeczy, zgodnie z własnymi hipotezami, absolutnie nie trzymając się "starożytnej i bezsensownej religii przodków"... W obecnej Europie jest tyle wiedzy, sceptycyzmu i dystansu wobec wszystkiego, że praktycznie nie ma miejsca na jakąkolwiek wiarę.

I co dalej mnie tutaj zastanowiło: tuż po historii uzdrowienia tego chłopca napisane jest: I zdumiewali się wszyscy nad wielkością Boga (Łuk. 9,43 BP). Mimo że nie jest napisane, że Jezus w jakikolwiek sposób skierował tutaj uwagę ludzi na to, że to Bóg uzdrawia, a nie On sam. Myślę jednak, że Jezus mówił o tym tak wiele razy, że zostało już zakorzenione w świadomości podążających za Nim ludzi, że to Bóg uzdrawia, Bóg Ojciec, a Jezus jest jakby Jego "tymczasowym delegatem" tutaj na ziemi.

I tak też w zasadzie powinno to działać: samochód jeździ imponując osiągami z powodu swojego potężnego silnika, a nie kół. Jeśli ktoś chciałby uzdrawiać dzisiaj, to - obok innych rzeczy, które rozgryzałem w serii [27 UZDROWIEŃ JEZUSA], i zgodnie z wnioskiem, do którego ostatecznie tam właściwie doszedłem - to Bóg uzdrawia, kogo chce i kiedy chce, a my jesteśmy tylko Jego narzędziami. Podczas uzdrawiania więc uwaga ludzi powinna być skierowana na Boga, a nie na naszą osobę, jako jakiegoś "cudotwórcy".





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz