czwartek, 25 kwietnia 2019

Łukasz 9.5. - Parę historii z dziećmi

Następnego dnia, gdy schodzili już z tej góry, wyszedł Mu naprzeciwko wielki tłum. I ktoś krzyknął do Niego:
- Nauczycielu, proszę cię, tylko spójrz / zwróć uwagę na mojego syna! To mój jedynak! A teraz jakiś duch bierze go i krzyczy z nagła, targa nim, pianę ma i opuszcza go dopiero wtedy, gdy już dyszy zaledwie. Błagałem już twoich uczniów, żeby go wyrzucili, ale nie mogli.
- O zepsuta, niewierząca generacjo, przewrócona do góry nogami - odpowiedział Jezus - jak długo ja mam być z wami i was znosić? Przyprowadź tu swojego syna.
I jeszcze gdy podchodził, szarpnął nim demon i zatargał, ale Jezus napomniał go i uleczył tego chłopca, po czym oddał go jego ojcu. A wszyscy wokół byli zdumieni wielkością Boga.

Gdy więc wszyscy byli oczarowani tymi wszystkimi rzeczami, których Jezus dokonywał, powiedział On do swoich uczniów:
- Tutaj zamieńcie się w słuch / nastawcie swoich uszu: Syn Człowieczy ma być wydany w ręce ludzi.
Ale oni dalej nie rozumieli tych słów, były one jak zakryte/zaciemnione przed nimi, tak że nie mogli ich pojąć, a nie śmieli Jezusa o nie pytać.

A potem zaczęli dyskutować, który z nich jest największy / najbardziej znaczący. Ale Jezus, chwyciwszy w lot, co im leży na sercu, wziął jakieś małe dziecko, postawił je przy sobie i powiedział:
- Ktokolwiek by przyjął to małe dziecko w moje imię, to tak jakby przyjął mnie. A kto przyjmuje mnie, to przyjmuje też Tego, który mnie posłał. I tak najmniejszy spośród was będzie wielki / najbardziej znakomity.
- Mistrzu - odpowiedział Jan - widzieliśmy kogoś, kto w twoim imieniu wyrzuca demony i zabroniliśmy mu tego, bo nie podąża z nami.
- Nie zabraniajcie tego. Kto nie jest przeciw nam, jest za nami.

na podstawie: Łuk. 9,37-50

[poprzednio - SPOTKANIE NA SZCZYCIE]








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz