Takie spostrzeżenie przyszło mi do głowy: dość często modlimy się, żeby Bóg coś dla nas zrobił. Wyprostował jakąś sytuację, wyprostował czyjeś intencje, zatrzymał kogoś... Tak, na tym polega wiara, żeby ufać, że Bóg może dla nas i za nas te rzeczy zrobić.
ALE.
Często jednak zapominamy, że między naszymi próbami rozwiązania danej sytuacji, a proszeniem Boga o pomoc w rozwiązaniu jej, jest jeszcze jeden krok. Jaki?
Mojżesz, zanim stał się liderem całego narodu izraelskiego, wpierw spędził 40 lat między owcami, na pustyni. Uczył się prowadzić duże stado owiec (Biblia mówi, że jego stado stawało się coraz większe) i dbać o nie, zanim stanął na czele dużego tłumu ludzi.
Jezus, zanim rozesłał swoich dwunastu najbliższych uczniów z misją "uczcie wszystkie narody", najpierw poświęcił im trzy i pół roku czasu na to, żeby ich nauczyć rozmaitych rzeczy - zarówno duchowych, jak i normalnych, ludzkich.
Nauka. Zanim zaczniemy prosić Boga, żeby zrobił coś za nas, zanim "zepchniemy" odpowiedzialność za coś na Niego - najpierw dobrze jest poprosić Go o to, żeby nas samych nauczył, jak z tej sytuacji wybrnąć. Istnieje tutaj wiele dziedzin, których człowiek może się nauczyć: mechanizmy ekonomiczne, mechanizmy psychologiczne... Może zamiast siedzieć i czekać, aż Bóg coś zmieni w danej sytuacji, dobrze jest najpierw prosić Boga, żeby pokazał i nauczył nas, czy jest możliwe, żebyśmy my sami mogli rozwiązać tę sytuację, czy możemy nabrać jakiegoś doświadczenia w tej dziedzinie, czy możemy się nauczyć czegoś, co później, w dalszym życiu, wielokrotnie może się nam przydać.
Nie módl się, żeby Bóg zrobił coś za ciebie. Módl się najpierw, żeby Bóg pokazał ci drogę, JAK TO ZROBIĆ.
Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą.
Filip. 2,13 BT
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz