wtorek, 23 lipca 2019

Łukasz 16.2. - Rozwód i ponowne małżeństwo

Każdy opuszczający żonę jego i poślubiający inną cudzołoży i każdy też, który przez męża opuszczoną poślubia - również cudzołoży.

na podstawie: Łuk. 16,18






=======================================================





Zazwyczaj staram się tak dzielić historie, żeby każda część tego cyklu była jakoś powiązana tematycznie. Jednak to zdanie tutaj Łukasz wplótł tak ni w pięć ni w dziewięć, bez związku czy to z poprzednią historią, czy z następującą. Czy to Jezus tak wplótł tę wypowiedź ni w pięć ni w dziewięć, czy to Łukaszowi nagle się przypomniało, że coś tam jeszcze Jezus w międzyczasie powiedział ważnego i warto byłoby zapisać - nie wiem.

Ale może warto się tutaj zatrzymać, na tym jednym zdaniu, bo ludzi w moim wieku często kłuje ono w oczy i nie wiadomo, jak do niego podejść. Sam jestem rozwodnikiem, co więcej - zamierzam poślubić również rozwódkę.

Grzech jak kosmos.

Droga prosto do piekła.

Czyżby?...

Cóż, Jezus przyszedł na ziemię, by wskazać nam właściwą drogę do Państwa Boga, tzn. do długiego, wiecznego życia, w świecie idealnym, o jakim każdy marzy. Zostawił nam mnóstwo wskazówek, nauczył też swoich uczniów swojej idei, by oni nauczali nas dalej, a uczniowie Jego uczniów by uczyli kolejnych uczniów i tak dalej i tak dalej...

Nie mam żadnego pojęcia o tym, jak wyglądała sprawa rozwodów i ponownych małżeństw w ówczesnym świecie, 2000 lat temu, w czasach Jezusa, na terenie Judei. Nie wiem, w jakim kontekście Jezus to wypowiedział, na co chciał zwrócić uwagę, co było największym wykroczeniem ze strony tamtejszego społeczeństwa.

I czy powiedziałby to samo, gdyby miał powiedzieć te słowa dzisiaj. Pewnie tak, skoro innym razem powiedział też: Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni (Mat. 5,18 BT). Ale czy zostawiłby te słowa tylko tak, wiedząc, że będziemy spoglądać na siebie w ponurym milczeniu, my, rozwodnicy, bez nadziei na dalszą drogę do Państwa Boga?...

Cóż. Osobiście pocieszam się tutaj kilkoma myślami. Może komuś innemu również to da jakąś nadzieję.

Potraktuję ten post także jako formę małej prywatnej spowiedzi.

Z tego, co mówimy, najważniejsze jest to: Mamy arcykapłana, który zasiadł na prawicy Majestatu, na Jego tronie w niebie. On spełnia służbę w świątyni, to jest w namiocie prawdziwym, jaki zbudował Pan, a nie człowiek. (...) Będę wyrozumiały dla ich wykroczeń i nie będę pamiętał ich grzechów (Hebr. 8,1-2.12 BT). Więc po pierwsze - to, że się rozwiedliśmy, wobec Boga liczone jest jako grzech, wykroczenie wobec prawa. W Jego zamyśle człowiek powinien być z jedną partnerką, raz, przez całe życie. Nie jest to ani większy, ani mniejszy grzech czy wykroczenie niż np. kradzież, zabójstwo czy fałszywe plotkowanie, jest to jedna z wytycznych zostawionych nam w Dekalogu. Dla Boga nie ma znaczenia, czy przekroczenie Jego prawa było większe czy mniejsze - przekroczenie to przekroczenie, dyskwalifikuje nas z efektywnego współżycia z innymi w Państwie Boga. Grzech jest sprzeniewierzeniem się woli Boga, sprzeniewierzeniem się zasadom współżycia, które On ustalił, jako najlepsze, najbardziej efektywne. Tyle że właśnie po to Jezus przyszedł na ziemię, żeby wziąć naszą winę za ten grzech na siebie - to On poniósł karę za to wykroczenie - śmierć, mówię tutaj o śmierci duszy - i to On egzystuje dzisiaj jako nasz obrońca, adwokat, który wziął linię obrony na siebie. Co więcej, jeśli my przyjmiemy to za fakt, On stwierdza: Będę wyrozumiały dla ich wykroczeń i nie będę pamiętał ich grzechów. Czyli ciągle jest nadzieja dla nas.

Po drugie: Bóg, który zna serca, zaświadczył na ich korzyść, dając im Ducha Świętego tak samo jak nam (Dzieje 15,8 BT). Apostoł Paweł wypowiedział te słowa w sytuacji, gdy powstał konflikt na temat tego, czy ci, podążający za Bogiem, ale nie będący obrzezani wg starego żydowskiego prawa, mogą faktycznie być przez Boga zaakceptowani. Widzę tutaj pewną paralelę - czy my, po takich zmianach w naszym życiu, możemy być zaakceptowani? Czy podążając na nowo drogą ku Bogu, mając za sobą taki bagaż zmian, wykroczeń przeciw Prawu Boga, możemy być przez Boga zaakceptowani? Fakt, który się tutaj wybija na pierwszy plan, brzmi: Bóg zna serca. Bóg wie, dlaczego tak postąpiliśmy, czego żałujemy, co chcielibyśmy naprawić, gdyby można było etc. To, co się liczy najbardziej, to to, że zagubiona owca wraca znowu do stada, że zagubiony syn marnotrawny wraca do swojego domu, do swojego ojca. Nie to, co nawyprawiał w swoim życiu, jakie wybryki ma na swoim koncie. Liczy się tutaj i teraz: wybory, których dokonujemy teraz, plan, który mamy na przyszłość, i nadzieja, czy ją pokładamy w Bogu czy w czymś innym.

Wiąże się z tym "po trzecie": Jezus wyprostował się i rzekł: Gdzież oni są, kobieto? Nikt cię nie potępił? Nikt, Panie - odpowiedziała. Rzekł jej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd nie grzesz więcej (Jan 8,10-11 BP). Jezus, nawet znając naszą przeszłość, nie potępia nas. Co zrobiliśmy, czego się dopuściliśmy - dopóki tego żałujemy i dziś chcielibyśmy przeprowadzić nasze życie w inny sposób, lepszy - Jezus nas nie potępia. Znając nasze serca, znając nasze dzieciństwo, wszystkie wpływy, jakimi zostaliśmy poddani, co wpłynęło i jak działa nasza psychika, i ile wysiłku podjęliśmy, by te rzeczy zmienić na lepsze - Jezus nas nie potępia. Zgodnie z pkt. 1 - uważa naszą przeszłość za niebyłą. Prosi tylko, by odtąd nie grzeszyć, nie potępiać dalszych wykroczeń Prawa Boga.

Po czwarte: dlaczego w takim razie nie pozostać samotnym do końca życia, by nie brnąć w to dalej i nie poślubiać rozwódki? Cóż, tutaj może być kontrowersyjnie. Ktoś mógłby stwierdzić: "ok, skoro się rozwiodłeś, Bóg przebaczył ci to, brzmi w porządku. Dlaczego jednak, wiedząc, że Jezus powiedział, że poślubienie rozwódki to dalsze wykroczenie wobec Prawa, nadal chcesz to zrobić?" I uważam takie pytanie za jak najbardziej zasadne. I odpowiadam: to kwestia mojego świadomego wyboru. Raz, że apostoł Paweł radzi: Ci, którzy nie zawarli związków małżeńskich, i wdowy dobrze postąpią, gdy tak jak ja wytrwają w tym stanie. Jeśli jednak nie są powściągliwi, niech wstąpią w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem zawrzeć małżeństwo, niż płonąć ogniem pożądliwości (1 Kor. 7,8-9 BP). Mężczyzna potrzebuje kobiety, kobieta potrzebuje mężczyzny. Dla czułości, dla miłości, dla wsparcia, dla bycia razem, dla zabarwienia swojego życia życiem z partnerem. Dla dodania koloru, smaczku. Bez tego życie jest nudne. Życie dla samego siebie jest potwornie nudne.

A dwa: Bóg dał nam rozmaite dary duchowe, talenty, zdolności. Otóż moim darem jest nauczanie, wychowywanie, wspieranie. Idealnie dla związku z kobietą i dziecka. Dlaczego miałbym marnować moje zdolności, jeśli mógłbym użyć je dla stworzenia lepszego życia jakiemuś dziecku? Być opiekunem/przyszywanym ojcem dla dziecka, które potrzebuje kogoś, by je wychować na dobrego człowieka? By je zarazić pasją życia, ciekawością świata, a w dalszej perspektywie - również Bogiem? Uważam to za rozsądny wybór. W oczach wielu może się to kłócić z tą wypowiedzią Jezusa, jednak tutaj pamiętajmy: to Bóg zna serce człowieka, i nawet pomimo tego - Bóg nas nie potępia. Na to liczę w mojej dalszej drodze z Nim.

I po piąte, jeśli zawiedliśmy wcześniej, tutaj jest doskonała wskazówka do tego, w jaki sposób mężczyzna może dbać o kobietę: Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie (Ef. 5,25 BT). Tak samo, jak Jezus oddał swoje życie dla nas, dla swojego "kościoła", czyli zgromadzenia ludzi, którzy zdecydowali się za Jezusem podążać, tak samo i my powinniśmy kochać nasze żony. Być zdolni, by oddać swoje życie za tę kobietę. Jeśli wcześniej wybraliśmy kogoś na żonę na skutek nierozsądnej albo niedojrzałej decyzji, co doprowadziło do katastrofy i rozwodu, to teraz, zaczynając wszystko od nowa, mamy szansę poprowadzić nasze życie w ten właśnie sposób, by oddać za nią wszystko.

Stąd, wracając jak gdyby do punktu wyjścia - nawet wiedząc, że za mój wybór będę się smażył w piekle, pójdę tą drogą, mając nadzieję, że Bóg mnie nie potępi i że jednak nie będę musiał być za to do piekła zesłanym. Że, tak jak Adam wybrał raczej złamanie Prawa razem z Ewą, ryzykując śmierć razem z nią, Bóg znalazł jednak wyjście z sytuacji dla nich obojga, dzięki czemu oboje dostali drugą szansę na wychowanie dzieci dla Boga. Mam nadzieję, że ten schemat będzie działał również i dla nas, rozwodników, planujących życie na nowo. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz