niedziela, 28 października 2018

Ślina

Potem przyszedł do Betsaidy; i przywiedli do niego ślepego, prosząc go, aby się go dotknął. A ująwszy onego ślepego za rękę, wywiódł go precz za miasteczko, i plunąwszy na oczy jego, włożył na niego ręce, i pytał go, jeźliby co widział. A on spojrzawszy w górę, rzekł: Widzę ludzi; bo widzę, że chodzą jako drzewa. Potem zasię włożył ręce na oczy jego, i rozkazał mu w górę spojrzeć; i uzdrowiony jest na wzroku, tak że i z daleka wszystkich jasno widział. I odesłał go do domu jego, mówiąc: I do tego miasteczka nie wchodź, i nikomu z miasteczka nie powiadaj.
Mar. 8,22-26 BG

Kolejna historia, gdzie Jezus użył śliny do uzdrowienia. I tak mi przyszło do głowy: wszystko to działo się przecież na terenach pustynnych, w innej kulturze, z innymi zasadami higieny. Ludzie zwykli jeść rękoma z tego samego garnka. Wtedy użycie śliny chyba nie kojarzyło się tak źle jak teraz? Zresztą nawet teraz czasami jakiś rodzic użyje swojej śliny, żeby zmazać jakąś smugę z twarzy swojego dziecka.

Być może więc Jezus używał śliny tylko po to, by przemyć wstępnie to miejsce, które właśnie miał uzdrowić? Skoro po samym użyciu śliny człowiek ten zaczął nieco widzieć - a opis "widzę ludzi jak drzewa" jest mi doskonale znany, bo sam używam dość grubych okularów i doskonale wiem, jak osoba z wadą wzroku widzi rzeczy. Widzieć ludzi z dala, chodzących, i przyrównać ich do drzew, wcale nie jest niczym niezwykłym, jest całkiem trafionym porównaniem.

Skoro więc ów człowiek zaczął nieco widzieć już po przetarciu jego oczu śliną, tzn. że najzwyczajniej w świecie miał te oczy brudne, czy też zaropiałe, cokolwiek... W każdym razie musiał mieć taki syf na oczach, że nie mógł widzieć nic. A po zwykłym przemyciu zobaczył już jakieś zarysy.

Nic dziwnego, że na końcu Jezus powiedział mu, żeby do tego miasteczka więcej nie wracał. Skoro był tam taki brud, i nikt tam nie zwracał na to uwagi, to po prostu znowu mógłby mieć oczy szybko zalepione jakimś brudem...







sobota, 27 października 2018

Uzdrowiony słowem. I śliną...

Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: "Effatha", to znaczy: Otwórz się. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. [Jezus] przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: "Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę".
Mar. 7,31-37 BT

To uzdrowienie opisane jest tylko w Ewangelii Marka. Mateusz podaje fakt powrotu Jezusa z Tyru nad Jezioro Galilejskie, ale nie podaje szczegółów, pisze tylko ogólnie - o tłumach.

Zazwyczaj Jezus uzdrawiał nie używając żadnych "magicznych" sztuczek. Parę razy zdarzyło Mu się jednak użyć śliny - zarówno tu, jak i w innej historii, gdzie ślepemu śliną wymieszaną z piaskiem posmarował oczy. Dlaczego tym razem stało się inaczej? Dlaczego Jezus musiał użyć śliny, by kogoś uzdrowić?

I jeszcze jedna odmienność - zazwyczaj Jezus uzdrawiał jakby a'konto odpuszczania grzechów, jako efekt przebaczenia. Tutaj jednak powiedział do pacjenta, żeby się otworzył. Dlaczego? Otóż przeczytałem gdzieś w jakichś psychologicznych artykułach, których teraz nie odnajduję, że możliwe jest takie utkwienie w pewnych ramach myślowych, że trudno dostrzec rzeczy, które wykraczają poza nie. Człowiek wówczas podąża nimi jak jakimiś koleinami - łatwo w nie wpaść, trudno z nich wyjechać, by zmienić kierunek. Możliwa jest również sytuacja, w której człowiek tak bardzo pewnych rzeczy nie chce słyszeć/widzieć, że wręcz dostrzegane/słyszane sygnały "odbijają" się od niego, sprawiając wrażenie, jakby ktoś wręcz nie dosłyszał lub nie dowidział.

Zresztą chyba raczej powszechnie wiadome jest, że człowiek o otwartym umyśle ma szersze spojrzenie na świat, potrafi więcej dostrzec, więcej doświadcza. Siedzenie w zamkniętych ramach, obstając tylko i wyłącznie przy swoim, nie będąc zdolnym do wysłuchania czyjegoś punktu widzenia stawia nas w bardzo wąskim świecie, gdzie wielu rzeczy po prostu człowiek nie jest w stanie pojąć, ponieważ zrozumienie zjawisk zachodzących wokół niego wymagałoby zrozumienia zupełnie innych mechanizmów działania, niż on jest w stanie do siebie przyjąć.

Nie o tym jednak rzecz tutaj. Czy ów głuchoniemy był tak zamknięty w sobie, że przestał słyszeć - czy też słuchać - kogokolwiek innego? Czy jest możliwe, że jeśli człowiek nie chce słyszeć świata wokół, to jego zmysły się przytępiają?

Przekład dosłowny nie wyraża się, że był to człowiek głuchoniemy. Przekład ten tłumaczy ten zwrot jako człowiek głuchy, który miał trudności z mówieniem. To natomiast, co Jezus powiedział do tego człowieka, zostało przetłumaczone jako Zostań otworzone. Powiedział to patrząc w niebo raczej, niż w owego człowieka.

Pamiętając o historii chociażby tej, gdzie Jezus uciszył burzę, przemawiając do niej, żeby się uciszyła (zob. Mar. 4,37-39), odnoszę tutaj wrażenie, że słowa "zostań otworzone" nie były skierowane bezpośrednio do tego człowieka, ale tak samo jak w przypadku owej burzy - do samego zjawiska niezdolności mówienia. Jako że Jezus był tym, któremu i wiatr i morze są Mu posłuszne (Mar. 4,41 BP), a także i rozmaite choroby, z których uzdrawiał On ludzi, a także biorąc pod uwagę to, że Jezus był prowadzony duchem Boga, tego samego Boga, który świat stworzył za pomocą samych słów tylko - dlaczego by nie uzdrowić człowieka z jego niezdolności używając samych słów?

Nie doszukiwałbym się więc tutaj dalej jakiegokolwiek sensu z otwieraniem się człowieka etc., a raczej potraktował słowa Jezusa skierowane do samej tej niezdolności, którą właśnie wyprawiał na tamten świat.

Dlaczego więc Jezus użył tutaj zarazem owej "magicznej sztuczki" ze śliną? Tego się na razie chyba nie dowiem...


[dalej - ŚLINA]
[poprzednio - WYJŚĆ POZA RAMY]