wtorek, 30 lipca 2019

Łukasz 18.1. - Bądź upierdliwy

Opowiedział im też przykład pokazujący, że trzeba się zawsze modlić i nie zniechęcać się w tym:
- Był w pewnym mieście pewien sędzia, nie mający respektu dla Boga i nie szanujący ludzi. Była też tam pewna wdowa, przychodząca do niego, prosząca o sprawiedliwość względem jej oponenta. Sędzia nie chciał jednak niczego w tej sprawie robić, aż w końcu pomyślał sobie: "Boga się nie boję i z innymi ludźmi się nie liczę, jednak ta wdowa mi się uprzykrza, więc wymierzę jej sprawiedliwość, żeby nie przychodziła tutaj bez końca.
I powiedział też dalej:
- Posłuchajcie, jaki jest tok myślenia tego niesprawiedliwego sędzi! W takim razie więc czy Bóg nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy wołają do Niego dniem i nocą, chociażby zwlekał w ich sprawach? Mówię wam, szybko weźmie ich w obronę. Tylko czy Syn Człowieka znajdzie wiarę na ziemi, gdy powróci ponownie?

na podstawie: Łuk. 18,1-8






poniedziałek, 29 lipca 2019

Łukasz 17.3. - W jaki sposób Jezus nadejdzie

Zapytany przez faryzeuszów o to, kiedy przyjdzie Państwo Boga, odpowiedział im:
- Państwo Boga nie pojawia się w sposób dostrzegalny. Nikt nie powie, że jest ono tutaj czy tam gdzieś, ale Państwo Boga jest wewnątrz was.

Powiedział też do swoich uczniów:
- Przyjdą dni, kiedy będziecie chcieli zobaczyć ten jeden z dni Syna Człowieka, ale nie zobaczycie go. I ktoś wam powie: "Tutaj jest!" Albo: "Tam jest!", ale nie idźcie tam, nie idźcie za nimi. Bo tak, jak błyskawica błyska pod niebem i rozświetla wszystko to, co pod niebem jest, tak też będzie z Synem Człowieka w Jego dniu. Najpierw jednak musi On wiele wycierpieć i zostać odrzuconym przez to pokolenie. I tak samo, jak stało się w dniach Noego, tak samo stanie się w dniach Syna Człowieczego: jedli, pili, żenili się i wychodziły za mąż, aż do dnia, w którym Noe wszedł do Arki. Wtedy przyszedł potop i wszystkich wygubił. Tak samo było też w dniach Lota: jedli, pili, handlowali, sadzili, budowali, a w dniu, gdy Lot wyszedł z Sodomy, spadły z nieba deszcz ognia i siarki i wygubiły wszystkich. Tak też będzie i w dniu, w którym objawi się Syn Człowieka. W dniu tym, jeśli ktoś będzie na dachu, a jego rzeczy w domu, niech nie schodzi na dół, by je zabrać; i tak samo, jeśli ktoś będzie na polu, niech do domu nie wraca. Pamiętajcie, co stało się z żoną Lota. Kto będzie chciał swoją duszę / swoje życie ochronić, straci je, a kto by je stracił, zachowa się przy życiu. Mówię wam: tej nocy dwoje będą w jednym łóżku i jeden zostanie wzięty, a drugi zostawiony; dwie będą pracować obok siebie i jedna zostanie wzięta, a druga zostawiona; dwóch będzie na roli - jeden zostanie wzięty, a drugi zostawiony.
- Ale gdzie? - zapytali uczniowie.
- Tam, gdzie będzie ciało, tam zlecą się sępy.

na podstawie: Łuk. 17,20-37







piątek, 26 lipca 2019

Każdy może być uzdrowiony, nie każdy to doceni

Do całej mojej serii rozkminiań warunków potrzebnych do uzdrowienia kogoś [zob. 27 UZDROWIEŃ JEZUSA], dodam jeszcze tę jedną historię:

Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: "Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami". Na ich widok rzekł do nich: "Idźcie, pokażcie się kapłanom". A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: "Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec". Do niego zaś rzekł: "Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła".
Łuk. 17,11-19 BT

Jezus uzdrowił tutaj dziesięć osób, prawdopodobnie Galilejczyków, skoro samarytańska narodowość tego jednego mogła tutaj zostać podkreślona. I pomimo, że Galilejczycy byli tutaj rodowitymi Żydami, a więc narodem, który jakoby z natury i kultury powinien wiedzieć, że Bogu się dziękuje, to dla nich ważniejsze było jednak udanie się do kapłanów, spełnienie rytualnych jakichś-tam podziękowań. Chęci może i dobre, ale skoro sami wołali wcześniej do Jezusa o cud, o uzdrowienie, to dlaczego nie byli konsekwentni w swoim sposobie myślenia?

I tylko jeden z nich, cudzoziemiec, dostrzegł ten ukryty sens tego uzdrowienia - że to Bóg go uzdrowił, i że to był Jezus, który się do tego przyczynił. I wrócił do Jezusa, by podziękować Jemu. Wygląda więc na to, że o ile celem uzdrawiania było, żeby ludzie uwierzyli w Boga, doświadczyli Boga bezpośrednio, a nie za pośrednictwem jakichś kapłanów, sakralnych miejsc czy rytuałów, i o ile Jezus wielu uzdrawiał, o tyle nie każdy z tych uzdrowionych pojął to, co było głównym celem uzdrowienia.

Ile razy wydaje się nam, że wierzymy w Boga, wierzymy Bogu, a jednocześnie podążamy jakąś ścieżką religijnych przyzwyczajeń, których sensu nie zbadaliśmy? Czy nigdy nie przeżyliśmy w naszym życiu takiej sytuacji, że zamiast iść do kościoła chcielibyśmy podziękować za coś Bogu bezpośrednio, spontanicznie, tu i teraz? Dlaczego więc by nie iść za tym głosem? Jeśli ktoś spotyka Jezusa na swojej drodze, obojętnie w którym jej punkcie, to warto się zatrzymać na moment i spojrzeć na Niego, posłuchać, co On ma nam do powiedzenia akurat tutaj i teraz.








Łukasz 17.2. - Dziesięciu uzdrowionych, jeden wierzący

Pewnego razu, idąc do Jerozolimy, szedł środkiem pomiędzy Samarią i Galileą. Wchodząc do pewnej wioski, wyszło Mu naprzeciw dziesięciu trędowatych i stanęli z daleka, wołając:
- Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!
Gdy Jezus ich zobaczył, odpowiedział im:
- Idźcie pokazać się kapłanom.
A gdy odchodzili, zostali oni oczyszczeni [z trądu, jak mniemam]. Jeden z nich, Samarytanin, ujrzawszy, że został uleczony, wrócił się wysławiając Boga za to, potem upadł w pokłonie u stóp Jezusa dziękując mu. Jezus odpowiedział mu tylko:
- Czy nie dziesięciu was zostało oczyszczonych? Gdzie pozostałych dziewięciu? Nie znalazł się nikt inny, kto by chwalił Boga za to, tylko ten jeden cudzoziemiec? Wstań i idź, to twoja wiara cię uzdrowiła.

na podstawie: Łuk. 17,11-19

[komentarz - KAŻDY MOŻE BYĆ UZDROWIONY, NIE KAŻDY TO DOCENI]








czwartek, 25 lipca 2019

Łukasz 17.1. - Zrażenie kogoś, wiara, domaganie się wdzięczności

Powiedział Jezus dalej do swoich uczniów:
- Niemożliwe jest, aby nie doszło do żadnych skandali, ale biada temu, który je wywołuje. Byłoby lepiej dla niego zawiązać kamień u szyi i rzucić się w morze niż żeby miał zrazić kogoś z tych mniejszych. Uważajcie na siebie nawzajem. Jeśli twój brat zgrzeszyłby / przekroczyłby Prawo Boga przeciwko tobie, upomnij go, i jeśli by żałował, odpuść mu / przebacz mu. I nawet jeśli siedem razy dziennie robiłby coś przeciwko tobie, ale za każdym razem zwróciłby się do ciebie, żałując - odpuść mu.

Na co Jego uczniowie odpowiedzieli Mu:
- Dodaj nam wiary.
- Gdybyście mieli wiarę jak ziarno gorczycy [nasienie rośliny, która potem wyrasta w ogromne drzewo], moglibyście powiedzieć tej morwie: "Przenieś się razem z korzeniami w morze", a ta byłaby wam posłuszna.

- Kto z was, mając jakiegoś robotnika zajętego orką albo wypasem, powie mu, gdy wróci z pola: "Wejdź, usiądź do stołu"? Czy nie powiecie mu raczej: "Ugotuj coś, załóż jakiś fartuch i obsługuj mnie, dopóki się nie najem i nie napiję, a ty zjesz i napijesz się później"? Czy jesteś wdzięczny twojemu robotnikowi, że wykonał swoją pracę? Nie wydaje mi się. Tak i wy, gdy już wykonacie wszystko, co do was należało, mówcie, że już nie jesteście potrzebni, bo wszystko, co do was należało, już zrobiliście.

na podstawie: Łuk. 17,1-10







środa, 24 lipca 2019

Łukasz 16.3. - Bogacz i Łazarz w Hadesie

Był pewien bogaty człowiek, ubierał się w purpurę i delikatny len, i codziennie bawił się wyśmienicie. U jego bram natomiast przebywał inny człowiek, żebrak Łazarz, owrzodziały. Chciał on żywić się tym, co zostawało ze stołu bogacza. Psy przychodziły do niego, liżąc mu owrzodziałe rany.

Pewnego dnia żebrak umarł i został odprowadzony przez aniołów na pierś/łono Abrahama. Umarł też i bogacz i został pochowany. I będąc w Hadesie, krainie umarłych, w męczarniach, podniósłszy oczy zobaczył z daleka Abrahama i Łazarza na jego piersi. Wtedy zawołał:
- Ojcze Abrahamie, zlituj się nade mną i poślij to do mnie Łazarza, żeby zanurzył swój palec w wodzie i schłodził mój język, bo cierpię w tym płomieniu.
- Synu mój, - odpowiedział Abraham - pamiętaj, że ty swoje dobra przyjąłeś już w swoim życiu, Łazarz natomiast przyjął mnóstwo złego. Teraz Łazarz jest tutaj pocieszany, ty natomiast doznajesz bólu. Poza tym wszystkim pomiędzy nami a wami ustanowiona została wielka przepaść, żeby ci, którzy chcieliby przejść stąd do was, nie mogli, ani żeby stamtąd do nas nikt się nie przeprawił.
- Proszę cię więc, ojcze Abrahamie, poślij go do domu mojego ojca, niech ostrzeże moich pięciu braci, żeby i oni nie trafili do tego miejsca cierpienia.
- Mają Mojżesza i proroków, niech ich słuchają.
- Nie, ojcze Abrahamie, tylko jeśli pójdzie do nich ktoś z umarłych, wtedy będą żałować / zmienią swoje myślenie.
- Jeśli Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby ktoś powstał z umarłych, nie dadzą się przekonać.

na podstawie: Łuk. 16,19-31

[dalej - ZRAŻENIE KOGOŚ, WIARA, DOMAGANIE SIĘ WDZIĘCZNOŚCI]
[poprzednio - ROZWÓD I PONOWNE MAŁŻEŃSTWO]
[do początku tej serii]






wtorek, 23 lipca 2019

Łukasz 16.2. - Rozwód i ponowne małżeństwo

Każdy opuszczający żonę jego i poślubiający inną cudzołoży i każdy też, który przez męża opuszczoną poślubia - również cudzołoży.

na podstawie: Łuk. 16,18






=======================================================





Zazwyczaj staram się tak dzielić historie, żeby każda część tego cyklu była jakoś powiązana tematycznie. Jednak to zdanie tutaj Łukasz wplótł tak ni w pięć ni w dziewięć, bez związku czy to z poprzednią historią, czy z następującą. Czy to Jezus tak wplótł tę wypowiedź ni w pięć ni w dziewięć, czy to Łukaszowi nagle się przypomniało, że coś tam jeszcze Jezus w międzyczasie powiedział ważnego i warto byłoby zapisać - nie wiem.

Ale może warto się tutaj zatrzymać, na tym jednym zdaniu, bo ludzi w moim wieku często kłuje ono w oczy i nie wiadomo, jak do niego podejść. Sam jestem rozwodnikiem, co więcej - zamierzam poślubić również rozwódkę.

Grzech jak kosmos.

Droga prosto do piekła.

Czyżby?...

Cóż, Jezus przyszedł na ziemię, by wskazać nam właściwą drogę do Państwa Boga, tzn. do długiego, wiecznego życia, w świecie idealnym, o jakim każdy marzy. Zostawił nam mnóstwo wskazówek, nauczył też swoich uczniów swojej idei, by oni nauczali nas dalej, a uczniowie Jego uczniów by uczyli kolejnych uczniów i tak dalej i tak dalej...

Nie mam żadnego pojęcia o tym, jak wyglądała sprawa rozwodów i ponownych małżeństw w ówczesnym świecie, 2000 lat temu, w czasach Jezusa, na terenie Judei. Nie wiem, w jakim kontekście Jezus to wypowiedział, na co chciał zwrócić uwagę, co było największym wykroczeniem ze strony tamtejszego społeczeństwa.

I czy powiedziałby to samo, gdyby miał powiedzieć te słowa dzisiaj. Pewnie tak, skoro innym razem powiedział też: Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni (Mat. 5,18 BT). Ale czy zostawiłby te słowa tylko tak, wiedząc, że będziemy spoglądać na siebie w ponurym milczeniu, my, rozwodnicy, bez nadziei na dalszą drogę do Państwa Boga?...

Cóż. Osobiście pocieszam się tutaj kilkoma myślami. Może komuś innemu również to da jakąś nadzieję.

Potraktuję ten post także jako formę małej prywatnej spowiedzi.

Z tego, co mówimy, najważniejsze jest to: Mamy arcykapłana, który zasiadł na prawicy Majestatu, na Jego tronie w niebie. On spełnia służbę w świątyni, to jest w namiocie prawdziwym, jaki zbudował Pan, a nie człowiek. (...) Będę wyrozumiały dla ich wykroczeń i nie będę pamiętał ich grzechów (Hebr. 8,1-2.12 BT). Więc po pierwsze - to, że się rozwiedliśmy, wobec Boga liczone jest jako grzech, wykroczenie wobec prawa. W Jego zamyśle człowiek powinien być z jedną partnerką, raz, przez całe życie. Nie jest to ani większy, ani mniejszy grzech czy wykroczenie niż np. kradzież, zabójstwo czy fałszywe plotkowanie, jest to jedna z wytycznych zostawionych nam w Dekalogu. Dla Boga nie ma znaczenia, czy przekroczenie Jego prawa było większe czy mniejsze - przekroczenie to przekroczenie, dyskwalifikuje nas z efektywnego współżycia z innymi w Państwie Boga. Grzech jest sprzeniewierzeniem się woli Boga, sprzeniewierzeniem się zasadom współżycia, które On ustalił, jako najlepsze, najbardziej efektywne. Tyle że właśnie po to Jezus przyszedł na ziemię, żeby wziąć naszą winę za ten grzech na siebie - to On poniósł karę za to wykroczenie - śmierć, mówię tutaj o śmierci duszy - i to On egzystuje dzisiaj jako nasz obrońca, adwokat, który wziął linię obrony na siebie. Co więcej, jeśli my przyjmiemy to za fakt, On stwierdza: Będę wyrozumiały dla ich wykroczeń i nie będę pamiętał ich grzechów. Czyli ciągle jest nadzieja dla nas.

Po drugie: Bóg, który zna serca, zaświadczył na ich korzyść, dając im Ducha Świętego tak samo jak nam (Dzieje 15,8 BT). Apostoł Paweł wypowiedział te słowa w sytuacji, gdy powstał konflikt na temat tego, czy ci, podążający za Bogiem, ale nie będący obrzezani wg starego żydowskiego prawa, mogą faktycznie być przez Boga zaakceptowani. Widzę tutaj pewną paralelę - czy my, po takich zmianach w naszym życiu, możemy być zaakceptowani? Czy podążając na nowo drogą ku Bogu, mając za sobą taki bagaż zmian, wykroczeń przeciw Prawu Boga, możemy być przez Boga zaakceptowani? Fakt, który się tutaj wybija na pierwszy plan, brzmi: Bóg zna serca. Bóg wie, dlaczego tak postąpiliśmy, czego żałujemy, co chcielibyśmy naprawić, gdyby można było etc. To, co się liczy najbardziej, to to, że zagubiona owca wraca znowu do stada, że zagubiony syn marnotrawny wraca do swojego domu, do swojego ojca. Nie to, co nawyprawiał w swoim życiu, jakie wybryki ma na swoim koncie. Liczy się tutaj i teraz: wybory, których dokonujemy teraz, plan, który mamy na przyszłość, i nadzieja, czy ją pokładamy w Bogu czy w czymś innym.

Wiąże się z tym "po trzecie": Jezus wyprostował się i rzekł: Gdzież oni są, kobieto? Nikt cię nie potępił? Nikt, Panie - odpowiedziała. Rzekł jej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd nie grzesz więcej (Jan 8,10-11 BP). Jezus, nawet znając naszą przeszłość, nie potępia nas. Co zrobiliśmy, czego się dopuściliśmy - dopóki tego żałujemy i dziś chcielibyśmy przeprowadzić nasze życie w inny sposób, lepszy - Jezus nas nie potępia. Znając nasze serca, znając nasze dzieciństwo, wszystkie wpływy, jakimi zostaliśmy poddani, co wpłynęło i jak działa nasza psychika, i ile wysiłku podjęliśmy, by te rzeczy zmienić na lepsze - Jezus nas nie potępia. Zgodnie z pkt. 1 - uważa naszą przeszłość za niebyłą. Prosi tylko, by odtąd nie grzeszyć, nie potępiać dalszych wykroczeń Prawa Boga.

Po czwarte: dlaczego w takim razie nie pozostać samotnym do końca życia, by nie brnąć w to dalej i nie poślubiać rozwódki? Cóż, tutaj może być kontrowersyjnie. Ktoś mógłby stwierdzić: "ok, skoro się rozwiodłeś, Bóg przebaczył ci to, brzmi w porządku. Dlaczego jednak, wiedząc, że Jezus powiedział, że poślubienie rozwódki to dalsze wykroczenie wobec Prawa, nadal chcesz to zrobić?" I uważam takie pytanie za jak najbardziej zasadne. I odpowiadam: to kwestia mojego świadomego wyboru. Raz, że apostoł Paweł radzi: Ci, którzy nie zawarli związków małżeńskich, i wdowy dobrze postąpią, gdy tak jak ja wytrwają w tym stanie. Jeśli jednak nie są powściągliwi, niech wstąpią w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem zawrzeć małżeństwo, niż płonąć ogniem pożądliwości (1 Kor. 7,8-9 BP). Mężczyzna potrzebuje kobiety, kobieta potrzebuje mężczyzny. Dla czułości, dla miłości, dla wsparcia, dla bycia razem, dla zabarwienia swojego życia życiem z partnerem. Dla dodania koloru, smaczku. Bez tego życie jest nudne. Życie dla samego siebie jest potwornie nudne.

A dwa: Bóg dał nam rozmaite dary duchowe, talenty, zdolności. Otóż moim darem jest nauczanie, wychowywanie, wspieranie. Idealnie dla związku z kobietą i dziecka. Dlaczego miałbym marnować moje zdolności, jeśli mógłbym użyć je dla stworzenia lepszego życia jakiemuś dziecku? Być opiekunem/przyszywanym ojcem dla dziecka, które potrzebuje kogoś, by je wychować na dobrego człowieka? By je zarazić pasją życia, ciekawością świata, a w dalszej perspektywie - również Bogiem? Uważam to za rozsądny wybór. W oczach wielu może się to kłócić z tą wypowiedzią Jezusa, jednak tutaj pamiętajmy: to Bóg zna serce człowieka, i nawet pomimo tego - Bóg nas nie potępia. Na to liczę w mojej dalszej drodze z Nim.

I po piąte, jeśli zawiedliśmy wcześniej, tutaj jest doskonała wskazówka do tego, w jaki sposób mężczyzna może dbać o kobietę: Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie (Ef. 5,25 BT). Tak samo, jak Jezus oddał swoje życie dla nas, dla swojego "kościoła", czyli zgromadzenia ludzi, którzy zdecydowali się za Jezusem podążać, tak samo i my powinniśmy kochać nasze żony. Być zdolni, by oddać swoje życie za tę kobietę. Jeśli wcześniej wybraliśmy kogoś na żonę na skutek nierozsądnej albo niedojrzałej decyzji, co doprowadziło do katastrofy i rozwodu, to teraz, zaczynając wszystko od nowa, mamy szansę poprowadzić nasze życie w ten właśnie sposób, by oddać za nią wszystko.

Stąd, wracając jak gdyby do punktu wyjścia - nawet wiedząc, że za mój wybór będę się smażył w piekle, pójdę tą drogą, mając nadzieję, że Bóg mnie nie potępi i że jednak nie będę musiał być za to do piekła zesłanym. Że, tak jak Adam wybrał raczej złamanie Prawa razem z Ewą, ryzykując śmierć razem z nią, Bóg znalazł jednak wyjście z sytuacji dla nich obojga, dzięki czemu oboje dostali drugą szansę na wychowanie dzieci dla Boga. Mam nadzieję, że ten schemat będzie działał również i dla nas, rozwodników, planujących życie na nowo. 







niedziela, 21 lipca 2019

Łukasz 16.1. - Chciwość a oddanie Bogu

Mówił do swoich uczniów tak:

- Był pewien bogaty człowiek, mający zarządcę. Zarządca ten został oskarżony przed nim o trwonienie jego mienia. Przywołał go więc do siebie i powiedział mu: "Co to ja właśnie o tobie usłyszałem? Pokaż mi rachunki z twojego zarządzania, nie będziesz już więcej zarządzał". Zarządca natomiast pomyślał sobie: "Co ja zrobię, gdy mój gospodarz odbierze mi funkcję zarządzania? Do kopania nie jestem wystarczająco silny, a żebrać się wstydzę. Już wiem, co zrobię, żeby - gdy zostanę odsunięty od zarządzania - żeby ludzie przyjęli mnie do swoich domów".

Zwołał więc każdego z dłużników swojego gospodarza i zaczął rozmawiać:
- Ile jesteś winny mojemu gospodarzowi?
- Sto baryłek oliwy.
- Weź swoją umowę i napisz szybko pięćdziesiąt.
Potem powiedział innemu:
- Ile ty jesteś winien?
- Sto koros [1 koros = ok. 390 litrów; miara stosowana do ziarna, mąki etc.]
- Weź swoją umowę i napisz osiemdziesiąt.

I pochwalił gospodarz tego naginającego prawo zarządcę, że rozsądnie postąpił, ponieważ dzieci tego świata są w tym pokoleniu rozsądniejsi od dzieci światła. Ja wam też mówię: jednajcie sobie przyjaciół hołdującym wartościom niesprawiedliwości, żeby - kiedy was by zabrakło / wy byście byli skończeni, żeby oni przyjęli was do swoich gospodarstw. Ktoś, kto jest wierny w najmniejszych rzeczach, będzie wierny i w dużych, a ktoś, kto jest niesprawiedliwy w małych rzeczach, będzie niesprawiedliwy i w dużych. Jeśli więc w wartościach niesprawiedliwości nie staliście się wierni, to kto wam prawdziwą wartość powierzy? I jeśli zarządzając cudzą własnością nie staliście się wierni / godni zaufania, to kto wam da coś na własność? Żaden pracownik domowy nie może pracować jednocześnie dla dwóch gospodarzy, bo jednemu będzie oddany mniej, a drugiemu bardziej, albo jednego będzie się trzymać, a drugiego będzie lekceważył. Nie możecie jednocześnie służyć Bogu i bogactwie / wartościom niesprawiedliwości.

Tego wszystkiego słuchali faryzeusze, którzy byli chciwi, i wyśmiewali Go. Ale Jezus powiedział im:
- Wy uznajecie siebie przed ludźmi za sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca, ponieważ to, co przed ludźmi wydaje się być prestiżowe, przed Bogiem jest tylko ohydą. Aż do Jana [Chrzciciela] były Prawo i Prorocy, ale od tamtego czasu głoszona jest Dobra Nowina o Królestwie Boga i każdy wdziera się do niego gwałtem. Ale łatwiej jest, żeby niebo i ziemia przeminęły, niż żeby przeminęła jedna kreska z litery prawa.

na podstawie: Łuk. 16,1-17







sobota, 13 lipca 2019

Łukasz 15.2. - Opowieść o synu marnotrawnym

I opowiedział historię/przypowieść:

Pewien ojciec miał dwóch synów. Młodszy z nich pewnego razu powiedział ojcu: "Oddaj mi tę część majątku, która przypada na mnie [po twojej śmierci]". Ojciec rozdzielił więc wszystko pomiędzy nich. Nie upłynęło wiele dni, a ten młodszy zebrał to wszystko, co należało do niego i wyjechał gdzieś za granicę, wydając tam wszystko na zabawę. A gdy już wszystko wydał, nadszedł w tym kraju kryzys gospodarczy i młodszy syn zaczął żyć w biedzie. Najął się więc u jednego z obywateli tego kraju, a ten posłał go na wieś, żeby pasł mu świnie. I bardzo chciał napełnić swój żołądek łuskami chleba świętojańskiego / paszą dla świń, ale nikt mu jej nie chciał dać. A gdy doszedł nieco do siebie, zaczął rozmyślać: "Najemnicy u mojego ojca mają chleba w bród, a ja tutaj głodny chodzę. Pojdę więc tam do niego i powiem mu, że źle zrobiłem wobec nieba i wobec niego i nie zasługuję więcej na to, by być jego synem, ale żeby chociaż przyjął mnie jako swojego najemnika".

Wstał więc i poszedł. A gdy był jeszcze daleko, jego ojciec go zobaczył, poczuł litość na jego widok, podbiegł do niego i rzucił mu się na szyję. Syn natomiast powiedział na to: "Ojcze, źle zrobiłem wobec nieba i ciebie, nie zasługuję dłużej na to, by być twoim synem". Ale ojciec polecił robotnikom znaleźć najlepsze ubranie, ubrać go, dać mu biżuterię i obuwie, i żeby znaleziono tłustego cielaka i ubito go, żeby zjeść radosny posiłek z powodu jego powrotu. "Ponieważ mój syn był martwy, ale wrócił do życia, był zagubiony, ale odnalazł się". I rozpoczęto przyjęcie.

Starszy syn natomiast był jeszcze w tym czasie na polu. Wracając do domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał więc jednego z chłopców i zapytał, o co chodzi. W odpowiedzi usłyszał: "Twój brat wrócił, ojciec zabił więc tłustego cielaka z tej okazji, bo brat zdrowy wrócił". Rozgniewał się wtedy ów starszy syn i nie chciał przyjść na to przyjęcie. Ale jego ojciec przyszedł i poprosił go o przyjście. Syn odpowiedział jednak: "Tyle lat pracuję tutaj z tobą, nigdy nie przekroczyłem żadnego twojego polecenia, a nigdy nawet kozła mi z tej okazji nie dałeś, żebym mógł przyjęcie z przyjaciółmi zrobić. A gdy pojawił się ten drugi syn, co połowę twojego majątku roztrwonił na dziwki, zabiłeś dla niego cielaka". Ojciec powiedział mu na to: "Dziecko, ty zawsze ze mną jesteś, i wszystko co jest moje, jest też twoje. Uważam jednak, że było słuszne wyprawić przyjęcie z powodu powrotu twojego brata, bo był martwy i wrócił do życia, i był zagubiony i odnalazł się".







piątek, 12 lipca 2019

Nie módl się, żeby Bóg zrobił coś za ciebie

Takie spostrzeżenie przyszło mi do głowy: dość często modlimy się, żeby Bóg coś dla nas zrobił. Wyprostował jakąś sytuację, wyprostował czyjeś intencje, zatrzymał kogoś... Tak, na tym polega wiara, żeby ufać, że Bóg może dla nas i za nas te rzeczy zrobić.

ALE.

Często jednak zapominamy, że między naszymi próbami rozwiązania danej sytuacji, a proszeniem Boga o pomoc w rozwiązaniu jej, jest jeszcze jeden krok. Jaki?

Mojżesz, zanim stał się liderem całego narodu izraelskiego, wpierw spędził 40 lat między owcami, na pustyni. Uczył się prowadzić duże stado owiec (Biblia mówi, że jego stado stawało się coraz większe) i dbać o nie, zanim stanął na czele dużego tłumu ludzi.

Jezus, zanim rozesłał swoich dwunastu najbliższych uczniów z misją "uczcie wszystkie narody", najpierw poświęcił im trzy i pół roku czasu na to, żeby ich nauczyć rozmaitych rzeczy - zarówno duchowych, jak i normalnych, ludzkich.

Nauka. Zanim zaczniemy prosić Boga, żeby zrobił coś za nas, zanim "zepchniemy" odpowiedzialność za coś na Niego - najpierw dobrze jest poprosić Go o to, żeby nas samych nauczył, jak z tej sytuacji wybrnąć. Istnieje tutaj wiele dziedzin, których człowiek może się nauczyć: mechanizmy ekonomiczne, mechanizmy psychologiczne... Może zamiast siedzieć i czekać, aż Bóg coś zmieni w danej sytuacji, dobrze jest najpierw prosić Boga, żeby pokazał i nauczył nas, czy jest możliwe, żebyśmy my sami mogli rozwiązać tę sytuację, czy możemy nabrać jakiegoś doświadczenia w tej dziedzinie, czy możemy się nauczyć czegoś, co później, w dalszym życiu, wielokrotnie może się nam przydać.

Nie módl się, żeby Bóg zrobił coś za ciebie. Módl się najpierw, żeby Bóg pokazał ci drogę, JAK TO ZROBIĆ. 

Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą.
Filip. 2,13 BT






czwartek, 11 lipca 2019

Łukasz 15.1. - Zgubiona owca, zgubiona moneta, zgubiony człowiek

Do Jezusa podchodzili wszyscy poborcy podatków i grzesznicy, aby Go słuchać, natomiast faryzeusze i znawcy Prawa szemrali/narzekali, że ten ich przyjmuje i z nimi jada. Jezus na to im odpowiedział:

- Kto z was, mając sto owiec, zgubiwszy jedną z nich, nie zostawia tych dziewięćdziesiąt dziewięciu gdzieś na pustkowiu i nie idzie za tą zgubioną, póki ją nie znajdzie? A gdy już znajdzie, bierze ją na ramiona i cieszy się, a po powrocie do domu zwołuje przyjaciół i sąsiadów, mówiąc im: "Znalazłem moją zgubioną owcę, cool, prawda?". Mówię wam, taka sama radość będzie miała miejsce w niebie z powodu odnalezienia się jednego grzesznika, który zechciałby zmienić swój sposób myślenia, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu ludzi prawych, którzy nie mają takie potrzeby.

- Albo jeśli jakaś kobieta mająca dziesięć monet, jeśli zgubiłaby jedną z nich, to czy nie zapala światła i nie zamiata całej podłogi i nie szuka, dopóki nie znajdzie? A gdy znajdzie, rozpowiada to między sąsiadkami i przyjaciółkami, i wszystkie cieszą się, że ta jedna znalazła tę monetę, którą zgubiła. Tak też i wam tłumaczę: w niebie aniołowie cieszą się z każdego jednego, który się odnalazł [na nowej drodze].

na podstawie: Łuk. 15,1-10

[dalej - OPOWIEŚĆ O SYNU MARNOTRAWNYM]
[poprzednio - PLANOWANIE MOŻLIWOŚCI DOKONANIA WYBORU]
[do początku tej serii]







środa, 10 lipca 2019

Łukasz 14.3. - Planowanie możliwości dokonania wyboru

Podczas gdy podążał za Nim tłum ludzi, On obrócił się do nich i powiedział:

- Jeśli ktoś przychodzi do mnie i nie wybiera mnie ponad ojca swojego i matkę, i żonę, i dzieci i całego swojego rodzeństwa, i ponad całe swoje życie, nie może być moim uczniem. Kto też nie dźwiga swojego krzyża, a idzie za mną, nie może być moim uczniem. Bo kto z was, chcąc zbudować coś, nie usiądzie najpierw i nie obliczy, czy ma na wykończenie? Żeby nie stało się tak, że gdy położy fundament i nie był w stanie budynku dokończyć, żeby nie śmiali się z niego wszyscy, którzy to widzą, śmiejąc się: "Ten człowiek zaczął budować, ale nie był w stanie dokończyć".

- Albo który król, idąc na bitwę z innym królem, czy nie usiądzie najpierw i nie będzie planował, czy jest wystarczająco silny, by z dziesięcioma tysiącami wyjść naprzeciwko dwudziestu tysiącom? A jeśli nie jest, to czy nie wysyła do niego poselstwa z pytaniem o warunki pokoju, póki tamten jest jeszcze daleko? Tak też więc żaden z was, który nie rozstanie się wcześniej ze wszystkim, co do niego należy, nie może być moim uczniem.

- Sól jest dobra. Ale jeśli sól zwietrzeje, to czym ją samą można przyprawić? Nie nada się taka ani do ziemi, ani do nawozu, wyrzuca się ją. Kto ma uszy do słuchania, niechże słucha.

na podstawie: Łuk. 14,25-35








poniedziałek, 8 lipca 2019

Nienawidzieć ojca.

Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.
Łuk. 14,26

Ten fragment, jak i wiele innych fragmentów w Nowym Testamencie, mówiących o nienawiści lub nienawidzeniu kogoś, trochę konsternują. Dokładnie tych miejsc, w których słowo określające tę "nienawiść" zostało użyte w Nowym Testamencie, jest 38*, wg Słownika Stronga. Całkiem sporo, jak na opowieść o tym, kto opowiadał o miłowaniu bliźniego.

Tymczasem wg tego słownika, który wielokrotnie wyjaśnił mi już wiele zawiłości, słowo określające nienawiść tutaj, pojęcie nienawiści tutaj nie jest tak jednoznaczne. Okazuje się, że to słowo tutaj, użyte w języku greckim, ma szerszy kontekst znaczeniowy, niż nasze słowo określające nienawiść: poprawnie: nie cierpieć, nie znosić kogoś, bazując na porównaniu; stąd: potępiać, kochać kogoś lub coś mniej niż kogoś innego, np. w odniesieniu jednego wyboru w stosunku do innego. (...) Zauważ tutaj porównaniowy charakter tego słowa, który opiera się na moralnym wyborze, eksponujący jedną wartość ponad inną.**

Stąd też tłumaczenia, zaprezentowane zarówno przez Biblię Tysiąclecia jak i Biblię Warszawską, są ekstremalne, skrajne, i nie oddają faktycznego charakteru myśli Jezusa tutaj. Biblia Poznańska najbardziej trafia tutaj w sedno:

Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a swego ojca i matkę, i żonę, i dzieci, i braci, i siostry, a nawet siebie samego kocha bardziej niż Mnie, nie może być moim uczniem.

Dlatego że faktycznie Jezus nie mówi tutaj o NIENAWIDZENIU swojej rodziny. Jezus nie mówi, że jeśli ktoś nie nienawidzi swojej rodziny, to nie może przyjść do Niego. Jezus mówi tutaj, że jeśli ktoś PRZEDKŁADA swoją rodzinę ponad Jego, ten nie może przyjść do Niego. Tak, bo w tym momencie rodzina, choć jest wartością najwyższą, składa się z normalnych ludzi, z których każdy ma swoja opinię, swoje poglądy, bardziej lub mniej trafne, i jeśli my sami podejmujemy jakieś decyzje, to nie każdy z członków rodziny musi się z nią zgadzać. Nie możemy liczyć na stuprocentowe wsparcie wszystkich. Akurat tak samo, jak Jezus. Ale to nie oznacza, że mamy te osoby NIENAWIDZIEĆ, o nie. To oznacza, że bazując na porównaniu, mamy sami WYBRAĆ, za kim bardziej jesteśmy, KTO JEST NASZYM BEZWZGLĘDNYM PRIORYTETEM. Że póki nie wybierzemy Jezusa ponad naszego biologicznego ojca, czy żonę, która może mieć różną opinię na dany temat, czy ponad siostrę czy brata, którzy mogą spoglądać na nas z dezaprobatą z powodu wyboru, który dokonaliśmy - dopóty nie jest możliwe w pełni iść za Jezusem.

* - Pełen spis tych tekstów znajdziesz tutaj: http://biblia.oblubienica.eu/wystepowanie/strong/id/3404
** - Słownik Stronga: https://biblehub.com/greek/3404.htm








niedziela, 7 lipca 2019

Łukasz 14.2. - Metafory o gościach zaproszonych na przyjęcia

Potem, gdy zobaczył, że zaproszeni wybierali sobie jak najlepsze miejsca, zaczął im opowiadać:
- Jeśli jesteście zaproszeni przez kogoś na wesele, nie siadaj sam na jak najlepszym miejscu, bo może się okazać, że wśród zaproszonych znajduje się ktoś bardziej uhonorowany od was, a wtedy ten, który zaprosił i jego i was, podejdzie do was i poprosi o ustąpienie miejsca. Wtedy ze wstydem będziecie musieli zająć ostatnie miejsce. Ale gdy zaproszeni pójdziecie i zajmiecie ostatnie miejsca, i przyjdzie ten, który was zaprosił, i poprosi: "Przyjacielu, usiądź bliżej" - wtedy spotka was zaszczyt wobec pozostałych zaproszonych. Każdy, kto sam się wywyższa, będzie umniejszony, a każdy, kto się umniejsza, będzie uhonorowany.

Powiedział też do tego, który Go zaprosił:
- Jeśli urządzasz jakiś posiłek albo wspólny obiad, nie wołaj przyjaciół twoich, braci czy krewnych, czy też bogatych sąsiadów, żeby móc być zaproszonym przez nich również, w zamian, co stałoby się swego rodzaju odpłatą dla ciebie. Ale gdy urządzasz jakiś wspólny obiad, zapraszaj ubogich, kalekich, ułomnych i niewidomych. I będziesz wtedy szczęśliwy, ponieważ oni nie mają dla ciebie nic w zamian. A odpłatę otrzymasz po zmartwychwstaniu sprawiedliwych/prawych.

Któryś ze współzaproszonych odezwał się na to:
- Szczęśliwy ten, kto będzie jadł chleb w Królestwie Boga.
A Jezus ciągnął dalej:
- Pewien człowiek urządził wystawny obiad i zaprosił wiele osób. O czasie rozpoczęcia wysłał on swojego pracownika domowego, żeby powiedzieć wszystkim zaproszonym, żeby już przychodzili, bo wszystko jest już gotowe. Ale tutaj zaczęły się wymówki i prośby o usprawiedliwienie: jeden, że pole właśnie kupił i musi wyjść je zobaczyć; inny, że kupił właśnie pięć par wołów i idzie je wypróbować; jeszcze inny, że właśnie się ożenił i dlatego nie może przyjść. Gdy ów pracownik wrócił i powtórzył wszystko swojemu gospodarzowi, ten zezłościł się i powiedział mu, żeby poszedł na place miasta i ulice, żeby sprosić biednych, kalekich, ułomnych i niewidomych. Pracownik wykonał to i powiedział do gospodarza, że jest jeszcze trochę miejsca. Wtedy gospodarz polecił mu, żeby wyszedł na drogi i szedł przez opłotki i namawiał koniecznie, żeby dom się zapełnił. I tak wam mówię: nikt z tych wcześniej zaproszonych nie spróbuje nawet tego obiadu.

na podstawie: Łuk. 14,7-24







sobota, 6 lipca 2019

Łukasz 14.1. - Prowokacyjne uzdrowienie w sabat

Zdarzyło się pewnego razu, że przyszedł Jezus w sabat do domu pewnego faryzeusza na posiłek, obserwowany przez wielu. Pojawił się wtedy przed nim jakiś mężczyzna z obrzękiem. Wtedy Jezus zadał pytanie znawcom Prawa i faryzeuszom:
- To można w sabat uzdrawiać czy nie można?
Ale oni milczeli. Wtedy Jezus ujął go, uzdrowił i polecił odejść. I odpowiedział też do nich:
- Jeśli komuś z was osioł albo wół wpadnie do studni, to nie wyciągnie go od razu, w dniu sabatu jeszcze?

Ale nikt nie miał siły Mu zaprzeczyć.

na podstawie: Łuk. 14,1-6








wtorek, 2 lipca 2019

Łukasz 13.4. - Jezus przewiduje spustoszenie Jerozolimy

W tym czasie podeszli też do Niego jacyś faryzeusze, mówiąc:
- Idź, uciekaj stąd, bo Herod chce cię zabić.
Ale Jezus odpowiedział:
- Idźcie wy i powiedzcie temu lisowi: Wyrzucam demony, uleczam, jeszcze tylko dzisiaj i jutro, a trzeciego dnia zakończę to. Ale jeszcze dziś, jutro i pojutrze muszę być w drodze, bo nie może się zdarzyć tak, że prorok zginie poza Jerozolimą.

- O Jerozolimo, Jerozolimo, które zabijasz proroków i kamieniujesz tych, którzy zostali do ciebie wysłani... Ileż razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak kura swoje pisklęta pod swoimi skrzydłami, ale wy nie chcieliście. Wasz dom stanie się pusty. I mówię wam: Nie zobaczycie mnie więcej, aż przyjdzie czas, gdy zaczniecie mówić: Błogosławiony jest ten, który przychodzi w imieniu Pana

na podstawie: Łuk. 13,31-35

[poprzednio - KRÓLESTWO BOGA]