niedziela, 30 listopada 2014

Apokalipsa, 9. - Jest nadchodzący - to dzieje się TERAZ

Jan do siedmiu zgromadzeń/zborów/parafii w Azji: Łaska wam i pokój od Tego Będącego/Istniejącego i Który był, i Który jest nadchodzący, i od tych siedmiu duchów, które jest przed tym tronem Jego.
Obj. 1,4 PD

W poprzednim rozmyślaniu na temat tego wersetu zastanawiałem się nad Tym, Który był i Który jest, tymczasem:

Ja jestem Alfą i Omegą, początkiem i końcem - mówi Pan - Który jest, i Który był i Który przychodzi, Wszechmogący. 
Obj. 1,8 PD

Sam Bóg* jest Tym, Który był, jest i który jest nadchodzący. Tak, nie: "który przyjdzie", ale: "który jest nadchodzący". To forma imiesłowu czasu teraźniejszego. To znaczy, że nawet, jeśli dla nas jest to pojęcie oznaczające przyszłość, daleką, absolutnie nieokreśloną przyszłość, to tak naprawdę to nie jest przyszłością, ale teraźniejszością. To dzieje się TERAZ. To oznacza, że wszystko, cokolwiek robimy TERAZ, wszystkie decyzje, które podejmujemy TERAZ, wytyczają naszą drogę, naszą pozycję względem Tego, który przychodzi. To jak kierowanie samochodem - każdy ruch kierownicą, pedałem gazu czy hamulca, skutkuje zmianą naszego położenia w przyszłości. Bliskiej co prawda, bo tej dotyczącej za kilka zaledwie sekund, minut, może godzin, ale tak to właśnie działa.

Nie ma więc co zostawiać decyzji na ostatni moment, ponieważ "ta przyszłość" zacznie się dopiero "kiedyś tam", ale ona jest już tutaj, teraz, ona się dzieje, a my jesteśmy w samym jej środku. Mam na myśli decyzję o tym, by przyjąć Jezusa jako tego, który uchronił nas od tej drugiej śmierci, który podarował nam to drugie życie, na które czekamy, na Nowej Ziemi; żeby przyjąć go jako baterię naszego życia, jako naszą mapę czy GPS, jak maps.google, które może wytyczyć naszą trasę aż do Niego - Ojca, który nas stworzył, i który pragnie - jak to ojciec - zobaczyć nas osobiście, spotkać się z nami, być z nami.

Idąc dalej - to nie jest tak, że On przyjdzie gdzieś tam, w jakiejś nieokreślonej przyszłości. Ale "jest przychodzący" - czyli cokolwiek On robi teraz tam, u góry, robi to przygotowując się do przyjścia tutaj, albo przygotowując nas samych do Jego przyjścia tutaj. To dzieje się TERAZ.

* - W zasadzie to ciężko rozgraniczyć, czy w tym miejscu mowa jest dokładnie o Bogu Ojcu, czy o Jezusie. Dlaczego tak jest - odsyłam do cyklu tłumaczeń bardzo ciekawego artykułu o związku między Ojcem a Jezusem i bardzo śmiałej burzy mózgu na ten sam temat: Rodzina Boga





sobota, 29 listopada 2014

Nowy autorytet

I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem i rozmawiali z Jezusem. (...) I powstał obłok, który ich zacienił, a z obłoku rozległ się głos: Ten jest Syn mój umiłowany, jego słuchajcie. A nagle, rozejrzawszy się w wokoło, już nikogo przy sobie nie widzieli, tylko Jezusa samego.
Mar. 9,4.7-8 BW

Zastanawiam się, jaki był cel tego polecenia: "Jego słuchajcie"? Przecież nazywali Jezusa swoim nauczycielem, więc siłą rzeczy musieli go słuchać, w sensie - nie wykonywać Jego polecenia, ale chłonąć Jego nauki.

Jaki był cel tego spotkania na górze, z Mojżeszem i Eliaszem, i tego głosu? Czy miało to jakiś związek z tym, że Piotr, Jan i Jakub (tak sądzę) zostali później autorami pism, które zostały włączone do kanonu Nowego Testamentu? Może.

Ale widzę tutaj też inne przesłanie. Być może ma to związek z silnym przywiązaniem Izraelitów do tradycji. Wiadomo - Prawo zostało spisane przez Mojżesza, wszystkie przepisy "savoir vivre" zostały spisane przez Mojżesza, wszystkie prawa dotyczące świątyni - wszystko to zostało spisane przez Mojżesza. Sami faryzeusze często też się bulwersowali, rzucając w kierunku Jezusa oskarżenia typu: "młody jesteś, a myślisz, że jesteś mądrzejszy od Mojżesza?".

Podobnie było odnośnie Eliasza - gdy Jezus zadał uczniom pytanie, za kogo uważają Go ludzie, okazało się, że za Eliasza właśnie, albo któregoś z innych proroków. Porównanie do Eliasza pojawia się w ewangeliach dosyć często - co sugeruje, że Eliasz również był autorytetem dla Izraelitów.

Oto mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie! - w powyższym kontekście może być to wyraźne wskazanie, żeby w dyskusyjnych sprawach nie polegać na prawie Mojżesza czy autorytecie Eliasza, ale żeby obrać za swój autorytet Jezusa. Jak w tej historii - po owym wskazaniu, po owym spotkaniu Jezusa z Eliaszem i Mojżeszem, na górze pozostał sam Jezus tylko, nikt więcej.

Widzę też, że jest to wyraźne nawiązanie i dla nas samych - jakiekolwiek mieliśmy tradycje wcześniej, czy autorytety - zapomnijmy o nich. Nowym autorytetem jest Jezus Chrystus.





Eliasz z Mojżeszem... Ale zdjęć nie było.

I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem i rozmawiali z Jezusem. A odezwawszy się Piotr, rzekł do Jezusa: Mistrzu! Dobrze nam tu być; rozbijmy trzy namioty: Tobie jeden i Mojżeszowi jeden, i Eliaszowi jeden. 
Mar. 9,4-5 BW

Zastanawia mnie tutaj jedna rzecz. Mianowicie: skąd oni wiedzieli, że to Eliasz i Mojżesz są? Zdjęć wtedy nie było. Wierne rysunki? Jezus powiedział im później? Ale przecież musieli wiedzieć to od razu, skoro Piotr się w ten sposób odezwał. Skąd więc...?

[później dodałem parę myśli na ten temat]




piątek, 28 listopada 2014

KŁAMLIWE FAKTY, 19., Dowody na ewolucję?

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 19

Czego uczy się nasze dzieci? Że istnieją dowody na ewolucję. Oto, jakie przedstawia się dowody:

1. Dowody ze skamieniałości.

No proszę. Każdy wie, że skamieniałości nie dowodzą ewolucji. Żadne. Wnieś na salę sądową jakieś kości i stwierdź, że są to kości naszych przodków. Każdy świeżo upieczony student prawa powie, że nie wiadomo nawet, czy te kości miały jakieś dzieci. Czy więc jest rozsądne uważać, że kości znalezione w ziemi mogą zrobić coś, czego nie mogą zrobić dziś zwierzęta? Mianowicie wydać potomstwo innego rodzaju? Skamieniałości się nie liczą. Żadne skamieniałości nie stanowią dowodu na ewolucję.

2. Mówią też: mamy dowód ze struktury, z biologii molekularnej, z rozwoju. I mówią: proces ewolucji zachodzi przez dobór naturalny. Ale nie ma naukowych dowodów na ewolucję poza rzeczami, które obalono już lata temu. O niektórych z nich będziemy mówić w tej serii.

Jeśli istnieje prawdziwy dowód - proszę, pokażcie mi go. Nie jestem przeciwnikiem naukowych dowodów, po prostu nie zgadzam się na okłamywanie dzieci. A każdą rzecz, której używa się do nauki tej teorii, obalono jako kłamstwo.

Ewolucja oparta jest na dwóch błędnych założeniach:

1. Pierwsza z nich to założenie, że mutacje tworzą coś nowego. Ale nigdy tego nie zaobserwowano.

2. Według drugiego z nich - dobór naturalny pozwala na przetrwanie i zastąpienie populacji. Pomyślcie o tym: jeśli jakieś zwierzę ewoluuje trochę lepiej, niż reszta, to co musi się stać z tą resztą? Wszystkie muszą wyginąć, prawda? Inaczej tzw. "dobre geny" znów zmieszałyby się z resztą populacji. Ewolucja więc to religia śmierci, nie życia. Prowadzi do uśmiercania gatunków, nie kształtowania nowych form życia.

57.39-59.38

[dalej]
[do początku]





środa, 26 listopada 2014

Czyny wysłanników, 2.1.

Kiedy nadeszły Zielone Świątki / Dzień Pięćdziesiątnicy, byli wszyscy jednomyślnie zgromadzeni na jednym*. Nagle dał się słyszeć z nieba silny podmuch wiatru, i głos ten wypełnił cały dom, w którym byli. Ukazały im się jakby płomienie ognia, rozdzieliły się pomiędzy nich i usadowiły się na każdym. Wtedy zostali oni wszyscy napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami wszystko to, co Duch dał im głosić.

A mieszkali w Jerozolimie Żydzi pobożni, ze wszystkich narodowości, jakie są tylko na świecie. Kiedy usłyszano ten dźwięk, zgromadził się duży tłum zdezorientowanych ludzi, a każdy jeden słyszał, że był mówiony i jego język**. Zdziwieni i przerażeni pytali:
- Czy nie są ci wszyscy mówiący Galilejczykami? Jak to więc jest, że każdy z nas słyszy swój język ojczysty? Są tu Partowie i Medowie, Elamici, i ludzie pochodzący z Mezopotamii, Judei i Kapadocji, i z Pontu, i z Azji, Frygii i Pamfylii, i z Egiptu, z Libii, i z okolic naprzeciwko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi i proselici, Kreteńczycy i Arabowie - i my wszyscy słyszymy ich opowieść o wielkim Bożym dziele, wszystko to w naszej własnej mowie!
Nie wiedzieli, co to ma znaczyć, i przerażeni pytali siebie nawzajem:
- Dlaczego tak?
Ale znalazł się też i ktoś naigrawający się:
- Napili się jakiegoś słodkiego wina.

na podstawie: Dz. Ap. 2,1...13

* - Większość tłumaczeń mówi o jednym miejscu. Ale możliwe też, że jednomyślnie skupili się na jakiejś czynności. Dywagacje na ten temat napisałem tutaj: Jednomyślna modlitwa tuż przed

** - Tutaj mam wątpliwości natury logicznej - czy każdy z nich słyszał, że był mówiony i jego język (przez jednego z apostołów), czy może każdy z nich słyszał każdego z apostołów w swoim własnym języku? Ta pierwsza opcja byłaby wystarczającą "magiczna" - żeby to zrozumieć, musiałbym się zanurzyć w opisy duchowego daru mówienia językami, ale myślę, że byłoby to do przyjęcia - skoro Duch Święty daje możliwość mówienia innym językiem obcym, którego się wcześniej nie znało, na potrzeby niesienia ewangelii (dobrej nowiny). Natomiast ta druga opcja zahaczałaby już "magię" z "wyższego poziomu", czyli manipulację osobistymi odczuciami każdej z osób, przy jej odbiorze rzeczywistości. 





poniedziałek, 24 listopada 2014

Jednomyślna modlitwa tuż przed

Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. 
Dzieje 2,1 BT

A gdy przyszedł dzień pięćdziesiąty, byli wszyscy jednomyślnie pospołu. 
Dzieje 2,1 BG

A w wypełnieniu pięćdziesiątego dnia wszyscy byli jednomyślnie przy tym samym.
Dzieje 2,1 NBG

Aż trudno uwierzyć, że wszystkie te przekłady dotyczą tego samego wersetu. Przy czym przekład NBG w zasadzie dosłownie kalkuje wersję grecką*. A ten nie mówi o tym, że apostołowie byli na jakimś miejscu. Podobnie jak to można odczytać w NBG - mówi o "tym samym". "To samo" - co? - można się tylko domyślać.

Czy - traktując ten tekst jako ciąg dalszy opowieści z poprzedniego rozdziału, gdzie to apostołowie byli zgromadzeni w jednym miejscu, wybierając owego dwunastego apostoła, w miejsce Judasza - czy owo "to samo" odnosi się do tego, że wszyscy byli nadal w tym samym miejscu, jak to sugeruje większość przekładów? Że podczas gdy tam byli, nadeszło owo święto? Jak do tego kontekstu odnosi się słowo "jednomyślnie/jednogłośnie"? Czy faktycznie oznacza ono "wszyscy razem", jak w przekładzie BT?

Czy może chodzi o to, że wszyscy, którzy tam byli, trwali jednogłośnie przy jakimś stanowisku, opinii, czynności, albo czymś w tym rodzaju? Czytając tę księgę ponownie od początku, jednym ciągiem, zwróciłem uwagę na werset z pierwszego rozdziału: Ci wszyscy jednomyślnie trwali przy modlitwie i prośbach, razem z kobietami, i Marią, matką Jezusa oraz jego braćmi (Dzieje 1,14 NBG). Co ciekawe, tam również występuje słowo "jednomyślnie"**. Co ciekawe również - jeśli przeskoczyć ów "wtręt", wątek poboczny w tej historii, wątek o wybieraniu owego dwunastego apostoła, ale przeczytać tę księgę od początku aż do wersetu 14, a potem - przeskoczywszy - kontynuując czytanie w drugim rozdziale - historia zaczyna trzymać się kupy, sugerując, że chodzi nie tylko o bycie w jednym miejscu, ale cały czas o to jednogłośne trwanie w modlitwie.

Niby różnicy nie ma - skoro byli jednomyślnie w modlitwie, to logicznie rzecz biorąc - musieli być też i w jednym miejscu. Tylko że czynność jednomyślnego trwania w modlitwie to coś więcej, niż samo po prostu bycie...

Teraz nachodzi mnie kolejne pytanie: zauważywszy, że tuż przed nadejściem Ducha Świętego (w ten Dzień Pięćdziesiątnicy) ci ludzie trwali w modlitwie - czy Duch przyszedł na skutek modlitwy, czy to może ich "natchnienie do modlitwy" wynikło bezpośrednio tuż przed czasem tego zdarzenia? I gdyby to przenieść na dzisiejsze czasy - czego spodziewać się dzisiaj? Że na skutek długich modlitw Duch przyjdzie ponownie, w sposób podobnie spektakularny jak wtedy? Czy może tego, że bezpośrednio tuż zanim On przyjdzie, ludzie będą się modlić, a pragnienie takiej modlitwy otrzymają samoistnie, "z Góry"? Różnica jest w związku przyczynowo-skutkowym - co tutaj było przyczyną, a co skutkiem?

Kolejna zagadka do rozwiązania w przyszłości.

* - Źródło, patrz na tekst interlinearny: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/5/chapter/2/verse/1

** - Nawiasem mówiąc - o ile to słowo występuje w NT kilka razy, to dosyć niecodziennym jest fakt, że występuje ono TYLKO w Dziejach Apostolskich... i jeden raz w jednym z listów Pawła. Nigdzie więcej. 




niedziela, 23 listopada 2014

KŁAMLIWE FAKTY, 18., Rozkwit wiary w ewolucję

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 18

A oto, co się stało: James Hutton napisał książkę pt. "Teoria Ziemi", w wyniku której ludzie zaczęli wątpić, czy Ziemia ma 6 tys. lat. Potem pojawił się Karol Lyell ze swoimi "Zasadami geologii", w wyniku której ludzie zaczęli wątpić, czy to właśnie potop uformował warstwy. A potem pojawił się Karol Darwin ze swoją teorią i ludzie zaczęli wątpić w Stwórcę.

I tak w połowie XIX wieku świat już nie wierzył, że to Bóg go stworzył, ale nie wiedział, skąd się wziął. Człowiek rozejrzał się wokół siebie i powiedział: jeśli to nie Bóg stworzył świat, to kto tu rządzi? Na pewno my!

To zrodziło humanizm, komunizm, marksizm, nazizm, socjalizm. Wszystko to się łączy. Będę mówił o tym w kolejnej serii wykładów.

Fałszywe nauki wciąż są w podręcznikach. Dzieci uczy się, że Ziemia ma miliony lat, że jesteśmy to w wyniku ewolucji. Apostoł Paweł pisał do Tymoteusza: Unikaj błędnej, rzekomej nauki (1 Tym. 6,20).


Hitler powiedział: "Gdy będę kontrolował podręczniki, to będę kontrolował kraj".

Prof. Wilson z Uniwersytetu Harvarda powiedział: "Byłem chrześcijaninem. Gdy miałem 15 lat, wstąpiłem do Kościoła Baptystów, pełen zapału i zainteresowania fundamentalną religią. Mając lat 17 wyjechałem na Uniwersytet w Alabamie i usłyszałem o teorii ewolucji". Pierwszy rok w college'u zniszczył jego wiarę... Podejrzewam, że to samo mogło przydarzyć się Tomowi Hanksowi - czytałem artykuł o nim. Gdy miał 16 lat, napisał, jak bardzo kocha Pana i chce mu służyć. Co się stało potem?... Wielu ludzi idzie na studia i traci wiarę.

Pewien Scott z Iowa napisał do mnie: "Zanim poszedłem do college'u, moja wiara w Boga była solidna. Zajęcia z historii przyczyniły się do jej zniszczenia. Zacząłem wątpić w Biblię i Boże Słowo, zacząłem nawet wątpić, czy Jezus naprawdę był Bożym Synem. Mój przyjaciel dał mi twoje nagrania [chodzi o te tutaj, niniejsze nagrania Kenta Hovinda, które właśnie spisuję do formy tekstowej] i byłem przejęty tym, co zobaczyłem. Obejrzałem twoje wykłady i wszystko, co myślałem, że wiem o życiu - zmieniło się".

Super, cieszę się. Są jednak jeszcze miliony innych, którzy nie są jeszcze uratowani. Nawet dziś dzieci odrabiają lekcje, a te zadania domowe niszczą ich wiarę w Boga.

75% wszystkich dzieci wychowywanych w chrześcijańskich domach, które uczęszczają do szkoły publicznej, traci wiarę po pierwszym roku studiów - cytat z video "Let my children go", Caryl Matrisciana.

54.53-57.38





Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie? - cz. 2

I zaczął ich nauczać; Trzeba, aby Syn Człowieczy wiele cierpiał, został odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i nauczycieli Pisma, został zabity i po trzech dniach zmartwychwstał. 
Mar. 8,31 BP

W nawiązaniu do rozmyślań pt. Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie - napisałem tam, że uczniowie nie mieli bladego pojęcia, jaki był cel bycia Mesjaszem. Wciąż oczekiwali podjęcia jakichś działań w kierunku wyzwolenia państwa izraelskiego spod zwierzchnictwa cesarza rzymskiego. Przy okazji Mesjasz uzdrawiał, wyganiał złe duchy - i działało, cieszyło uczniów, dodawało uroku. Takie zabawne czary-mary.

Jezus o tym wiedział, dlatego przy stosownych okazjach ich nauczał. O Królestwie/Państwie Boga, o charakterze Boga, o misji Mesjasza na Ziemi...

Ewangeliczne historie pokazują, że uczniowie - nawet jeśli Go słuchali - niewiele z tego zostawało im w głowach. Wciąż kłócili się, kto będzie najważniejszy w nowym Królestwie, skąd wziąć chleb do nakarmienia całego tłumu ludzi (pomimo wcześniejszego dokonania tego za pomocą owych kilku bochenków).

A podobnie jak uczniowie - myśleli wszyscy ci, którzy podążali również za nimi (zob. Gdzie były inne łodzie? i Jeszcze więcej uczniów), a także reszta tłumów, schodzących się do Niego w poszukiwaniu ukojenia w fizycznym bólu, czy w syceniu się wzrastającą nadzieją na nowego Mesjasza - króla Izraela, oswobadzającego państwo i tworzącego polityczną potęgę.

Dlatego Jezus tego nie chciał. Wiedział, że aby Jego misja została odpowiednio zrozumiana, musi przebić się przez powszechne koleiny myślowe, w których trwało społeczeństwo, pokazać zupełnie inny sens bycia Mesjaszem.

I tak zupełnie nawiasem - przyszło mi do głowy porównanie, że dzisiaj mamy zupełnie tak samo. Chrześcijaństwo kojarzone jest z organizacjami kościelnymi o upadłej moralności (tak, nie mam na myśli tylko jednej organizacji kościelnej), z nagłaśnianymi przez media uchybieniami duchownych, którzy stracili swoje fundamenty wiary i etyki, a także z wieloma absurdami, które miały miejsce w historii, związanymi z polityką kościelną. Wiara, religia, Bóg - kojarzone są z chodzeniem do kościoła co tydzień, i z przynależnością do religii, która ma na swoim koncie wyprawy krzyżowe, inkwizycje... Tak, można się przyczepić do wielu rzeczy. Ale tak naprawdę znaczenie ma tylko i wyłącznie misja Jezusa, Jego przesłanie, Jego nawoływanie do odrodzenia się na nowo, do zmierzania za Nim, w kierunku Królestwa Boga, przyjęcie Jego śmierci za nas jako środka, który uchroni nas samych od śmierci później - tej śmierci definitywnej, rozstrzygającej, nie tego fizycznego snu, w który się zapada teraz, po kilkudziesięciu latach życia.

A to, co kiedykolwiek zrobili ludzie, nawet powołując się na Niego, i co jeszcze zrobią... Pozwólmy sobie przejść obok tego bez komentarza.




Tajemnica sukcesu Jezusa

... czy może raczej każdego z nas. Natknąłem się na pewien tekst biblijny, generalnie znany, ale jakoś tak teraz padło mi w tym kontekście:

Bo gdy będziecie przestrzegać wszystkich tych przykazań, które wam nakazuję spełniać, byście miłowali WIEKUISTEGO, waszego Boga, chodzili po wszystkich Jego drogach, oraz do Niego lgnęli wtedy WIEKUISTY wypędzi przed waszym obliczem wszystkie owe ludy i zawładniecie narodami większymi, i silniejszymi od was. Wasze będzie każde miejsce po którym pójdzie stopa waszej nogi. Nikt się nie ostoi przed wami; WIEKUISTY, wasz Bóg jak wam przyrzekł będzie szerzył przed wami strach i trwogę, na każdej ziemi po której pójdziecie.
Powt. 11,22-25 NBG

Tak skojarzyłem ten ze swoim pytaniem: Jaka jest tajemnica sukcesu Jezusa? I może to jest właśnie ta tajemnica: Nikt się nie ostoi przed wami; WIEKUISTY, wasz Bóg jak wam przyrzekł będzie szerzył przed wami strach i trwogę, na każdej ziemi po której pójdziecie. Nie mówię tu o tym, że Bóg będzie siał strach przed nami, ale ogólnie - skoro Bóg jest w stanie zasiać strach w sercach ludzi niewierzących, skoro był w stanie zrobić to wtedy, wobec ludzi będących przeciwnikami Izraelitów, skoro Bóg jest, który sprawuje w was chcenie i skuteczne wykonanie według upodobania swego (Filip. 2,13 BG), skoro to Bóg daje takie rzeczy, to także Bóg daje szacunek wobec nas w sercach innych ludzi.

Inna sprawa, że Jezus często udawał się gdzieś na bok, żeby modlić się o spokój...






piątek, 21 listopada 2014

Dobra Nowina Marka, 8.4.

Jezus zaczął uczyć ich:
- Syn Ludzki musi wycierpieć dużo i być odrzuconym przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie. Będzie pobity na śmierć, a trzy dni później znów powstanie [ze stanu martwości*].
Powiedział to otwarcie. Wtedy Piotr wziął Go na bok i pozwolił sobie Go upomnieć. Ale Jezus się odwrócił, popatrzył po uczniach i odpowiedział twardo Piotrowi:
- Odpuść sobie, Szatanie. Nie myślisz o woli Boga, ale o tym, czego chcą ludzie.

Potem przywołał do siebie zarówno lud, jak i swoich uczniów, i powiedział do nich:
- Jeśli ktoś chce za mną podążać, musi wyprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż i iść za mną. Bo jeśli ktoś chce ocalić swoje życie - straci je. Ale jeśli ktoś straci życie z mojej winy / mojego powodu lub z powodu tej ewangelii / dobrej nowiny, ocali je. Czy przyniesie to korzyść człowiekowi, jeśli wygra/zyska cały świat, ale przegra/straci swoją duszę? Co może człowiek oddać jako odszkodowanie za swoją duszę? Bo tego, który wstydzi się mnie i moich słów w tej niewiernej i grzesznej rodzinie, tego również i Syn Ludzki będzie się wstydził, gdy przyjdzie w chwale swojego Ojca, ze świętymi aniołami.

I dodał też:
- Naprawdę, mówię wam - niektórzy z was, co tutaj stoicie, nie posmakują śmierci, póki nie ujrzą, jak Państwo Boga nie przychodzi z mocą.

na podstawie: Mar. 8,31...9,1

* - Wszystkie polskie przekłady posługują się w tym miejscu słowem "zmartwychwstać", NBG - "powstać z martwych". Przekłady angielskie (KJV) oraz norweski posługują się słowem "powstać", nie ma mowy o martwych, martwości. Tyle że wiadomo, że to leży w kontekście. I moja znajomość tych dwóch języków nie jest dość dobra, by orzec, że słowo "powstać" nie jest używane również jako odpowiednik słowa "zmartwychwstać". Dopisałem więc ów kontekst również. 





środa, 19 listopada 2014

Błogosławiona armia Boga, cz. 3 - Bez zastrzeżeń

Ale widzę też w tym coś dużo głębszego, jeśli chodzi o sprawy duchowe. Gdy pojawi się też jakieś inne słowo, ale też od Boga - powiedzcie: czy często pojawiają się myśli, czy to jest na pewno od Boga? Czy On naprawdę by tego chciał? Zastanawiam się, jakie myśli przychodziły do głowy Abrahamowi, Izajaszowi, Ozeaszowi i wielu innym, gdy wiedzieli, że mówi to Bóg i nie mieli nawet cienia wątpliwości, ale to, co słyszeli, było tak sprzeczne... Nawet z charakterem samego Boga.

Powiedzcie, czy mieliście już kiedyś takie doświadczenie, przeżycie, że był to sam Bóg, głos samego Boga, ale był tak nieżyciowy, tak nielogiczny, tak sprzeczny z tym, do czego byliśmy przyzwyczajeni z racji jakichś norm, kultury...? Że aż trudno było to przyjąć? Czy byliście już kiedyś tak zbulwersowani, rozgniewani, gdy widzieliście, że ktoś podaje prawdę, i widzieliście, że podaje ją prosto ze Słowa Bożego, ale to tak mocno kolidowało z tym, o czym do tej pory byliśmy przekonani, lub nawet nas samych? Bo mieliśmy jakieś inne spojrzenie. A w przypadku Lewitów chodziło przecież o fizyczny akt. I to nie była jakaś gra, zabawa, przynajmniej tak podaje Słowo.

Boże, dlaczego Ty to robisz? Chcę powiedzieć tutaj, że gdy czytałem tę historię kolejny raz, to pojawiły się pytania typu: dlaczego mnie, Panie, zapraszasz do niezrozumiałych wyzwań? Może dlatego, abym zobaczył, co naprawdę mną kieruje, kiedy chcę pójść za Tobą? Czy wśród namacalnych i wizualnych, zgadzających się z moim rozumem autorytetów, wystarczy Twoje Słowo? Może chciałeś nauczyć mnie właśnie tego, podobnie jak w historii Jozuego i Kaleba, w przypadku których Słowo mówi wyraźnie, że BEZ ZASTRZEŻEŃ poszli za Panem.

Tego dnia, jak mówi Słowo, padło około trzech tysięcy Izraelitów. Zatem mogło być ich więcej, lub mogło być ich mniej. Było około. Ale niecodziennie ginie sobie trzy tysiące ludzi.

Ja nadal będę wkładał tu jeszcze ten kij w mrowisko, jeszcze głębiej, żeby w naszych umysłach pojawiło się głębokie myślenie, bo największe błogosławieństwo tej historii jest jeszcze przed nami.

15.01-18.47

[dalej]
[do początku]




wtorek, 18 listopada 2014

Dobra Nowina Marka, 8.3.

Potem przybyli do Betsaidy. Tam przyprowadzono do Jezusa pewnego ślepego mężczyznę i poproszono Go o pomoc. On ujął  go za rękę i wyprowadził za miasto, naślinił na jego oczy, położył na nim ręce i powiedział:
- Widzisz coś?
- Widzę ludzi. Jakby drzewa biegające wokół.
Więc położył Jezus swoje ręce na nim jeszcze raz. Wtedy wzrok się wyostrzył. Mężczyzna został uzdrowiony i mógł widzieć wszystko wyraźnie. A Jezus wysłał go do domu, mówiąc też, żeby nie wchodził po drodze do miasta, i żeby nikomu o tym nie rozpowiadał.

Potem Jezus i uczniowie udali się do osad leżących przy Cezarei Filipowej. Po drodze pytał on uczniów:
- Za kogo uważa mnie lud?
- Za Jana Chrzciciela, ale ktoś mówi też, że za Eliasza, albo innego z proroków.
- A wy? Za kogo wy mnie uważacie?
- Ty jesteś Mesjaszem - odpowiedział Piotr.
Ale Jezus stanowczo zabronił im mówić o Nim do kogokolwiek.

na podstawie: Mar. 8,22...30





Połowiczne błogosławieństwo/uzdrowienie

Potem przyszli do Betsaidy. Tam przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął. On ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: "Czy widzisz co?" A gdy przejrzał, powiedział: "Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa". Potem znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał [on] zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie. 
Mar. 8,22-25 BT

Czy zdarzyło się komuś kiedyś, że został uzdrowiony tylko do połowy? Że prosił Boga o coś, i otrzymał tylko połowę, część? Albo nawet nie prosił, ale akurat potrzebował, i Bóg odpowiednio zatroszczył się o niego? Że błogosławieństwo, które otrzymał od Boga, wydawało się piękne, akurat w sam czas, ale... częściowe? Akurat w tym momencie nie do końca niewystarczające?

Mnie zdarza się to ciągle. I zadaję sobie pytania: dlaczego? Czy był w historii ktokolwiek, kogo Jezus uzdrowił tylko w połowie? W jakiejś części? Nie było tak, że zawsze, gdy Jezus przyłożył do czegoś rękę, było "naprawione" w całości? Skąd więc te "połowiczne" błogosławieństwa, co do których nie mam wątpliwości, że pochodzą od Boga, ale są... jakby niedokończone?

Nie mam pojęcia. Odpowiedzi nadal nie znam. Ale powyższa historia pokazuje, że nie zawsze wszystko było uzdrowione od jednego dotknięcia. Czasem Jezus musiał zainterweniować dwa razy.





poniedziałek, 17 listopada 2014

Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie?

Odesłał go też do jego domu, mówiąc, by do tego miasteczka nie wchodził i nikomu z miasteczka nic nie opowiadał*.
Mar. 8,26 NBG

A On pytał ich znowu: A wy za kogo mnie macie? Piotr mu odpowiedział: Tyś jest Mesjasz**. I przykazał im surowo, aby o Nim nikomu nie mówili. 
Mar. 8,29-30 BP

Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie? Zdarzyło się to nie pierwszy raz. Patrząc z Jego punktu widzenia... Był człowiekiem, chodzącym po ziemi, tak samo jak wszyscy. Gdyby uczniowie czy ci, których uzdrawiał, zaczęli rozpowiadać o Nim, to co byłoby tego skutkiem? Jaki byłby tego efekt?

Cóż, znając ludzką psychikę - zapewne lud zacząłby Go ubóstwiać, wywyższać, traktować jak swojego boga. Ale niby przecież o to chodziło, prawda?...

Otóż nie do końca. Owszem, Jezus jest Bogiem, jest Synem Boga, stanowi z Nim jedność jak ojciec i syn w jakiejś firmie typu "Kowalski i synowie". Tyle że z punktu widzenia Jezusa - nie urodził się On po to, by robić za jakiegoś bożyszcza, ale by skierować uwagę ludzi na Królestwo Boga, Jego Państwo, będące gdzieś tam, w przyszłości, które jest naszym celem. Wszystkie Jego uzdrowienia to znaki wskazujące na Tego, który ma moc uzdrowić, oczyścić, wszystko naprawić. I to nie Jezus sam w sobie uzdrawiał, ale robił to w imieniu swojego Ojca, będą z Nim w ciągłej łączności.

I - jak się później okazało - miało to sens. Ponieważ tak czy siak lud zrobił z Niego swojego bożyszcza. Ponieważ nawet wtedy, gdy ktoś mówił, że uważa Go za Mesjasza, miał na myśli coś innego, niż to powinno być. Chcę powiedzieć - wówczas, w narodzie izraelskim, z bycia pod rzymską okupacją i z powodu osobistych oczekiwań tego narodu, panowało przekonanie, że Mesjasz, który przyjdzie, wyzwoli ich spod Rzymian, i poprowadzi do całkowicie wolnego państwa. Gdy więc Piotr odpowiedział, że uważają Go za Mesjasza - miał na myśli, że za owego obiecanego "wybrańca", jak w Matrixie, który uratuje ich mały, izraelski świat. Pokazały to też późniejsze wydarzenia - wielki zawód i rozczarowanie po Jezusa śmierci na krzyżu.

Tak więc - należy sobie uprzytomnić, że sam Jezus nie jest celem chrześcijaństwa samym w sobie, nie jest naszym "bożyszczem", ale jest kimś, kto pokazał, jaki jest sens naszego oczekiwania - na nadejście czasu, gdy rozpocznie się Jego Państwo; oraz jest kimś, kto dał nam możliwość się tam znaleźć, dzięki temu, że sam, osobiście zapłacił za nasz "bilet wstępu" tam.

* - W większości naszych tłumaczeń ów fragment o tym, by nikomu nie rozpowiadać, nie występuje, poza Biblią Gdańską i Nową Biblią Gdańską, ale istnieje on w Przekładzie Dosłownym, uznaję więc tę wersję za "prowadzącą", wiążącą: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/2/chapter/8/verse/26

** - W części przekładów użyte jest tu słowo Chrystus. W Przekładzie Dosłownym, jego greckiej części - także. Kopiąc jednak głębiej - samo słowo "christos" znaczy tyle, co wybraniec, namaszczony (ze specjalnym błogosławieństwem), wybrany do specjalnego dzieła, misji (http://pl.wikipedia.org/wiki/Pomazaniec). Czyli dokładnie to samo, co hebrajskie "mesyah" (https://pl.glosbe.com/pl/he/mesjasz). 

Ciąg dalszy rozmyślań tutaj: Dlaczego Jezus zakazywał mówić o sobie - cz. 2.





czwartek, 13 listopada 2014

Pięćdziesiątnica, Zielone Świątki - co to było?

Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy...
Dzieje 2,1 BT

A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt...
Dzieje 2,1 BW

Dzień Pięćdziesiątnicy, przez Biblię Warszawską nazwany Zielonymi Świętami. Dlaczego tak, skoro w czasach apostołów takich świąt w ogóle nie było? Zielone Święta, czy też, bardziej znane pod nazwą: Zielone Świątki, w kalendarzu zapisane jako Dzień Zesłania Ducha Świętego, siłą rzeczy musiały być ustanowione dopiero PO zesłaniu Ducha. W czasie, o którym mówi powyżej zacytowany werset, apostołowie dopiero czekali na Jego zesłanie. Logicznie nasuwa się z tego wniosek - jeśli owe święto zostało ustanowione PO Jego zesłaniu, a uczniowie byli tam PRZED Jego zesłaniem, to co to właściwie było za święto wtedy? Co to była za okazja?

Wikipedia podaje, że było to święto zwane Świętem Żniw (coś jak nasze dożynki), Pięćdziesiątnicą (bo odbywało się w pięćdziesiątym dniu po święcie Paschy) lub Świętem Tygodni (siedem tygodni po święcie Paschy)*.

Wg Biblii, w Ks. Kapłańskiej 23,15-16: Od następnego dnia po sabacie [Pascha], kiedyście przynieśli snop dla dokonania obrzędu potrząsania, odliczycie sobie pełnych siedem tygodni. Aż do następnego dnia po siódmym sabacie odliczycie pięćdziesiąt dni i wtedy złożycie nową ofiarę z pokarmów dla Pana (BW). Wyj. 23,16: Święta Żniw, pierwszych plonów prac twoich, z tego, coś wysiał na polu (BW). Esencją tego święta było przyniesienie przez Izraelitów pierwszych ściętych plonów jako ofiarę dziękczynną do świątyni, i spożycie jej razem z innymi, zwłaszcza biednymi, wdowami, sierotami etc. Przyjście do świątyni było obowiązkowe, było to jedno z tych świąt w ciągu roku, gdy cały naród się w świątyni pojawiał.

Po zburzeniu świątyni w roku 70 święto straciło swój sens, więc aby utrzymać świąteczny charakter tego dnia, ustanowiono Szawuot jako rocznicę ustanowienia dziesięciu przykazań (Ks. Wyjścia, rozdział 19 cały). I takie wyjaśnienie święta widnieje w Wikipedii.

Gwoli ciekawostki - w podobnym czasie miały miejsce ludowe Zielone Świątki, wywodzące się ze starosłowiańskich praktyk "oczyszczania" ziemi z demonów wodnych, tuż przed plonami**. Stąd łatwo było - po politycznym wzroście znaczenia organizacji kościelnej - wprowadzić nowe tradycje na miejsce starych, zmieniając tylko nazwę święta i powód.

Tak więc, gdy Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, miało to miejsce 10 dni po wstąpieniu Jezusa do nieba, a w całej Jerozolimie pełno było pielgrzymów z całego kraju, przybyłych do świątyni, by oddać ofiarę z pierwszych swoich plonów.

* - Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Szawuot.
** - Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zielone_%C5%9Awi%C4%85tki.




poniedziałek, 10 listopada 2014

Błogosławiona armia Boga, cz. 2

Wierzę, że wielu z nas czytało tę historię również i wcześniej.

Nie?

Ale to wydarzyło się naprawdę. To nie jest historia, która jest tylko na kartce, która zajmuje dwie kolumny. To się wydarzyło.

Dziwny Bóg, nieprawdaż? Jakiż to dziwny sposób wyboru do służby. Bo przecież sam powiedział: Wyście dziś... To nie było wcześniej ani później. Bóg nie upodobał ich sobie i wybrał, i powiedział: Wy. Zresztą Bóg nigdy tak naprawdę nie robi. Jaki dziwny wybór do służby...

Kiedy czytałem tę historię, powiedziałem sobie: Panie, dlaczego dajesz tak trudne historie? Dlaczego nie dajesz łatwiejszych, prostszych? Dlaczego one w ogóle są w Biblii? Bo mogłoby ich też nie być. Ja zapewne wiele innych historii. Ale za to właśnie cenię mojego Boga, że dał historie, które świadczą o tym, jak święta jest ta księga, i okaże się na koniec tego rozważania, że tak właśnie jest.

Wiem więc, Panie, że chcesz mnie z tej historii nauczyć czegoś ważnego. Ale czego?... Bo przecież chyba nie bezwzględności, bo przecież nie umiejętności zabijania i rozlewania krwi. Nie, tego na pewno Bóg nie chce nauczyć nas z tej historii, i wierzę, że takiego wniosku nie wyciągamy. A jeśli by ktoś taki wyciągnął, to poczekajmy proszę z tymi wnioskami na koniec.

Chcesz mnie, Panie, może zatrzymać, żebym się nad czymś zastanowił. Ale... ta historia tak boli. Już rozumiem, dlaczego powiedziałeś, że Twoje słowo jest jak miecz. I to jeszcze obosieczny*. On rani, ale też i opatruje. Twoje Słowo nie zawsze jest wygodne, ale zawsze oczyszczające.

Czego chcesz mnie więc, Panie, nauczyć tym razem? Wejdźmy w nią jeszcze raz. Lewici postąpili wtedy zgodnie z rozkazem Pan, jak mówi wcześniej przeczytany tekst. Ale jaki to był rozkaz... Powiedzielibyśmy - jakże brutalny, jakże kontrowersyjny, jakże sprzeczny z logiką i naturalnym prawem do życia. Czasem dziwne są Jego rozkazy i prośby. Dziwne są Jego drogi. Ale w praktyce wygląda to inaczej, niż wtedy, gdy się to czyta. Prawda? Tutaj nie chodziło o prośbę typu: "Pójdźcie ewangelizować Filistyńczyków", czy: "przeprowadźcie starszą osobę przez ulicę". Tu chodziło o coś, co się nie mieściło w głowie: zabijanie swoich braci.

Proszę - dajcie mi prawo do tego, żebym do pewnego momentu mógł wkładać ten kij w mrowisko. To wszystko jest trudne, ale na końcu wyniknie z tego niesamowite błogosławieństwo. Takie jest Słowo Boże.

Jak trudno jest być wiernym do końca, bez zastrzeżeń, w sytuacji, gdy trzeba uczynić coś, czego się codziennie nie robi. Dotknąć kogoś bardzo bliskiego. Wierność do końca jest bolesna. Więcej - niepopularna. Wszyscy wiemy, jak często logika, zdrowy rozsądek, czy okoliczności stoją w sprzeczności nawet ze Słowem Pana. Tak było na przykład z Izajaszem, któremu Bóg powiedział, żeby trzy lata chodził nago. Albo z Ozeaszem, który miał pojąć za żonę prostytutkę. Albo z Abramem, który miał zabić swojego syna. Takich historii jest wiele.

Powiedzcie, czy zgodzilibyście się, nawet wiedząc, że to sam Pan mówi, bo i w przypadku tej historii, jak w przypadku Izajasza mającego chodzić nago i w przypadku Ozeasza i Abrama - to nie był głos nikogo niewierzącego, ale samego Boga - wiedząc więc, że to sam Bóg mówi, to zrobiłbyś coś, co jest sprzeczne z logiką i przyzwyczajeniem? Bo można być rozebranym przez jeden dzień. A spróbuj chodzić nago - jeśli Słowo Boga każe - trzy lata? Ponieważ Bóg chciał coś pokazać, w sposób bardzo demonstracyjny i bardzo bolesny. Ale jednak - to był też Bóg. On mówił nie tylko słowa bezpieczne, ale też takie, które nie mieściły się w głowie.

Jakże łatwo jest być posłusznym Bogu, gdy wszystko się zgadza, prawda? Gdy wszystko mieści się w zasadach logiki i w tym naszym bardzo pragmatycznym umyśle.

08.06-15.00

* - Miecz obosieczny - jeśli ktoś nie umiałby sobie wyobrazić, co to właściwie znaczy - to tak, jakby nóż miał dwa ostrza, po obu stronach "ostrza", a wtedy obojętnie jak by nim nie machnąć - zawsze pokroi. 






niedziela, 9 listopada 2014

Znowu o chlebie...; I jeszcze więcej uczniów

komentarz do fragmentu z Ew. Marka 8,11-21

Dopiero co. Dopiero co byli świadkami nakarmienia czterech tysięcy ludzi siedmioma chlebami. I nie był to precedens, bo już wcześniej widzieli, ba - sami, własnymi rękoma, karmili pięciotysięczny tłum pięcioma chlebami. I - płynąc wtedy łodzią, mieli Jezusa pomiędzy sobą. I - pomimo wcześniejszych cudów/znaków - dyskutowali o tym, jak może im wystarczyć jeden bochenek na 13 osób. Albo i więcej, jeśli z nimi nadal płynęły te inne łodzie (Gdzie były inne łodzie?).

Bo - nawiązując do tamtego spostrzeżenia o tamtych innych łodziach, płynących wraz z łodzią uczniów Jezusa, i do tego, co powiedział Piotr w trakcie wybierania nowego apostoła w miejsce Judasza (Trzeba więc, aby jeden z tych mężów, którzy chodzili z nami przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał między nami... - Dzieje 1,21 BW) - bardzo możliwe jest, że - mimo, że ewangelie o tym nie wspominają, albo czasami komuś "omsknie" się jedno słowo na ten temat - że uczniowie wówczas nie byli sami, jedyni, podążający za Jezusem, a byli jedynie tymi wybranymi, tymi będącymi w najbliższej jego obecności. A pozostali - z własnej woli, chęci, przez cały czas lub częściowo - podążali za tą całą trzynastką (12 apostołów + Jezus) "na własny rachunek". I również byli świadkami wszystkich tamtych wydarzeń.

Wracając więc do kłótni uczniów o ten chleb - jak można kłócić się o takie coś, będąc świadkiem tamtych dwóch historii? Jak się okazuje - można. Wystarczy na chwilę zapomnieć o Jezusie, zacząć żyć znowu "przyziemnym życiem", ziemskimi realiami, i czystą, normalną matematyką - jeden chleb nijak nie starczy na 13 mężczyzn. To takie racjonalne, takie normalne dla normalnego człowieka. Przecież tamte sytuacje są niemożliwe. Jak można pięcioma chlebami nakarmić pięć tysięcy osób? Albo siedmioma cztery tysiące? A potem zebrać jeszcze kilka-kilkanaście koszy okruchów? Przecież to niemożliwe, niezgodne z wszelkimi zasadami logiki. Chyba że te chleby były jakiejś monstrualnej wielkości. Ale o tym nie ma żadnej wzmianki... A przecież takie chleby nie byłyby chyba niczym normalnym.

Tak więc widzę tutaj dwa wnioski:

Po pierwsze - matematyka działa w naszych, ziemskich warunkach. Jest zamkniętym kanonem logiki. Nic, co wykracza poza ten kanon, nie ma prawa się zdarzyć. Chyba że weźmie się za to Bóg osobiście, dla którego żadne kanony nie istnieją. Który może istnieć w kilku wymiarach czasowych jednocześnie, który zna konsekwencje każdego naszego wyboru, który wykracza poza wszelkie reguły logiki, poza wszelkie ograniczenia świata trójwymiarowego. A wtedy matematyka typu "siedem chlebów na cztery tysiące osób nie wystarczy" nie ma racji bytu. Chciałbym być kiedyś tego świadkiem. Takim naocznym. I móc to opisać.

Po drugie - Czy nie sprzedaje się pięciu wróbli za dwa grosze? A ani o jednym z nich Bóg nie zapomina. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Wy warci jesteście więcej niż wiele wróbli! (...) Przypatrzcie się krukom! Nie sieją i nie zbierają, nie mają spiżarni ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż więcej wy jesteście warci od ptaków! (Łuk. 12,6-7.24 BW/BT/BP). Ciągle mamy skłonności do martwienia się o chleb, o wyżywienie. Tymczasem - ptaki nie zbierają niczego na zapas, a wszystko mają... Dlaczego więc siedzieć i się martwić o zbyt mało chleba? Naszym celem jest bycie z Jezusem. Oczywiście nie chcę tutaj proponować drugiej skrajności - oczywiście, należy planować, przewidywać, być zapobiegawczym. Ale w ramach tego, co już od Boga otrzymaliśmy, nie martwić się o to, czego nie ma.





Dobra Nowina Marka, 8.2.

I przyszli faryzeusze i wdali się w dyskusję z nim [Jezusem]. A żeby go wystawić na próbę, poprosili o jakiś znak z nieba. Westchnął on głęboko i odpowiedział:
- Dlaczego ten ród wymaga jakiegoś znaku? Naprawdę, mówię wam: ten ród nigdy nie otrzyma żadnego znaku.
Wtedy odszedł on od nich, powrócił do łodzi i udał się znowu na drugą stronę.

Uczniowie jednak zapomnieli wziąć ze sobą chleb - mieli ze sobą, w łodzi, tylko jeden. Jezus nakazał im i powiedział:
- Strzeżcie się i trzymajcie z dala od faryzeuszowego zakwasu i kwasu Heroda!
Ale oni nadal między sobą rozmawiali o tym, że chleba nie mają. Jezus to zauważył i powiedział do nich:
- Dlaczego rozmawiacie o tym, że nie macie chleba? Czy wy nic jeszcze nie pojmujecie? Macie tak zaślepione serca?
Macie oczy - czy nie widzicie?
Macie uszy - czy nie słyszycie?
Czy nie pamiętacie, ile pełnych koszy okruchów zebraliście, kiedy połamałem tamtych pięć chlebów dla całych pięciu tysięcy?
- Dwanaście... - odpowiedzieli.
- A kiedy połamałem tych siedem bochenków pomiędzy tych cztery tysiące - ile koszy okruchów zebraliście?
- Siedem...
- I jeszcze nie rozumiecie?...

na podstawie: Mar. 8,11...21

[komentarz, jaki mi przyszedł do głowy]
[dalej]
[do początku]





sobota, 8 listopada 2014

KŁAMLIWE FAKTY, 17., Wspólni przodkowie

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 17

Na świecie są różne odmiany psów, cała masa. I jestem gotów założyć się, że miały wspólnego przodka. Psa.


Ten irlandzki podręcznik nazywa to "ewolucją różnicującą" (poniżej, po lewej). Mówienie, że terier i pudel miały wspólnego przodka i nadawanie temu skomplikowanej nazwy, nie zmienia faktu, że to ciągle pies! Nie nazywaj więc tego ewolucją różnicującą, bo to jest ciągle odmiana psa!

Ten meksykański podręcznik (poniżej, pośrodku) mówi: "koń i zebra miały wspólnego przodka". Zgadzam się! I wyglądał jak koń! Każde dziecko wie, że to ten sam rodzaj zwierzęcia.

Odmiany malutkich koni istnieją i dziś, mieliśmy takie w naszym Parku Dinozaurów. Mówiąc o bezużyteczności: nie da się na nich jeździć i nie szczekają... Chociaż moja wnuczka jeździła na jednym i uznała, że jeździ się świetnie.


Konie, zebry i osły można krzyżować. Napisali do mnie pewni ludzie z Kalifornii: "Krzyżowaliśmy różne zwierzęta i wychodziły nam naprawdę dziwne krzyżówki. Mamy zonie, zosły, zepony i szebry (poniżej, pośrodku).

Oto zebroidy (poniżej, po prawej).


Biblia mówi: jeśli zwierzęta rodzą, to według swojego rodzaju. Koń i zebra mogą wydawać potomstwo. Koń i chomik nie, ponieważ są różnego rodzaju. W większości przypadków rodzaje można łatwo rozpoznać. Mamy kilka wątpliwości, ale ciągle można je zbadać. Natomiast fakt, że nie mamy odpowiedzi na wszystkie pytania, nie oznacza, że wszystko jest spokrewnione ze wszystkim! - jak to mówią ewolucjoniści.

W ostatnich 100 latach Kentucky Derby przeszło drogę od przyzwoitego wyniku 127 sek. do 123 sek. na pewien wyznaczony odcinek drogi. Dobre wyniki były nieco lepsze już wcześniej. Jak myślisz - ile pieniędzy wydano na Kentucky Derby, żeby "uzyskać" szybsze konie wyścigowe?... Nie wiem, czy osiągnięto już ostateczną granicę szybkości konia. Ale jeśli ktoś naprawdę chciałby wygrać Kentucky Derby, to dlaczego nie miałby wyhodować konia ze skrzydłami i oblecieć tor w 12 sekund?...

Zmierzam do tego, że odmiany się zdarzają, ale ich zakres jest ograniczony. Ale ewolucjonista nie chce przyznać, że jakiekolwiek granice istnieją.


Na świecie istnieje wiele odmian krów, i mogły one mieć wspólnego przodka. Krowę!

Oto książka, katalog (powyżej, po prawej), z którego można zamówić kurczaki. Jakie tylko chcecie: czerwone, białe, "wiśniowe jajka", "złote komety", "srebrne pasemka"... Można uzyskać wiele różnych rodzajów kurczaka. Książka poniżej (po lewej) mówi: "Kur to pierwotny ptak, od którego pochodzą wszystkie rasy i odmiany oraz udomowione kurczaki".


Czy wiedziałeś, że wszystkie kurczaki miały wspólnego przodka? Zgadnij, co nim było? Kurczak! Oczywiście!

Na świecie jest 8 odmian niedźwiedzi. Wszystkie one mogły mieć wspólnego przodka. Zgadnij, co nim było...

Wiesz, że brokuły, brukselka, kalafior - wszystkie warzywa kapustne miały wspólnego przodka? To była roślina.

Biblia mówi: ...rodzą według swojego rodzaju...

50.53-54.52

[dalej]
[do początku]





piątek, 7 listopada 2014

Czyny wysłanników, 1.2.

Jednego razu, w tamtym czasie, stanął Piotr pomiędzy braćmi. Było tam zebranych około stu dwudziestu osób.
- Moi bracia - powiedział - musiało się spełnić to słowo, które Duch Święty pozwolił Dawidowi powiedzieć o Judaszu, który pokazał drogę tym, co zaaresztowali Jezusa, choć był zaliczany do naszego grona, i miał tę samą służbę i zadania. Za swój zarobek, który dostał za ten czyn, kupił pole, ale potem padł na twarz, brzuch mu się rozdarł i wszystkie jego wnętrzności wywróciły się na zewnątrz. Dowiedzieli się o tym wszyscy, którzy mieszkają w Jerozolimie, dlatego, w swoim własnym języku, nazwali oni to pole "Hakeldama", co znaczy: Pole Krwi. Bo tak jest napisane w Księgach Psalmów: Niech jego miejsce zamieszkania leży odłogiem, niech nikt tam nie zamieszka; i: Niech ktoś inny przejmie jego zadania. Niektórzy mężczyźni byli razem z nami przez ten cały czas, gdy Pan Jezus przyszedł między nas i potem odszedł, całkowicie od początku, począwszy od chrztu u Jana, aż do dnia, gdy został zabrany do nieba. Teraz więc jeden z nich musi świadczyć razem z nami, że On zmartwychwstał.

A potem wytypowali dwóch: Józefa, który był nazwany Barsabą, o przydomku Justus, i Macieja. A potem modlili się:
- Panie, który znasz serca wszystkich, pokaż nam, których z tych dwóch wybrałeś w miejsce Judasza, żeby przejął służbę apostoła/wysłannika, którą tamten opuścił, gdy udał się w swoje własne miejsce.
Potem rzucili losy między nimi, a los padł na Macieja. Od tego momentu więc był zaliczany do apostołów, razem z tamtymi jedenastoma.

na podstawie: Dz. Ap. 1,15...26

[dalej]
[do początku]





czwartek, 6 listopada 2014

KŁAMLIWE FAKTY, 16., Granice ewolucji

Kent Hovind
KŁAMLIWE FAKTY
cz. 16

Czy rolnicy nie próbowali przez długi czas wyhodować większych świń? Myślisz, że wyhodują kiedyś świnię dużą jak Giewont? Nie, założę się, że gdzieś musi być jakaś górna granica, prawda? Prawdopodobnie już się do niej zbliżają.

Karaluchy w końcu będą odporne na pestycydy - to fakt. Ale myślisz, że będą kiedyś odporne na młotek? Nie, założę się, że gdzieś jest granica.

Zawsze będzie wydawany ten sam rodzaj rośliny lub zwierzęcia. Żadna nowa informacja nie jest dodawana.

Prawdziwa ewolucja oznaczałaby wzrost złożoności genetycznej, a nie tylko mieszanie genów, które już istnieją. Gdy masz odmiany psów, to pula genów jest bardziej ograniczona dla pewnej odmiany. Chihuahua posiada ograniczoną pulę genów. Ktoś poświęcił lata, poświęcając się genetyce psów, by wyhodować chihuahuę. Zmarnował tyle czasu, by powstał pies w 100% bezużyteczny... Jak długo chihuahua przetrwałby w prawdziwym świecie? Puść go wolno do lasu i zobacz, co się stanie...


Informacja genetyczna w nowej odmianie jest gubiona, a nie dodawana. Prawdziwa ewolucja to byłby wzrost złożoności genetycznej, a nie tylko przesuwanie częstotliwości genów.


Dorastałem w Illinois, krainie kukurydzy. Jest tam tak wiele rodzajów kukurydzy, że muszą je numerować. Podczas jazdy autostradą możesz zobaczyć znak: "BX65, nie pomyl z XL29, bo coś wybuchnie"... Można kukurydzę krzyżować w nieskończoność, ale i tak zawsze wyjdzie tylko kukurydza, nigdy nie wyjdzie chomik, albo pomidor, albo wieloryb - to się nie stanie.

48.33-50.52

[dalej]
[do początku]





Apokalipsa, 8. - Oto przychodzi wśród obłoków

Oto przychodzi z chmurami/obłokami1 i zobaczy Go każde oko, i ci co Go przebili/przebodli, będą przez Niego uderzać się w piersi/opłakiwać wszystkie plemiona/rody na Ziemi, tak, amen/zaprawdę.
Obj. 1,7 PD

1 - Oto przychodzi z obłokami/chmurami - "przychodzi" to przychodzi, nie ma tu żadnej filozofii. Trochę dziwi fakt, że zostało napisane "przychodzi", zamiast "przyjdzie", tak jakby był właśnie "w trakcie przychodzenia", ale nic więcej tu nie wymyślę, więc pomijam tę kwestię. Myślę, że nie ma sensu widzieć tu niczego więcej, jak to, że po prostu "przychodzi".

...z chmurami/obłokami / wśród chmur/obłoków - to też nie jest żadna wstawka literacka. I to powiedziawszy, a oni patrzyli, został wzniesiony, a chmura/obłok zabrała go z ich oczu. A kiedy wpatrywali się w tak idącego do nieba, stanęli przy nich dwaj mężczyźni w białych ubraniach, którzy powiedzieli: Galilejczycy, dlaczego tak stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, który został wzięty od was do góry, do nieba, tak przyjdzie, jak oglądaliście go do nieba zmierzającego (Dzieje 1,9-11 PD). Czyli jakkolwiek ktoś potrafi sobie wyobrazić tę sytuację, to właśnie w taki sposób Jezus powróci.

Nawiasem - gdy wyobraziłem sobie tę sytuację z uczniami, okazała się ona nieco zabawna. Dlaczego? Ponieważ przez ostatnie 40 dni, począwszy od śmierci Jezusa, którą widzieli na własne oczy, przez ogromne huśtawki emocjonalne - głęboki żal, smutek, współczucie, bezsilność podczas Jego biczowania, potem to samo podczas niesienia krzyża i krzyżowania tuż przed sabatem, potem głęboki szok tuż po sabacie, bo okazało się, że ciała Jezusa nie ma w grobie - ktoś ukradł??? - potem przybiegła Maria Magdalena, po kobiecemu gwałtownie opowiadając o tym, jak spotkała kogoś ubranego na biało i powiedział jej, że Jezus żyje... Żyje??? Ale jak??? Przecież umarł! Potem tych kilka spotkań z Jezusem, podczas których... Tak, nie wiem, jak to możliwe, już kiedyś się nad tym zastanawiałem - całkiem niewykluczone, że oni w ogóle nie widzieli Jego twarzy. Poznawali go po ruchach, po sposobie łamania chleba, po używanych słowach. Kiedy czyta się historię z Ew. Jana r. 21 - uczniowie nie poznali Go tam z początku, a kiedy już wiedzieli, że to On, nawet wtedy jest napisane: A żaden z uczniów nie śmiał go pytać: Kto ty jesteś? Bo wiedzieli, że to Pan (Jan 21,12 BW). Skoro żaden nie śmiał Go pytać, to znaczy, że było coś, o co zapytać chcieli. O to, kim jest. Gdyby widzieli Jego twarz, nie musieliby przecież pytać o to, prawda? Przeżyli wówczas wystarczająco dużo, by nic więcej już ich nie zdziwiło. I gdy Jezus wznosił się do nieba - stali i przyglądali się. Nie wiedząc, czego się spodziewać. Zniknie całkowicie? Znowu się pojawi, jak podczas ostatnich 40 dni? A tu nagle odezwało się dwóch facetów, stojących obok, ubranych tak samo, jak ten jeden siedzący w grobie 40 dni temu. "Przyglądacie się?" No tak, przyglądamy się. "Ale dlaczego? Jezus tak samo powróci, jak go teraz widzicie". Aha. No tak. A skąd oni znają imię tego, co został wzięty do nieba? No tak, przecież w tym czasie każdy Go znał. A skąd oni się w ogóle wzięli? Nieważne... To co teraz? No nic, wracamy do domu...

Drugie pożegnanie. Pierwsze było po Jego śmierci. Drugie nie zrobiło już na nich takiego wrażenia. Zawsze tak jest - gdy człowiek przeżyje pożegnanie, a potem nagle okazuje się, że pozostało jeszcze nieco więcej czasu, to właściwe już nie robi takiego wrażenia. Bo mentalnie, psychicznie, pożegnanie zostało już "odbyte".

Wracając do Apokalipsy - Jezus tak samo na Ziemię powróci, jak z niej odszedł. Uczniowie to obserwowali, Łukasz zapisał, dwóch obcych to wyjaśniło, a Jezus, w swojej "Ewangelii Jezusa", spisanej przez Jana, to potwierdził. Wszystko jasne.

[dalej]
[do początku]




wtorek, 4 listopada 2014

O tym, jak Jezus oczyścił pokarmy

Żydzi mieli swój podział na pokarmy tzw. czyste i nieczyste. Do nieczystych należała m.in. świnia. Nie można było jeść jej mięsa, nosić wyrobów z jej skóry etc. Świnia nie mogła być też ofiarowana w świątyni jako ofiara.

Z jakiegoś powodu Bóg zalecił, by świni nie jeść. Bo kiedy się wczytać w miejsce, gdzie Bóg daje te zalecenia (Kapł. r. 11), to nazywa to mięsem czystym i nieczystym, ale generalnie - pominąwszy pewne rytualne ograniczenia, to chodziło o to, by mięsa wymienionego jako nieczyste po prostu nie jeść. Dotyczy to nie tylko świni, ale także wszelkich owoców morza poza typowymi rybami, części dziczyzny etc.

Nie chcę tutaj wnikać w filozofię: co takiego jest w świni, że lepiej jest jej nie jeść, bo są inni, którzy się znają na tym lepiej. Tym bardziej, że kultywuje się u nas smak schabowego czy boczku, więc wszelkie argumenty przeciwko wieprzowinie poddane są od razu ciężkiej próbie.

Tutaj chcę skupić się na innej rzeczy. Są ludzie, którzy twierdzą, że w Nowym Testamencie Jezus "oczyścił" wszystkie te nieczyste pokarmy, posługując się tutaj tekstem z Ewangelii Marka 7,18-19: I mówi im: Czy wy też nie pojmujecie? Czyż nie rozumiecie, że wszystko, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może go uczynić nieczystym? Że nie wchodzi do jego serca, ale do brzucha i zostaje wydalone na zewnątrz? W ten sposób uznał wszystkie pokarmy za czyste (BP). I niby sprawa jest jasna, klarowna: skoro Jezus uznał te pokarmy za czyste, to tak jest, i koniec dyskusji.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie inne tłumaczenie tego samego tekstu... Tedy im rzekł: Także i wy bezrozumni jesteście? Azaż nie rozumiecie, iż wszystko, co zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może go pokalać? Albowiem nie wchodzi w serce jego, ale w brzuch, i do wychodu wychodzi, czyszcząc wszystkie pokarmy (BG). Pokarm, który wchodzi w brzuch, i do wychodu wychodzi, czyszcząc wszystkie pokarmy??? Przecież to ma zupełnie inny sens, niż w tekście z poprzedniego tłumaczenia!

Pogrzebałem trochę i okazało się, że taki rozdźwięk istnieje nie tylko w tłumaczeniach polskojęzycznych. Owa druga część tego tekstu przykładowo w tłumaczeniach angielskich wygląda tak:

NKJV: because it does not enter his heart but his stomach, and is eliminated, thus purifying all foods - tłum.: ponieważ to nie wchodzi do jego serca, ale żołądka, i jest eliminowane, oczyszczając wszystkie pokarmy

NIV: For it doesn't go into his heart but into his stomach, and then out of his body." (In saying this, Jesus declared all foods "clean.") - tłum.: bo to nie wchodzi do jego serca, ale do jego żołądka, a potem precz z jego ciała (mówiąc to, Jezus zadeklarował wszystkie pokarmy jako "czyste")*

Cóż za rozbieżności w sensie tłumaczeń!

Z ciekawości sprawdzę jeszcze przekłady norweskie...

2011: Det kommer jo ikke inn i hjertet, men bare ned i magen, og går ut og dit det skal.» Dermed slo han fast at all mat er ren. - tłum.: przecież nie wchodzi to do serca, ale tylko do żołądka, i wychodzi na zewnątrz, jak powinno. Wtedy stwierdził, że wszystkie pokarmy są czyste

1930: Det kommer jo ikke inn i hans hjerte, mere bare i hans buk, og går ut den naturlige vei, hvorved all mat blir renset. - tłum.: nie wchodzi to przecież do jego serca, ale tylko do jego brzucha, i wychodzi w naturalny sposób, przy czym cały pokarm jest czyszczony

Podobnie. Stare przekłady mówią o pokarmie, który trafiając do brzucha, potem jest wydalany, ulegając oczyszczeniu (słowo kluczowe tutaj: nerki!), a nowsze na ogól zawierają insynuację, jakoby Jezus tutaj stwierdził, że wszelkie pokarmy są oczyszczone.

Zobaczmy, jak to jest w grece: gdyż nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka. I wydala się do ustępu oczyszczając wszystkie pokarmy (PD)**. Znowu to samo - ani słowa o tym, jakoby to miałaby być jakakolwiek insynuacja Jezusa. Tylko w naturalnym ciągu - pokarm-brzuch-wydalenie-oczyszczone.

Rozumiem więc tutaj, że kontekście całej tej dyskusji (faryzeusze przyczepili się w tej historii do Jezusa, że jego uczniowie nie obmywali sobie rąk przed jedzeniem, jak to powinno być wg rytuałów żydowskich), Jezus tłumaczył im, że nawet jeśli jakiś pokarm wejdzie brudny do organizmu, to i tak zostanie strawiony, oczyszczony (przez nerki!) i wydalony. A suma summarum przecież oni nie widzą, że człowieka nie zanieczyszcza jedzenie jedzone brudnymi rękoma, ale to, co siedzi w jego sercu i wychodzi ustami w drugą stronę - na zewnątrz - wszelkie złe słowa, przekleństwa, złorzeczenia.

I pozamiatane. Nie ma co więcej nadinterpretowywać, jakoby Jezus w jakikolwiek sposób wypowiedział się tutaj na temat żydowskiego podziału pokarmów na czyste i nieczyste.

* - Więcej do porównania tutaj: http://www.biblestudytools.com/mark/7-19-compare.html.
** - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/2/chapter/7/verse/19







Dobra Nowina Marka, 8.1.

Innego razu, mniej więcej w tym samym czasie, zebrany był duży tłum ludzi i nie mieli nic do jedzenia. Wtedy przywołał Jezus do siebie swoich uczniów i powiedział:
- Głęboko szkoda mi tych ludzi. Są ze mną od trzech dni i nie mają nic do jedzenia. Jeśli wyślę ich takich głodnych do domu, zasłabną po drodze, bo niektórzy mają przecież długą drogę przed sobą.
- Jak można by zapewnić chleb, żeby nakarmić wszystkich ich tutaj, na tym pustkowiu? - odpowiedzieli uczniowie.
- Jak dużo chleba macie?
- Siedem.
Wtedy poprosił ludzi o to, żeby usiedli na wzgórzu. Potem wziął tych siedem chlebów, podziękował za nie w modlitwie, przełamał i dał uczniom, żeby dzielili je dalej, a oni rozdzielali go między ludzi. Mieli również parę małych rybek, pobłogosławił, i powiedział, że te również powinny być rozdzielone. A ludzie zjedli to i zostali nasyceni. Potem zebrali jeszcze siedem dużych koszy okruchów. A było tam około czterech tysięcy ludzi. I wtedy pozwolił On iść im do domu. Zaraz potem poszedł on, razem z uczniami, do łodzi, i dotarł do okolic Dalmanuty.

na podstawie: Mar. 8,1...10

[dalej]
[do początku]




poniedziałek, 3 listopada 2014

Dziesięcina, 9., Sposoby finansowania w NT

Jaki więc jest sposób finansowania potrzeb kościoła - czyli społeczności ludzi wierzących - wg Nowego Testamentu?

Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, gdyż ochotnego dawcę Bóg miłuje. (...) Posługa bowiem związana z tą społeczną potrzebą nie tylko zaradzi niedostatkom świętych, lecz również obficie zwiększy dziękczynienia składane Bogu (2 Kor. 9,7.12 BT+BW+BP). 

Każdy niech postąpi tak, jak nakazuje mu jego własne serce... Czyli jeśli ktoś chce oddawać 10% netto swoich zarobków na dar na utrzymanie tych, którzy poświęcili się całkowitej służbie ludziom w imieniu Boga - niech tak robi. Jeśli ktoś zdecydował się na oddawanie 10% brutto - też dobrze. Dobrze jest i 5%, i 10 zł co miesiąc, i jakakolwiek inna kwota. Warunkiem jest pragnienie wsparcia, a nie poczucie przymusu. Bóg nie potrzebuje nic z przymusu - wszystko, co robimy, jest dla ukształtowania naszego własnego charakteru i lepszego poznania Jego miłości do nas: Gdyż miłości chcę, a nie ofiary, i poznania Boga, nie całopaleń/ofiar (Oz. 6,6 BW). 

Tak więc - nowonarodzeni, z nowym Jego prawem, wypisanym w naszych sercach, z Jego miłością ku bliźnim, że tak to górnolotnie nazwę, zapominając o pobłażaniu własnym jakimś zachciankom...

Tak przy okazji - podczas mojego pobytu w Azji miałem okazję zobaczyć, jak tam żyją ludzie. I, co stwierdziłem z lekkim niedowierzaniem - naprawdę do przeżycia potrzebują oni o wiele mniej. Mniejsze domy, w nich - mniejsze pomieszczenia, pokoje; mniejsze porcje żywności (naprawdę, jemy zbyt dużo - rozglądając się po ulicach widać różnicę między przeciętnym mężczyzną w Azji a w Europie)... Stwierdziłem, że Europa jest tak bogata, i tak zapędzona w tym biegu, by mieć wszystkiego więcej, i wszystko większe, nowsze, nawet jeśli stare jeszcze nie zostało zużyte nawet w połowie; a Europejczycy tak do tego przywykli, że jeśli ktoś zacząłby żyć tylko wg potrzeb, a nie wg tzw. norm społecznych - zostałby uznany za dziwaka. 

Tak więc - zapominając o własnych zachciankach, czy o zachciankach typu: "trzeba kupić większe, no bo jak będzie wyglądać takie małe...", odżyje w nas pragnienie dawania innym, i czerpanie radości z tego faktu. Aby dawać, nie musimy już mieć przed sobą marchewki błogosławieństwa, a za plecami kija przekleństwa, jak to było w Starym Testamencie*. Bo wszyscy znają tekst z Ks. Malachiasza o przynoszeniu dziesięciny do spichlerza, ale czy ktokolwiek zna tekst, mówiący o tym, co się stanie, jeśli ktoś będzie próbował manipulować coś z dziesięciną? Jeśli zamiast 10% od obrotów - jak to mówi Biblia - odda dziesięcinę tylko od przychodu (jakiegokolwiek: netto lub brutto)? Przeklęty niech będzie oszust, który mając w swej trzodzie samca przyrzeczonego ślubem, zamiast niego ofiaruje Panu zwierzę ułomne (Mal. 1,14 BP). Zwierzę przyrzeczone ślubem/przysięgą, lub cokolwiek innego przyrzeczonego, jak tę przykładową dziesięcinę. A oddaje to, co mu wygodnie, i dziesięciną to nazywa. Na myśl przychodzi tu też historia o Ananiaszu i Safirze...

A ponieważ: To Pan stwarza chmury deszczowe i zsyła deszcze obfite; On daje ludziom chleb i zieleń na polach (Zach. 10,1 BP), oraz: (...) w Bogu, który pozwala nam korzystać z wszystkiego, co nam daje (1 Tym. 6,17 BP) - więc ponieważ to On jest właścicielem wszystkiego, i to On daje nam wszystko i pozwala z tego korzystać, a także ponieważ to On nas wykupił, o czym mowa wielokrotnie, toteż wszystko, co mamy, należy do Niego. Tak. Nie 10% netto, nie 10% brutto, ani nawet 10% od obrotów - ale wszystko, całe 100% tego, co mamy, należy do Niego. Ponieważ my sami również należymy do Niego. A wszystko, co mamy, dostaliśmy tylko w użytkowanie, jak w leasing. Dlatego Nowy Testament obfituje w zalecenia wspomagania innych jakimkolwiek darem, który od Boga otrzymaliśmy. Jeden otrzymał dar nauczania, inny pokrzepiania, inny coś innego... I każdy powinien odpowiednio użytkować ten dar, jaki od Boga otrzymał. 

A jeśli ktoś otrzymał od Boga dar bycia majętnym: Niech pierwszego dnia tygodnia każdy z was u siebie kładzie i oszczędza to, co mu się udaje, aby składek nie było dopiero wtedy, gdy przyjdę (1 Kor. 16,2 PD). I to właśnie uważam za nowotestamentowe zalecenie finansowania działalności tych, którzy służbie Bogu poświęcili 100% swojego czasu. 

* - "Złota myśl" z tego wątku: dziesięcina http://forum.protestanci.info/viewtopic.php?t=3762. Naprawdę, polecam ten wątek, wypowiedź trzeciej osoby, o nicku "Dzik". 





niedziela, 2 listopada 2014

Czyny wysłanników, 1.1.

W mojej pierwszej księdze, dobry Teofilu/przyjacielu Boga, napisałem o wszystkim, co Jezus uczynił i czego uczył, od czasu, gdy rozpoczął, aż do dnia, w którym został wzięty do nieba. Dał wtedy - w Duchu Świętym - swoje przykazania/zalecenia tym apostołom, których wybrał. Po tym, jak nadeszła śmierć, stał on, znów żywy, tuż przed nimi, z wieloma jasnymi dowodami na to, że żyje: w ciągu czterdziestu dni pokazał się im i opowiadał znowu o Państwie Boga. Jeden raz jadł on z nimi, kładąc nacisk na to:
- Nie opuszczajcie Jerozolimy, ale czekajcie na to, co Ojciec obiecał, co słyszeliście ode mnie. Bo Jan chrzcił wodą/zanurzał w wodze, ale wy - za kilka dni - będziecie ochrzczeni/zanurzeni w Duchu Świętym.

Podczas gdy byli razem, zapytali go:
- Panie, czy to teraz przyszedł czas, kiedy wprowadzisz królestwo do Izraela*?
- Nie jest to waszą rzeczą znać czas lub chwilę, którą Ojciec ustanowił w swojej mocy. Otrzymacie jednak moc/siłę, kiedy Duch Święty przyjdzie na was, i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i całej Judei, oraz Samarii, aż po kraniec ziemi.

Kiedy to powiedział, został wzniesiony w górę, podczas gdy oni ciągle patrzyli, a jakaś chmura wzięła go sprzed ich oczu. I tak samo, jak oni stali i się patrzyli, kiedy On znikał w oddali, stało przed nimi również dwóch innych mężczyzn, ubranych na biało. Powiedzieli oni:
- Galileanie, dlaczego stoicie i patrzycie się w niebo? Ten Jezus, co został wzięty teraz od was w górę, do nieba, wróci w ten sam sposób, jak teraz to zobaczyliście, że pomknął do nieba.

Skierowali się więc z powrotem do Jerozolimy, z tego wzniesienia, które nazywa się Ocalony Olej i leży w pobliżu tego miasta, na odległość jednej podróży sabatowej. Będąc już w mieście poszli do tej sali na górze, w której mieli zwyczaj spędzać czas. A byli tam: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub - syn Alfeusza, Szymon zelota i Judasz - syn Jakuba. Wszyscy oni trwali tam w modlitwie, razem z kilkoma kobietami i Marią, matką Jezusa, i jego braćmi.

na podstawie: Dz. Ap. 1,1...14

* - O co tu chodzi? O tym, dlaczego uczniowie ciągle myśleli, że rolą Jezusa-Mesjasza jest ustanowienie państwa izraelskiego potęgą polityczną i militarną, pisałem trochę tutaj: http://zajawki-biblijne.blogspot.no/2014/01/smutek-zal-olsnienie.html.

[dalej]




Psalm 137,9 - Szczęśliwy, kto rozbije dzieci?

Szczęśliwy, kto schwyci i rozbije o skałę twoje dzieci. 
Ps. 137,9

Albo, jak mówią inne tłumaczenia: błogosławiony, kto roztrzaska twoje niemowlęta o skałę... Serio?

Tekst ten ukazał się na joemonsterze jako ciekawostka, dość kontrowersyjna ciekawostka. Pomiędzy innymi.

O czym więc właściwie jest ten Psalm?...

Nad rzekami Babelu - tam siedzieliśmy płacząc i wspominając Syjon. 
W nim na wierzbach wieszaliśmy nasze lutnie.
Tam zaborcy domagali się od nas słów pieśni, 
a nasi gnębiciele radości: Zaśpiewajcie nam jakąś z pieśni Syjonu. 
Jakże my mamy śpiewać pieśń Wiekuistego na obcej ziemi?
Jeżeli cię zapomnę, Jeruzalem, niech zdrętwieje moja prawica. 
Niech mój język przylgnie do mego podniebienia,
jeślibym nie pamiętał o tobie, 
jeślibym nie postawił Jeruzalem na przedzie mej radości. 
Wiekuisty, pamiętaj synom Edomu dzień Jeruzalem,
tym, co wołali: Burzcie, burzcie, aż do jego fundamentów!
O, córko Babelu, ty będziesz spustoszona,
szczęśliwy, kto ci zrównoważy odpłatę, którą nam zapłaciłaś.
Szczęśliwy, kto pochwyci i roztrąci o skałę twoje dzieci. 
Ps. 137 NBG

Więc po pierwsze - widać wyraźnie, że piszący te słowa był totalnie rozżalony na Babel. Siedział na rzeką Babelu i płakał, i wspominał Syjon... Izraelita.

(Czyżby w końcu okazywały się praktyczne lekcje interpretacji wierszy ze szkoły?...)

... A więc mowa jest o Izraelitach w niewoli babilońskiej. O tym fakcie można się dowiedzieć choćby z Księgi Daniela. Babilon był najeźdźcą Izraela, a jego polityką było wywożenie narodów w inne ziemie. Tak samo zostali wywiezieni Izraelici - prosto do Babilonu (Babel = Babilon).

I na końcu tego psalmu w końcu widać upust tego całego żalu, tej całej rozpaczy wynikającej z niewoli i z tęsknoty do ojczystych ziem - O córko Babelu.... szczęśliwy, kto pochwyci i roztrąci o skałę twoje dzieci. Pragnienie zemsty.

Takie niebiblijne? A kto powiedział, że w Biblii są same dobre rzeczy? W Biblii opisane też są historie rzeczywistych ludzi, popełniających błędy, mnóstwo błędów... I te błędy są przytaczane często, że skoro to jest napisane w Biblii, to znaczy że można. Bzdura. Sama historia nic nie oznacza, na nic nie zezwala, niczego nie zabrania. Wszystko to jest spisane do wyciągania wniosków przez nas, wszystko to jest spisane, aby zobaczyć, jak potoczyły się losy tych ludzi później - czy wrócili do Boga, jak, co czuli etc.

W tym przypadku - chodziło więc konkretnie o pragnienie zemsty na Babilonie. Skąd więc joemonsterowy wniosek, że dotyczy to wszystkich ludzi, teraz, obecnie? Czy to pragnienie bycia "trendy", posługując się cytatem, którego sens widać zaledwie dwa wersety wcześniej?... Jaki w tym sens?...