czwartek, 23 maja 2013

Tornado ogniowe / słup ognia w nocy...

Występują w przyrodzie zjawiska tak rzadko spotykane, że wciąż jeszcze nietknięte palcem naukowców. Albo tknięte mało co - z mnóstwem hipotetycznych teorii, nie podpartych badaniami, których nie można wykonać, ze względu na rzadkość występowania zjawiska.

Tornada ogniowe - podobno najczęściej występują w Australii. To połączenie pożaru i tornada. Tworzy się wówczas mniejszy lub większy pionowy słup ognia.
Polska wikipedia jest bardzo uboga w informacje o tym zjawisku: "Ognisty wir, ognisty diabeł lub ogniste tornado – określenie bardzo rzadkiego zjawiska atmosferycznego polegającego na unoszeniu przez silne prądy powietrzne słupa ognia. Tornada z płomieni powstają, gdy temperatura nagrzanej przez pożar ziemi jest skrajnie różna od temperatury powietrza. Ogniste tornada mogą osiągać kilkaset metrów oraz poruszać się z prędkością 100 km/h. Ogniste wiry tych wielkości mogą wyrywać drzewa, niszczyć domy, a jednocześnie wszystko ulega spaleniu"*. I to wszystko.

Angielskojęzyczna wiki dodaje do tego parę przykładów, m.in. ten najbardziej znany: w 1923 roku pożar pewnego japońskiego miasta (którego nazwy i tak nikt nie wymówi) spowodował tak wielkie różnice temperatur w powietrzu, że powstał ogromny wir powietrza (czyli tornado), wchłaniając w siebie ogień. Wir ten w ciągu 15 minut zabił 38 tys. osób**.

Ogniste tornada nie są długotrwałe. Zazwyczaj mają wysokość 10-50 m, średnicę do 10 m, trwają 2-4 minuty. Wyjątkowo wysokość może dojść do 1 km, średnica leja do 60 m, prędkość wiejącego w nim wiatru może dojść do 160 km/h, czas trwania może wynieść nawet 20 minut***.


Czasem nie potrzeba żadnych szczególnych okoliczności do powstania ognistego tornada.
Australijskiej wiosny 2012 roku
(czyli wczesna nasza jesień), sfilmowano 30-metrowy wir ognia, który trwał kilka minut. Powstał znikąd - palił się busz, pogoda była normalna, bezwietrzna, temp. powietrza - 25 st****.

wtorek, 21 maja 2013

Chrzest Duchem Świętym

Teraz tak z zupełnie innej beczki. Ewangelia Jana, Jan Chrzciciel. Chodzi i chrzci. I nagle mówi: "Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: '(...) jest Tym, który chrzci Duchem Świętym'" (Jan 1,33).

Słowa "jest Tym, który chrzci Duchem Świętym", określają Jezusa. W ten sposób Jan, wypowiadając to, bezpośrednio wskazuje na Jezusa jako Tego, który "chrzci Duchem Świętym".

Teraz chwila dla ochłody - co to właściwie znaczy? Jak to sobie wyobrazić, jak to zrozumieć? Co to znaczy, że "chrzci Duchem Świętym"? Kolejny frazes? Kolejny slogan?

Polskie słowo "chrzcić" jest odpowiednikiem greckiego "baptismós", co dosłownie znaczy: "zanurzenie" (wikipedia). "Chrzcić" znaczy więc "zanurzać". Gdyby więc sparafrazować powyższy tekst biblijny z użyciem słowa "zanurzać", wyszłoby coś takiego:

"Ten, który mnie posłał, abym zanurzał w wodzie, powiedział do mnie: '(...) jest Tym, który zanurza w Duchu Świętym'"...

Tak więc można zrozumieć, że Jezus jest Tym, który zanurza w Duchu Świętym.

Reszta do Waszej refleksji. 

Ilu Izraelitów wędrowało po pustyni?

Ilu Izraelitów wędrowało po pustyni podczas tych 40 lat?

W Biblii jest napisane, że było ich ponad 600 tys., ale mowa o samych mężczyznach, zdolnych do walki, czyli takich między 20 a 50 rokiem życia (to też info z Biblii). To są fakty.

Teraz założenia. Zakładając, że:
  • ichnia rodzina składała się średnio z 8 osób - rodzice + 6 dzieci, choć taki np. Jakub miał ich 13...
  • z tego połowa to część żeńska - co daje 4 szt. mężczyzn z jednej rodziny
  • statystycznie rzecz biorąc - z takiej rodziny tylko 3 z 4 mężczyzn była w wieku "poborowym" - co daje 3 mężczyzn ujętych w tych 603.500 tys., do tego 5 pozostałych osób, nie ujętych w biblijnych kalkulacjach
  • daje to stosunek 3 liczonych mężczyzn + 5 nie liczonych pozostałych osób, czyli matematycznie rzecz biorąc przy ilości 603.500 liczonych mężczyzn proporcjonalnie wychodzi 1.005.800 (ponad milion) pozostałych osób, nie ujętych w kalkulacjach (5 razy te 600 tys. z hakiem, dzielone potem przez 3 - zasada proporcji, działania "na krzyż")
  • sumując 603.500 liczonych i 1.005.800 niepoliczonych = 1.609.300
  • do tej sumy trzeba dodać całe plemię Lewitów, którzy byli powołani do służby świątynnej, w związku z czym mieli nie być powoływani do walki, czyli - wg Biblii - 22.000 mężczyzn
  • Lewici byli zliczeni włącznie z miesięcznymi noworodkami nawet, można więc przyjąć liczbę pół na pół (kobiety/mężczyźni), czyli całkowita ilość osób u Lewitów wraz z rodzinami mogła wynieść gdzieś ok. 44 tys. osób
  • sumując 1.609.300 + 44.000 Lewitów = 1.653.300 - czyli razem było ich tam grubo ponad półtora miliona. 

W pierwszym wyliczeniu wyszło mi grubo ponad 2 miliony. Z innych źródeł również słyszałem o 2 milionach. Ale teraz wyszło mi te 1,6 miliona. I tak sporo, jak na grupę ludzi, która chodziła w kółko po pustyni, musiał Mojżesz nad nią zapanować, wszyscy chcieli jeść i pić etc....

poniedziałek, 20 maja 2013

"Przez krew Jezusa"

W czasach starotestamentowych Izraelici nie mogli jeść mięsa z krwią. Tylko koszerne, z krwią całkowicie upuszczoną. Befsztyki nie wchodziły w rachubę. Kaszanka, czernina - tym bardziej. Noemu po potopie Bóg pozwolił jeść mięso, ale powiedział, żeby nie jeść mięsa razem z krwią. Dlaczego? Bóg tłumaczy: "Gdyż życie ciała jest we krwi" (Kapł. 17,11).

Nie chcę się teraz skupiać na kwestii biologicznej, ale na popularnym sloganie: "krew Jezusa cię zbawiła", czy też biblijnym "Jego krew nas oczyszcza" (1 Jana 1,7). Co to właściwie oznacza?

Wiążąc ze sobą luźne fakty:

krew = dusza:
"Będę też żądał krwi waszej, to jest dusz waszych" (Rodz. 9,5)
"(...) aby nie spożywać krwi, gdyż krew to dusza..." (Powt. 12,23)

krew = życie:
"Gdyż życie ciała jest we krwi" (Kapł. 17,11)
"Gdyż życie wszelkiego ciała jest w jego krwi" (Kapł. 17,14)

Idąc dalej - jeśli w Biblii jest napisane, że jeśli kogoś nie upomnimy, to "jego krew spadnie" na nas - to nie o krew fizyczną chodzi, ale o jego dalsze życie, o jego duszę, życie duchowe (bo czym innym właściwie jest dusza, jak nie życiem duchowym człowieka?), a w konsekwencji - także życie po zmartwychwstaniu.

Jeśli więc uświadomić sobie, że slogan "krew Jezusa Cię zbawiła", oznacza dosłownie: "życie Jezusa Cię zbawiło, uratowało", "dusza Jezusa Cię zbawiła, uratowała" - można pomyśleć, że zarówno życie Jezusa, jak i Jego śmierć nas uratowała. Życie - bo w swoim życiu doznał wielu różnych sytuacji, przykrości, może zrozumieć wiele naszych problemów. Nie pamiętam, żeby miał jakieś fajne chwile. Jego śmierć - bo umarł na tym krzyżu, umarł jako winny, za karę (rzymskie ukrzyżowanie następowało po wyroku sądowym), podczas gdy nic takiego, co na karę by zasługiwało, nie zrobił. To tak docześnie, płytko, ale wiadomo, że na tym krzyżu umarł, "oddał swoją duszę" również za wszystkie inne winy, to ma swój głębszy kontekst.






Czystość kapłana, "rodem kapłańskim..."

Czasem się zastanawiałem, dlaczego wielu modląc się, zawsze robi to "w imieniu Jezusa", "przez Jezusa". Dlaczego nie bez żadnego "wstawiennictwa"?

Kapłan, aby wejść do świątyni, przed Boga, musiał być czysty (Wyj. 30,18-21). A ponieważ od czasów nowotestamentowych to wierzący są "kapłanami" (1 Ptr 2,9; Ap. 1,6) - nie w sensie oddawania ofiar, lecz możliwości przyjścia przed Boga, tak bardzo to skracając i uogólniając - toteż i wierzący-kapłani powinni być czyści. Ponieważ do czystości nam daleko, musimy (powinniśmy? dobrze by było?...) korzystać z pośrednictwa Tego, Który Jest Czysty - Chrystusa: "krew Jezusa, (...) oczyszcza nas z wszelkiego grzechu" (1 Jana 1,7; 3,3).

O tym, co to znaczy, że "krew oczyszcza", napiszę innym razem. Czasem mam wrażenie, że to wyrażenie stało się utartym sloganem i mało kto zastanawia się nad jego znaczeniem.

Nawiasem - kapłan też mógł zgrzeszyć i Pan Bóg to przewidział (Kpn 4,3). Ale jednocześnie mógł zostać rytualnie "oczyszczony" w czasach starotestamentowych, a w tych nowszych: "A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa" (1 Jana 2,1).