sobota, 2 czerwca 2018

Betezda - uzdrowienie z otwartym umysłem

A jest w Jerozolimie przy Owczej Bramie sadzawka, zwana po hebrajsku Betezda, mająca pięć krużganków. W nich leżało mnóstwo chorych, ślepych, chromych i wycieńczonych, którzy czekali na poruszenie wody. Od czasu do czasu zstępował bowiem anioł Pana do sadzawki i poruszał wodę. Kto więc po poruszeniu wody pierwszy do niej wstąpił, odzyskiwał zdrowie, jakąkolwiek chorobą był dotknięty. A był tam pewien człowiek, który chorował od trzydziestu ośmiu lat. I gdy Jezus ujrzał go leżącego, i poznał, że już od dłuższego czasu choruje, zapytał go: Chcesz być zdrowy? Odpowiedział mu chory: Panie, nie mam człowieka, który by mnie wrzucił do sadzawki, gdy woda się poruszy; zanim zaś ja sam dojdę, inny przede mną wchodzi. Rzecze mu Jezus: Wstań, weź łoże swoje i chodź. I zaraz ten człowiek odzyskał zdrowie, wziął łoże swoje i chodził. A właśnie tego dnia był sabat. Toteż mówili Żydzi do uzdrowionego: Dziś sabat, nie wolno ci nosić łoża. On zaś odpowiedział im: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł mi: Weź łoże swoje i chodź. Pytali go: Cóż to za człowiek, co ci powiedział: Weź je i chodź? A uzdrowiony nie wiedział, kto to był, bo Jezus niepostrzeżenie oddalił się od tłumu, który był na tym miejscu. Później spotkał go Jezus w świątyni i rzekł do niego: Oto wyzdrowiałeś; już nigdy nie grzesz, aby ci się coś gorszego nie stało. Odszedł ten człowiek i powiedział Żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w sabat.
Jan 5,2-16 BW

Człowiek chory od trzydziestu ośmiu lat. To ponad trzy razy dłużej, niż tamta kobieta z dwunastoletnim krwotokiem. Brzmi trochę jak historia naszego NFZ...

Podobnie jak tamta kobieta, która przez dwanaście lat próbowała wyleczyć swoją chorobę u różnych lekarzy, ten człowiek tutaj wyczerpał już wszystkie swoje możliwości i pozostało mu tylko czekać na cud. Cud w postaci spełnienia się jednego z lokalnych wierzeń, legend. Nie jest napisane, czy ktokolwiek inny zostawał uzdrowiony po kontakcie z poruszoną wodą. Próbuję sobie tylko wyobrazić - jak ktoś niewidomy mógłby zobaczyć poruszającą się wodę na tyle szybko, by pierwszym do niej wejść? Już raczej dotyczyłoby to tych, co kuleli. Czy to im pomagało? Może poprzez autosugestię. Jeśliby skuteczność tej sadzawki, albo historia tej legendy była prawdziwa - to ludzie nie garnęliby się tak pewnie do Jezusa, bo mieliby uzdrowienie na wyciągnięcie ręki.

Musiało to być więc jak coś w rodzaju naszej Częstochowy - legenda jest, wiele kul podobno uzdrowionych osób tam jest, ale nic nie słychać, żeby coś tam się naprawdę działo w tym kontekście.

I tu do takiego człowieka, czekającego na spełnienie się legendy, czekającego na jakiś cud, podchodzi jakiś Galilejczyk i pyta, czy chciałby być uzdrowiony. Nie wiedział, kim on jest. Jednym z przechodniów.
- Chciałbyś być zdrowy?
- Tak, jasne. Ale widzisz, że leżę, i nie ma szans, żebym jako pierwszy dostał się do wody.
- Nie ma problemu. Po prostu wstań ze swojego materaca i idź.

To, co jest zadziwiające w tej historii, to:

Po pierwsze - na pytanie, czy chciałby być uzdrowiony, jego myśli wciąż krążyły wokół sadzawki. Więc jego odpowiedź też taka była - związana z sadzawką.

Po drugie - gdy ów Galilejczyk powiedział, żeby tylko wstał i poszedł, on uwierzył i zrobił to. Bez żadnych wątpliwości typu: "ale przecież sadzawka... jak... jak to..." Po prostu. Wstał, momentalnie uwierzył w inną możliwość i poszedł.

Po trzecie - nie wiedział nawet, że ów Galilejczyk jest Jezusem. Czyli uwierzył momentalnie na słowo, bez względu na osobę, która mu to powiedziała. Na pewno słyszał o Jezusie, na pewno myślał o tym, żeby się do Niego dostać, ale znowu - Jezus się przemieszczał z miejsca na miejsce, a on był przywiązany do swojego materaca. Nie mógł chodzić. A tutaj - proszę, po prostu uwierzył, wstał i poszedł. Być może pod wpływem tych zasłyszanych wcześniej o Jezusie opowieści? W każdym razie zdolny był uwierzyć, nawet nie wiedząc, że to był sam Jezus mówiący do niego.

Po czwarte - podniósł się, wstał i poszedł bez żadnych wątpliwości. A przecież był sabat! Co oznaczało, że był zakaz noszenia rzeczy ze sobą, zakaz długiego chodzenia... A gdy tylko usłyszał, że miał wstać i pójść, nie zadał nawet jednego pytania o to, że przecież jak to, to sabat jest, to wbrew przepisom jest. Inna oznaka otwartego umysłu?

[dalej - W OCZEKIWANIU NA CUD?]
[poprzednio - DUCH NA NIM]
[do początku tej serii]






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz