sobota, 21 września 2019

Kto chce - szuka sposobu. Kto nie chce - szuka powodu.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus opowiada historię pewnego człowieka, który powierzył trzem sługom tę samą kwotę pieniędzy, aby nimi zarządzali w czasie jego nieobecności. Gdy powrócił, przywołał swoje sługi, by się rozliczyć. Pierwszy z nich zyskał dziesięciokrotnie więcej, drugi - pięciokrotnie więcej, zaś ostatni oddał jedynie to, co otrzymał, bez żadnego zysku. Swoją postawę uzasadnił tym, co czuł wobec pana: „Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał". Słysząc taką odpowiedź, pan sługi nie poddał się i pokazał, że skoro tak został odebrany, co przecież może się zdarzyć, to pozostało jeszcze jedno rozwiązanie: „Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym z zyskiem je odebrał".

Przez długi czas nie rozumiałem tej przypowieści. I podobnie jak ostatni sługa uważałem, że pan postąpił okrutnie pozbawiając go ostatecznie życia jako karę za brak zysku. Każdy z nas przychodzi na ten świat obdarowany różnorodnymi dobrami: różnego rodzaju ludzkim potencjałem, zdolnościami, talentami, pasjami. Możliwości pomnażania tego, co wnosimy ze sobą na ten świat, jest bardzo wiele. Psycholodzy wskazują na potrzebę rozwoju, którą każdy z nas posiada. Dlaczego więc jest tak, że jedni z pasją podejmują różne wyzwania, odważnie wkraczając w świat, a inni zamykają się w sobie i za życia z życia się wycofują?

Odpowiedź znajdujemy w dzisiejszej Ewangelii, a dokładnie - w wymówce trzeciego ze sług. Postrzega on swego pana jako kogoś okrutnego, kto niczego mu nie ofiarował, a w zamian oczekuje od niego nie wiadomo jakich zysków. Czyż właśnie nie taki obraz Boga czasem nosimy w swoim sercu? Boga okrutnego, który chce z nas wycisnąć dobre uczynki, wierność w podejmowanych zobowiązaniach, wierność przykazaniom, nieustanne uczenie się choć i tak wiadomo, że mimo tego umrzemy głupi – tak przynajmniej mówią niektórzy.

---

W poszukiwaniu odpowiedzi na moje ostatnie refleksje [START Z UJEMNYM BILANSEM], znalazłem czyjeś rozmyślania na ten temat (pełny artykuł znajduje się tutaj: [KTO CHCE]). Pewna odpowiedź zawarta jest tutaj w tych wytłuszczonych słowach. Przeżyłem to, doświadczyłem tego, wiem, jak to jest uważać Boga za kogoś okrutnego, nieprzyjacielskiego. Sam zamknąłem się wówczas w sobie, wykluczyłem ze społecznego życia, żyłem sam dla siebie przez kilka lat. Oczekując zarazem nie wiadomo czego.

To jest jedna z tych rzeczy, o których Jezus mówił: jeśli ktoś koncentruje się na sobie samym, zatrzymuje wszystko dla siebie, czy też na samodzielnemu przestrzeganiu wszystkich przykazań, zasad, żeby samemu być niczym jakiś święty, temu trudno pojąć esencję idei Boga. Jeśli ktoś jest w stanie otworzyć się na innych, żyć dla innych, obracać otrzymanymi darami ku korzyści innych - ten otrzymuje jeszcze więcej.

"To zwycięstwo jest dla ciebie możliwe wtedy, gdy będziesz miał prawdziwy, czyli pozytywny, obraz twego Pana - twego Boga. Od tego obrazu zależy bardzo wiele. A jeśli jesteś przekonany, że Bóg jest niedobry, to pozostaje ci jeszcze jedno wyjście: powierzyć swoje dobra komuś, kto je pomnoży. Tak, jak mówi o tym znane powiedzenie: „Kto chce - szuka sposobu. Kto nie chce - szuka powodu".

Ten artykuł był całkiem mądry, wnoszący coś wartościowego, wciąż nie odpowiada jednak na pytanie co z tymi, którzy startują z ujemnym bilansem...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz