niedziela, 29 października 2017

Opętany z synagogi w Kafarnaum

Zaraz też znalazł się w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. I zaczął krzyczeć: 
- Czego chcesz od nas, Jezusie z Nazaretu. Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boga. 
A Jezus nakazał mu surowo: 
- Milcz i wyjdź z niego. 
A duch nieczysty, szarpnąwszy nim, wyszedł z niego z wielkim krzykiem. I osłupieli wszyscy, tak że mówił jeden do drugiego: Co to takiego? Nowa nauka? On siłą narzuca swoją wolę nawet duchom nieczystym i są mu posłuszne. / I zdumiewali się wszyscy, tak iż pytali się nawzajem: Co to jest? Nowa nauka głoszona z mocą! Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne.
Mar. 1,23-27 BP/BW

A w synagodze był człowiek, opętany przez ducha nieczystego, który zawołał głośno: 
- Ach, cóż mamy z tobą, Jezusie Nazareński? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem kim Ty jesteś, Święty Boży. 
A Jezus zgromił go, mówiąc: 
- Zamilknij i wyjdź z niego! 
A demon rzucił go na środek i wyszedł z niego, nie wyrządziwszy mu żadnej szkody. I zdumienie ogarnęło wszystkich, i mówili między sobą: Cóż to za mowa, że mając władzę i moc nakazuje duchom nieczystym, a wychodzą?
Łuk. 4,33-37 BW

Po niezbyt udanej próbie rozpoczęcia szerzenia swojej misji w Nazarecie Jezus poszedł z powrotem do Kafarnaum, miasta, w którym już Go znano w dobrym świetle. Mógł oczekiwać o wiele lepszego przyjęcia, niż w swoim rodzinnym mieście. Jako człowiek chyba tego potrzebował: widzieć jakieś pozytywne rezultaty swojej działalności. W Kafarnaum miał dobry grunt.

Poszedł więc głosić swoją misję do synagogi, tak samo jak to zrobił w Nazarecie. I tam napotkał szaleńca. Albo też: "szaleńca". Bo człowiek ten raczej nie mówił swoim własnym głosem, ale to głosy mówiły przez niego. Według obu, niemal identycznych relacji, zarówno z ewangelii Marka jak i Łukasza, Jezus po prostu kazał mu zamilknąć (albo też, dosłownie: założyć na usta kaganiec, co musi być ówczesnym powiedzonkiem, podobnie jak nasze zamknąć usta na klucz).

Demon zamilknął. Ale rzucił ciałem człowieka na podłogę. Ale nie odniósł człowiek ten żadnej fizycznej szkody.

I tu się zastanawiam: mając naszą wiarę w Jezusa, gdyby coś takiego przytrafiło się nam, praktycznie powinniśmy być zdolni zrobić dokładnie to samo: powiedzieć demonowi tego nawiedzonego człowieka, żeby się zamknął i wyszedł. Tylko że:
1. Brak naszej praktyki w tych sprawach na pewno spowoduje, że będziemy stali jak sparaliżowani.
2. Brak praktyki spowoduje też, że będziemy skrępowani naszym własnym niedowierzaniem.
3. Tutaj, po wszystkim, każdy zadziwiony był mocą słów Jezusa. I to był cel dokonywania przez Jezusa znaków i cudów: żeby Jego słowa poparte były czynami mocy, która zazwyczaj nie jest dostępna przez normalnego, ziemskiego człowieka. Czy w naszych czasach nie sparaliżuje nas lęk, że po takim odezwaniu się zostaniemy uznani za obłąkanych tak samo, jak ten drugi obłąkany, którego byśmy spróbowali uzdrowić?
4. Myślę też, że sparaliżuje nas lęk, że nawet jeśli wykażemy się bohaterską wiarą i powiedzielibyśmy temu obłąkanemu tak samo jak Jezus, to nie stanie się dokładnie nic, i z kolei to my sami zostaniemy uznani za obłąkanych...

Poza tym, że powyższe pytania pozostają bez odpowiedzi, jest też dobry akcent: jeśli udałoby się nam dokonać już takiego cudu, to nasz "pacjent" pozostałby w stanie fizycznym nienaruszonym.

[dalej: UZDROWIENIE TEŚCIOWEJ PIOTRA]
[poprzednio: BRAK UZDROWIEŃ W NAZARECIE]
[do początku]






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz