niedziela, 8 października 2017

Uzdrowienie obcego

Kiedy już zbliżył się do bramy miasta, wynoszono pewnego zmarłego, który był jedynym synem kobiety wdowy. (...) Jej widok wzruszył Pana do głębi. Powiedział tedy do niej: Nie płacz! A gdy podszedł i dotknął mar, ci, co je nieśli, zatrzymali się. On zaś powiedział: Młodzieńcze, rozkazuję ci, wstań! Wtedy zmarły usiadł i począł mówić.
Łuk. 7,12-15 BR

Co więcej zadziwiającego jest w tej historii: zazwyczaj przytacza się przykłady ludzi, których Jezus uzdrowił w wyniku ich własnej wiary. Setnik, kobieta z tłumu, mężczyźni spuszczający łóżko przez dach... Tymczasem tutaj znajduje się przykład, który zupełnie nie pasuje do tych poprzednich: Jezus uzdrowił całkowicie obcą osobę. Bez żadnej prośby, bez żadnej ingerencji jakiejś osoby, tak sam z siebie. Bo spotkał przypadkowo. I tylko dlatego, że dowiedział się, że to wdowa, która pożegnała już męża, a teraz żegna swojego jedynego syna.

To tutaj bardzo widoczne jest, że Jezus współczuje ludziom ich personalnych spraw, ich rodzinnych czy też międzyludzkich relacji. Każdego z nas. Bo też kim była ta, przypadkowo napotkana, wdowa? Była tylko przypadkowo napotkanym człowiekiem. Nie była "bliskim przyjacielem rodziny", jak Łazarz, ani też nikt nie przyszedł i nie prosił za nią, że "przysparza dużo dobrego naszemu narodowi". A jednak Jezus sam, w swój prywatny sposób, wiedząc, straciła już męża, a ten na noszach to jej jedynak, ostatni członek jej malutkiej rodziny, postanowił podnieść tę wdowę na duchu w najbardziej oczywisty sposób: oddając jej najdroższy skarb. I zdecydował się wskrzesić go, bez żadnego proszenia, bez żadnej deklaracji wiary, po prostu ot tak, bo jej współczuł.

Jednym słowem: każdy ma szansę.

kontynuacja rozmyślań w: [27 CUDÓW JEZUSA - CO Z PSYCHIKĄ?]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz