Potem poszedł do miasta zwanego Nain. Szli też z Nim uczniowie i wielki tłum. Kiedy zbliżył się do bramy miejskiej, wynoszono właśnie zmarłego, który był jedynym synem wdowy. I towarzyszył jej wielki tłum mieszkańców miasta. Gdy Pan ją zobaczył, ulitował się i powiedział: Nie płacz. I dotknął się mar. Niosący je zatrzymali się. On zaś powiedział: Młodzieńcze, mówię ci, wstań! Zmarły usiadł i zaczął mówić. I oddał go matce. Wszystkich ogarnął strach i wysławiali Boga, mówiąc: Prorok wielki zjawił się wśród nas. Oraz: Bóg spojrzał na swój lud. I wieść o tym rozeszła się po całej Judei i jej okolicach.
Łuk. 7,11-17 BP
Jest to pierwsza historia tutaj i - posługując się chronologią z Synopsy Czterech Ewangelii - pierwsza odkąd Jezus rozpoczął swoją misję, która opisuje wskrzeszenie zmarłego. Takie uzdrowienie jest spektakularne chyba w jeszcze większej mierze, niż uzdrowienie z choroby, jednak nie wnosi ona do mojego dociekania właściwie nic nowego: nie ma to ani słowa o tym, czy ten tłum ludzi wierzył czy nie, czy ta wdowa wierzyła czy nie. Ani Go ona prosiła o to, ani chciała. Chociaż właściwie logiczne jest, że każda normalna matka chciałaby, żeby jej syn był wciąż żywy. Nie ma też tutaj nic o samym tym młodzieńcu.
Jedyne, co się tutaj pojawia, to to, że po tym wydarzeniu cała okolica mówiła o tym. I w zasadzie nic w tym dziwnego: dzisiaj też rozniosłoby się to po facebooku, kwejku, joemonsterze, mediach traktujących się jako poważne czy jakichkolwiek innych platformach komunikacji. I nie tylko po całej okolicy, ale po całym internecie.
Sądząc po słowach, które tam padły: Wejrzał Bóg na swój lud (NPP) - musiało to wpłynąć może na "zwiększenie" wiary do Boga wśród ludzi. "Jedyna" korzyść. Chociaż właściwie ta właśnie jedyna, dla której Jezus to wszystko robił.
Inną jednak rzeczą, na którą zwróciłem tutaj uwagę, jest ciąg dalszy tej historii:
I wieść o tym rozeszła się po całej Judei i jej okolicach. A uczniowie Jana donieśli mu o tym wszystkim. Jan zaś, wezwawszy dwóch swoich uczniów, wysłał ich do Pana z zapytaniem: Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też mamy czekać na innego? Ludzie ci, przyszedłszy do Niego, powiedzieli: Jan Chrzciciel przysłał nas do Ciebie z zapytaniem: Czy to Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też mamy czekać na innego? Wtedy właśnie uwolnił [Jezus] wielu od chorób, od cierpień i od złych duchów i wielu ślepym przywrócił wzrok. I dał im taką odpowiedź: Powiedzcie Janowi, coście widzieli i słyszeli: "ślepi widzą", ludzie o bezwładnych nogach chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, "a ubogim głosi się dobrą nowinę" (Łuk. 7,17-22 BP).
Odpowiadając posłańcom od Jana Chrzciciela, Jezus odpowiedział m.in., że umarli zmartwychwstają. Martwi są podnoszeni, lub są wzbudzani - jak to jest określone wg PD. Jakkolwiek by tego zjawiska nie nazwać - Jezus sprawiał, że ci, którzy umarli, stawali się znowu żywi. "Umarli", bo Jezus użył tutaj liczby mnogiej. I nikt z Jego otoczenia temu nie zaprzeczył. Ten młodzieniec tutaj najwidoczniej nie był jedynym takim przypadkiem, jaki się do tej momentu zdarzył. Był on być może tylko przykładem tego, co Jezus potrafił, opisanym przez Łukasza. Jak to się stało, że tak mało tak spektakularnych wydarzeń zostało spisane przez ewangelistów?
[dalej - ZDETERMINOWANY OPĘTANY Z GERAZY]
[poprzednio - SETNIK MYŚLĄCY KONSEKWENTNIE]
[do początku tej serii]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz