wtorek, 27 sierpnia 2013

Kto potępia, a kto ratuje

Jan 12,47-48
A jeśli ktoś usłyszy moją naukę, a nie będzie jej przestrzegał, to Ja go nie potępię, bo nie przyszedłem, aby świat potępić, lecz aby go zbawić. A kto Mną gardzi i mojej nauki nie przyjmuje, ten ma swego sędziego: Nauka, którą głosiłem, osądzi go w dniu ostatecznym.
BP

Jezus nas - jak zwykle - nie potępia. Tylko broni. Ratuje.

Pomyślałem o sądzie. Tak, o tym sądzie, który nosi szumną nazwę "ostatecznego". Wyobraziłem sobie, że może to wyglądać tak, że będzie sobie siedzieć sędzia, totalnie nieobiektywny, lecz subiektywny, bardzo postronny, który będzie dla nas jak ojciec - wyrozumiały dla błędów dzieciaków, patrzący na nas pobłażliwie, ze swojej ojcowskiej miłości do nas jakby "automatycznie" wybaczający nam każdy nasz figiel, każdą naszą głupią "zabawę". Obok będzie stał nasz adwokat - Jezus, który na obronę przeciwko oskarżeniu będzie wskazywał na poszczególne momenty naszego życia i mówił: "o, tu we mnie uwierzył, i tu we mnie uwierzył, i tu mi zaufał..." A prawem, takim kodeksem karnym, na podstawie którego będzie miało się odbyć "skazanie", będzie właśnie Biblia - to na to prawo będzie się powoływał oskarżyciel, by nas dobić, coś w stylu: "o popatrz tutaj, Boże, sam napisałeś, że powinno być tak i tak, a on wcale tak nie postępował".

Czyli już wiadomo, kto nas będzie potępiał. I kto potępia cały czas, za każde małe, nawet drobiazgowe wykroczenie. 

I tak naprawdę, jeśli nawet zdarzy się tak, że ktoś totalnie nie wierzy w Biblię, to i tak musi mieć świadomość, że - obojętnie, czy ta Biblia jest "prawdziwa" czy nie - to na jej podstawie zostanie właśnie "osądzone" jego życie. To właśnie ona będzie taką podstawą do oskarżenia, takim kodeksem prawnym. A paradoks polega na tym, że w tej samej Biblii jest mnóstwo argumentów przemawiających wprost na naszą obronę.

Tak więc oskarżyciel może się powoływać na jakieś tam wybrane przez siebie, może nawet całkowicie wyrwane z kontekstu fragmenty - jak podczas kuszenia Jezusa na pustyni. I tak jak wówczas za każdym razem Jezus ukazywał prawdziwy sens tego wyrwanego z kontekstu fragmentu - tak może robić i na sądzie - ripostować, ukazując prawdziwy sens zacytowanego przez oskarżyciela fragmentu, a potem udowadniając, że my - powołując się na Jezusa - mamy to "zaliczone" prawidłowo. Niezupełnie dlatego, że sami to zrobiliśmy, ale dlatego, że Jezus to zrobił, a swoim "sukcesem" podzielił się z nami, "wpisując" go jakby na nasze konto - wg tego, co mówił, że "ktokolwiek uwierzy, to zbawiony (uratowany) będzie".

Można więc też wyciągnąć wniosek, że ta scena kuszenia Jezusa na pustyni, poza tymi wszystkimi innymi znaczeniami, które są ogólnie znane, może też dokładnie pokazywać, w jaki sposób będzie odbywać się "bronienie" nas podczas sądu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz