Ewangelia Jana, rozdział 11. Zawsze zastanawiałem się, jak to się stało, że Łazarz zmartwychwstał? I to ot tak, na słowo Jezusa: Łazarzu wyjdź!
W związku z tym, że doszedłem do tego, że Jezus wielokrotnie znał serca ludzi, a w połączeniu z tym, że mówił, że nie robię nic więcej ponad to, co usłyszę od Ojca - zastanawiałem się, czy nie jest tak, że gdy Jezus modlił się, "słyszał" konkretne rzeczy od Ojca. Tak w modlitwie.
Idąc tym tropem dalej - zastanawiam się, czy nie było tak, że gdy Jezus usłyszał o śmierci Łazarza - najpierw modlił się do Ojca, co z tym fantem zrobić, a może nawet, czy można by go ożywić... I nie poszedł do grobu wcześniej, zanim nie usłyszał konkretnej odpowiedzi. Poszedł tam dopiero po czterech dniach od śmierci Łazarza. Czy tyle czasu zajęło mu wyproszenie u Ojca takiego bezprecedensowego ożywienia? Może tak, może nie. Może był inny powód takiego zwlekania. Mniejsza z tym.
W każdym razie gdy Jezus wypowiedział przy grobie słowa Ojcze, dziękuję Ci, że mnie wysłuchałeś, był już pewien tego, co się stanie. Więc może i my powinniśmy postępować w ten sposób? Nie w ten, że idziemy najpierw np. do chorego i modlimy się o uzdrowienie, ale raczej w ten, że najpierw sami modlimy się o wolę Boga, prosimy o uzdrowienie, a dopiero, gdy będziemy pewni, że Bóg uzdrowi tę osobę - iść, podziękować za wysłuchanie modlitwy i patrzeć i cieszyć się cudem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz