piątek, 15 sierpnia 2014

Na bocznym torze - cz. 6

Czy zauważyliśmy, że stoi to w pewnym kontraście do tego, co działo się jeszcze przed aresztowaniem Jezusa, kiedy w czasie Wieczerzy Pańskiej Pan Jezus mówił o tym, że przyjdą trudne chwile, że modlił się o Piotra, żeby nie ustała jego wiara, a wtedy Piotr się odezwał: "Panie, co ty mówisz!? Ja jestem gotów z tobą iść nawet do więzienia i nawet na śmierć". Dlatego też Pan Jezus pytał: "Piotrze, czy ty jesteś w stanie kochać mnie nawet do tego stopnia, żeby złożyć największe ofiary?" A co na to Piotr? "Panie, wiesz, że się przyjaźnimy..." I kiedy za trzecim razem Pan Jezus zapytał już tylko o tę przyjaźń, to Piotr się zasmucił. Nad sobą samym.

Moglibyśmy powiedzieć, że kiedy powiedział: "Panie, ty wszystko wiesz", to wyznał przed Jezusem całą swoją słabość i swoją naturę. Być może gdyby ta rozmowa trwała dłużej, lub gdyby ona została spisana we wszystkich szczegółach, bo mamy tylko tę jedną relację, to może moglibyśmy odczytać to tak: "Panie, ty wiesz, że jestem porywczy..." - przecież tak właśnie Piotra postrzegamy, prawda? Jako człowieka porywczego, takiego "wyrywnego", łatwego w deklaracjach. "... że jestem chwiejny, że trudno na mnie polegać; że zawiodłem jako przywódca..." - jeszcze niedawno kłócił się z innymi o to, kto będzie pełnił najbardziej odpowiedzialne funkcje w tym przyszłym "izraelskim państwie". "... ty wiesz, Panie, że stchórzyłem, że opuściłem cię wtedy, gdy najbardziej potrzebowałeś wsparcia; ty wiesz, że kłamałem, żeby przedstawić się w lepszym świetle".

Jak zareagowalibyśmy na podobną sytuację na miejscu Pana Jezusa? Jak ustosunkowalibyśmy się do takiego człowieka?

Pozwolę sobie przeczytać pewną notatkę, którą znalazłem w jednym z serwisów informacyjnych, już jakiś czas temu. Notatka ta zatytułowana jest "Babcia na wysypisku śmieci". Rzecz dotyczy tego, co stało się w Indiach, ale w Polsce tę informację podał PAP. "Starą, chorą kobietę znaleziono na wysypisku śmieci w jednym z indyjskich stanów. Jak donosi jedna z lokalnych gazet - pozbyli się jej w ten sposób córka i wnukowie, którzy nie chcieli się nią opiekować. Kobieta, częściowo sparaliżowana, opowiedziała mediom o swoim losie, ale wcale nie skarżyła się na wyrodną córkę czy też okrutne wnuki. Ubolewała tylko nad tym, że trudno jest jej poruszać się bez pomocy. Wszystko zaczęło się od rodzinnej awantury - najmłodsza córka pokłóciła się z rodzeństwem o to, kto powinien zająć się matką. W końcu kazała synom wyrzucić starszą panią na śmietnik".

Jest to bardzo ekstremalna historia, wydarzenie, ale w gruncie rzeczy - czy aż tak dalekie są ludzkie zachowania w Indiach od Polski? Myślę, że niekoniecznie, a nawet, że podobnych sytuacji moglibyśmy znaleźć wokół całkiem sporo... Ale może nie o tym chcę teraz mówić. Chciałbym tylko, abyśmy pomyśleli teraz właśnie w tych kategoriach i jeśli ktoś ZAWIÓDŁ, albo NIE JEST JUŻ POTRZEBNY, to co zazwyczaj robimy z taką osobą? Odstawiamy na bocznicę, odstawiamy na boczny tor. "Nie sprawdziłeś się. Miałeś dużo czasu - trzy lata to wystarczająco dużo, a więc to, co teraz będziesz robił, to będziesz obracał się gdzieś tam na marginesie, obserwując z dystansu to, co będzie działo się w 'ogniu wydarzeń'".

Zapewne - jako ludzie - mielibyśmy tendencję właśnie tak postąpić. Tak sobie wyobrażam, że... czy to na poziomie zboru, czy diecezji, czy nawet Generalnej Konferencji [pierwsza instancja "decyzyjna" w Kościele ADS - dop. wł.], jakkolwiek by to było - gdyby Piotr przypadkiem w czasie wyborów był rozpatrywany jako jeden z kandydatów do objęcia jakiejś "eksponowanej" funkcji w kościele, to wyobrażam sobie, że przepadłby bardzo szybko w Komitecie Nominacyjnym [zespół składający się z delegatów ze zborów, w ich imieniu wybierający kandydatów np. na przewodniczącego kościoła czy inne publiczne funkcje]: "Nie nie nie, tego człowieka nie bierzemy w ogóle pod uwagę".

Oczywiście, ja może przechodzę w tej opowieści z jednej skrajności w drugą, ale myślę, że jest w tym trochę racji.

Natomiast gdy patrzymy na Pana Jezusa i jego reakcję, to jest ona zdumiewająca, ponieważ za trzecim razem konsekwentnie, wtedy, gdy Piotr przyznaje się do swojej słabości przed Jezusem Chrystusem, to co mówi nasz Zbawiciel? "Paś owieczki moje".

Nie zamierzam tym kazaniem zaniżać pewnych standardów zachowania, nie chciałbym, aby ktokolwiek taki wniosek z tego rozważania, ale raczej chcę pokazać to, że Bóg ciągle ma dla nas szansę. Nawet wtedy, gdy we własnej ocenie wydaje nam się, że bardzo zawiedliśmy, że zawiedliśmy Boga lub też ludzi; być może są sytuacje, gdy musimy ponieść jakieś konsekwencje, i Słowo Boże pokazuje, że wielu ludzi ponosiło te tzw. "ludzkie konsekwencje" swoich błędów. Ale dla Boga ciągle jesteśmy tymi, którzy mają perspektywy: "Paś owieczki moje".

Piotr próbował zapomnieć o swoim powołaniu. Ale po tym, co się stało, gdy zarzucił sieć po drugiej stronie łodzi, zrozumiał, że Bóg ma zupełnie inne plany wobec niego.

Pan Jezus kocha nas i darzy zaufaniem mimo kompletnej wiedzy o naszym życiu, naszej osobowości, naszych błędach, grzechach, a nawet naszych myślach.

19.42-25.49

[dalej]
[do początku]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz