Wobec tego po co w ogóle Prawo? Otóż zostało ono dane po to, by człowiek poznał, co jest wykroczeniem. Miało ono trwać do czasu przyjścia Potomka [Abrahama], to jest do chwili spełnienia się obietnic. (...) Czyż wobec tego Prawo sprzeciwia się obietnicom? Ależ nie! Gdyby zostało dane Prawo, które byłoby w stanie dać życie [wieczne], to człowiek rzeczywiście dostępowałby usprawiedliwienia przez Prawo. Lecz Pismo wyraźnie mówi, że cała ludzkość znajduje się pod władzą grzechu, aby obietnica objęła swym zasięgiem, dzięki wierze w Jezusa Chrystusa, wszystkich, którzy mają wiarę. Do czasu przyjścia wiary byliśmy trzymani w więzach pod strażą Prawa, oczekując na objawienie się owej wiary. Tak więc Prawo było naszym wychowawcą aż do przyjścia Chrystusa, abyśmy dostąpili usprawiedliwienia przez wiarę. Teraz jednak, gdy nadszedł czas wiary, nie pozostajemy już pod władzą wychowawcy. Wszyscy zaś jesteście przez wiarę synami Bożymi dzięki waszemu zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem.
Gal. 3,19.21-26 BR
Każdy, kto popełnia grzech, dopuszcza się bezprawia, grzech bowiem jest bezprawiem.
1 Jana 3,4 BP
Generalnie od małego straszy się nas tymi grzechami, że to straszna rzecz, że czarne plamy na duszy, że piekło pełne ognia, że olaboga. Pojęcie grzechu cały czas jest czymś mglistym, czymś, czego dzieciakowi żaden dorosły nigdy porządnie nie wytłumaczy, czym on właściwie jest. Bo: kim jest kryminalista, to każdy dobrze wie: zabił, ukradł, idzie do więzienia. Kim jest grzesznik? To ten, który grzeszy, czyli nie postępuje zgodnie z Dekalogiem. Z tym że o ile dość łatwo jest być powściągliwym w zabijaniu czy kradzieżach, o tyle, czym jest właściwie grzeszenie, to wielu ma raczej abstrakcje pojęcie. A o ile ktoś powiązuje fakt nie-grzeszenia za powściąganie się od tych wszystkich złych przyzwyczajeń, które dość łatwo "wchłonąć", nawet nieświadomie, od innych ludzi, o tyle samo zrobienie tego jest dość problematyczne. Człowiek ani się spostrzeże, a zaczyna plotkować, jak inni. Albo mówić same złe rzeczy. Albo robić komuś przykrość samym mówieniem. Albo nawet samym tylko niedomiarem szacunku, niedomiarem społecznego sposobu myślenia, które jest właściwie bardziej jezusowe, niż współczesna nowoczesno-psychologiczna afirmacja, tzn. bycie asertywnym etc. Jezus myślał o innych ludziach. Jezus myślał socjalnie, społecznie, globalnie.
Albo może człowiek zrobić przykrość też Bogu. Brzmi niewiarygodnie? Ależ nie! Skoro przecież Bóg jest żywy, istotą żywą, naszym pierwowzorem, bo przecież na Jego podobieństwo zostaliśmy stworzeni, to równie dobrze istnieje możliwość wyrządzenia przykrości Jemu. Nie jest On przecież jakimś tyranem, psychopatą bez uczuć, ale tak samo wrażliwy jak my. Jak my wszyscy razem wzięci, powiedziałbym nawet.
Ale jak wiedzieć, czy człowiek nie wyrządza przykrości Bogu? Dlatego też istnieją owe pierwsze cztery przykazania: to przecież przykazania są naszą drogą orientacyjną, zostało ono dane po to, by człowiek poznał, co jest wykroczeniem. Czytamy te wytyczne i wiemy, co robimy błędnie, niezgodnie z Jego oczekiwaniami, albo co On chciałby, abyśmy my robili, żeby okazać Mu szacunek.
Ktoś mógłby odczuwać rodzaj buntu. "Dlaczego ja miałbym robić to, czego On ode mnie oczekuje?" To proste: jeśli nie chcesz, to przecież nie musisz. Tak samo, jak nie przynosisz kwiatów każdej napotkanej dziewczynie na ulicy, nie każdej prawisz komplementy, nie do każdej się uśmiechasz, nie każdej podasz ramię, żeby ją wesprzeć. Spotykasz w życiu kilka przyjaciółek, dla których masz ochotę to robić i to robisz. Bóg jest jak taka przyjaciółka, czy też przyjaciel: jeśli masz ochotę, to zaprosisz go na nocną przejażdżkę samochodem, z kubełkiem KFC gdzieś nad rzeką, i puszką RedBulla. Jeśli masz na to ochotę, to zrobisz to, co wiesz, że on/ona lubi. Tak samo jest z Bogiem: jeśli masz na to ochotę, to będziesz chciał zrobić to, co On lubi. A to, co On lubi, jest napisane właśnie w owych pierwszych czterech wytycznych.
Może więc minąć szmat czasu, zanim człowiek się spostrzeże, że coś z jego postępowaniem jest nie tak, czy to względem innego człowieka czy w ogóle ludzi, czy względem Boga. Kościół nazywa to grzechem - straszliwa rzecz. Owszem, są grzechy - czyli postępowania nie pasujące do Dekalogu - bardziej straszliwe, spektakularne, jak zabójstwa czy napaście, ale są też i "mniejsze", które wydają się mniej ważne, jak obgadywanie kogoś czy coś w tym stylu, ale na dłuższą metę mogą uczynić poważne szkody w psychice obgadywanej osoby. I wcale nie pomaga jej to dostać jakichś refleksji i uczynić jej życie lepszym.
Warto czytać List do Galacjan. List ten pokazuje, że o ile jarzmo ciągłego pamiętania o Dekalogu jest ciężkie, to faktycznie nie jest konieczne. Paweł co prawda pisał o obrzezaniu, czyli o tej części, która jest bardziej przynależna do kultury żydowskiej, do ich religii, do ich wierzeń o oznaczeniu każdego mężczyzny jako członka narodu wybranego, ale i przykazania zostały dane przecież Żydom, którym po kilku pokoleniach niewoli poczucie moralności musiało się znacznie wykrzywić, w ramach więc wyprostowania sprawy dostali owe wytyczne. Jest to więc również nierozłączna część kultury żydowskiej, nie da się temu zaprzeczyć.
Ale i my możemy korzystać z Dekalogu jako naszego drogowskazu, zestawu wskazówek. Wielu z nas kiedykolwiek szukało i przeczytało jakikolwiek "poradnik życia", "wskazówki jak żyć" etc. Tutaj mamy taki poradnik "10 wskazówek jak żyć" w pigułce. Z tym że jeśli coś pójdzie nie tak, nie ma co się jakoś nadmiernie obwiniać, żyć pod presją czy coś takiego, tak długo, dopóki naszym głównym celem jest myślenie o Bogu i myślenie o bliźnich,
Nauczycielu, jakie przykazanie jest największe w Prawie? On zaś odrzekł: "Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca i z całej duszy" i wszystkich myśli. To jest największe i pierwsze przykazanie. A drugie jemu podobne: "Będziesz miłował bliźniego, jak siebie samego".
Mat. 22,36-39 BP
i postępowanie zgodnie z logicznym rozumowaniem, w którym takie myślenie jest mottem przewodnim. Bo nie dążenie do życia zgodnie z jakimkolwiek prawem czyni nas perfekcyjnymi w oczach Boga, ale dążenie do życia zgodnie z Jego Duchem, o czym też Paweł w Liście do Galacjan pisze. A każde prawo w większości jest ustalone pod kątem polepszenia społecznego współżycia, więc jedno i drugie nie wyklucza się wzajemnie.
A co właściwie mam na myśli, pisząc "dążenie do życia zgodnie z Jego Duchem"? To tak samo, jak dążeniem do życia w zgodzie z innymi ludźmi, których lubimy: poznawanie ich, dowiadywanie się co oni lubią, sprawianie im małych przyjemności etc. Zarówno względem Boga jak i ludzi wokół nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz