Wiele razy można spotkać się z historiami ludzi, przybyłych do lekarza czy szpitala, i nie do końca chcących przyjąć pomoc medyczną w jakimś zakresie. Właśnie przeczytałem coś takiego. "Nie, nie zgadzam się na tę operację, to Jezus mnie uzdrowi".
Fajnie. Fajnie jest mieć taką wiarę.
Między innymi wczoraj czytałem fragment z Ew. Marka 3,7 i parę dalszych wersetów o ludziach, którzy nadciągali z całej bliższej i dalszej okolicy, byle tylko chociaż dotknąć ubrania Tego, który uzdrawiał. Jakaś taka wieść rozniosła się po okolicach, jakaś plotka, że ten człowiek to jakiś uzdrowiciel, że może wystarczy go dotknąć i już będzie się zdrowym.
Czy to faktycznie działało? Nie wiadomo. Albo powiem nawet więcej - sądzę, że nie. Dlaczego tak sądzę? Z powodu tej historii: Kto się mnie dotknął? Dotknął się mnie ktoś, poczułem bowiem, że moc wyszła ze mnie (Łuk. 8,45-46 BW). Gdyby Jezus tak cały czas miał czuć tę "uchodzącą moc" z niego i dopytywać, kto to, to zwariowałby. Nie miałby czas na głoszenie ewangelii. A potem powiedział do tej kobiety, sprawczyni tamtego zamieszania: Córko, wiara twoja uzdrowiła cię (Łuk. 8,48 BW). A więc jaka wiara? W to, że Jezus uzdrawiał? Całe tłumy w to uwierzyły. Sądzę raczej, że chodziło o Tę wiarę, o którą Jezusowi chodziło najbardziej - w Państwo Boga.
Całe tłumy więc wierzyły w uzdrowienia dokonywane przez Jezusa, dlatego chodziły za nim. Ale też byli tacy, co wierzyli, że uzdrawia poruszenie wody w sadzawce Betezda (czyt. Jan 5 początek), siedzieli tam latami i czekali.
Jak dla mnie - to jakaś magia. Czary-mary. Ludzie wierzyli w czary mary. Faktycznie - Jezus uzdrawiał, ale robił to nie dla zdrowia fizycznego, bo nie to jest najważniejsze (tak, wiem, to kontrowersyjny pogląd), ale dla zdrowia duchowego, dla oczyszczenia serca, umysłu, otwarcia się na Boga. Spójrz tylko - bardzo często, gdy Jezus uzdrawiał, mówił coś w rodzaju: idź i nie grzesz więcej. To jakby oczyszczenie umysłu i/lub serca.
I idąc dalej: sama Biblia mówi, że te uzdrowienia to nie były jakieś tam cuda, czary-mary, hokus-pokus, ale ZNAKI wskazujące na Tego, który ma moc nad wszystkim, nawet nad zdrowiem fizycznym, a finalnie - jak się okazało - nawet nad śmiercią. I o to tutaj chodziło! O pokazanie zwycięstwa nad śmiercią. O drogę do Boga, do Państwa Boga, do "w domu mego Ojca jest wiele mieszkań". O to, by obserwujący wokół - uwierzyli w to.
A jeśli ktoś już wierzy, to jaki jest sens - patrząc konsekwentnie wg tego toku myślenia - takiego uzdrowienia? To już zależy od tego, czy Bóg chce to zrobić TERAZ (bo chce zawsze, i zrobi to w Jego Państwie) i czy ma związany z tym plan na zdobycie kolejnych serc dla Niego.
Tak więc wiara w to, że "nie potrzebuję lekarza, bo Jezus mnie uzdrowi" - jest wg mnie jak wiara tego tłumu. Lekko naiwna, mocno hacząca o czary-mary. Bo nie taki był sens Jego uzdrowień, nie robił tego dla samego uzdrawiania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz