niedziela, 13 lipca 2014

Siła domu

I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. (...) Lecz nikt, wszedłszy do domu mocarza, nie może zagrabić jego rzeczy, jeśli wpierw go nie zwiąże. I wtedy ograbi jego dom. 
Mar. 3,25.27 BT/BP

W kontekście całej sytuacji - chodzi o to, że jeśli wewnątrz jakiejś społeczności - czy to rodziny, czy to innego rodzaju - są jakieś wewnętrzne waśnie, to łatwo tę społeczność rozbić. Gdy o tym teraz czytam, mam tutaj na myśli szczególnie rodzinę. Tak więc - choć główną myślą tego fragmentu ewangelii jest zupełnie coś innego - to jednak między wierszami można wyczytać wskazówki, czy też przekonanie Jezusa o sensie jakości rodziny. Rodzina powinna być silna wewnętrznie, wspierająca się, nie występująca przeciwko sobie samej.

A co jeśli mąż/żona ma zupełnie inne zdanie od nas? Cóż. Sądzę, że w takie rzeczy w sferze drobiazgów są zawsze do przeskoczenia. Natomiast w kwestiach zasadniczych - jeśli oboje mają różne cele w życiu... Dlatego ważne jest, by partnera wybrać dobrze. Z dużą dozą rozsądku.

(Ktoś, kto mnie zna osobiście, mógłby stwierdzić: "tak, kto jak kto, ale ty akurat nie jesteś żadnym aurotytetem w tej dziedzinie". I racja. Bo to nie ja mam być autorytetem, tylko to, czego nauczał Jezus. Jego słowa. A to, że ja sam w przeszłości zbłądziłem - to sprawia tylko, że mam większe doświadczenie, z którego mogę wyciągać solidne wnioski, często marginalizowane przez innych, nie mających takiego "zaplecza").

A kiedy już ten dom powstał, i wewnątrz niego narodziło się wzajemne wsparcie, konkretne fundamenty etc.  - bo określenie "mocarz" rozumiem tutaj jako określenie kogoś z takimi silnymi punktami właśnie - Jezus dał tutaj do zrozumienia, że diabeł będzie atakował każdy silny punkt tego związku, każdą spoinę, by go osłabić, by zburzyć strukturę murów tego domu, by pojawiły się pęknięcia. To jest ostrzeżenie.

Z racji też moich ostatnich zainteresowań tematem osobowości niestabilnej emocjonalnie typu "borderline" - myślę, że może to też dotyczyć takiej osoby. Niestabilność emocjonalna to nic innego jak "wewnętrzne skłócenie się" z sobą samym, skrajność radości i szczęścia, granicząca ze skrajnością podejrzliwości i braku zaufania. To nic innego jak ten skłócony wewnętrznie dom. I podobnie, jak w tym domu - diabeł będzie atakował silne punkty, by je osłabić, i by ostatecznie zrównać je z ziemią, z tymi słabymi punktami. Czyli - nawet jeśli ktoś potrafi sobie racjonalnie "przetłumaczyć" pewne odczuwane uczucia, i - mimo że serce i dusza mówią zupełnie coś innego, najczęściej same katastrofalne rzeczy - i umysłem potrafi pojąć, że te odczucia nie mają sensu, i trzyma się tego, co "czuje" racjonalny umysł - diabeł będzie atakował tę racjonalność, tę logikę, będzie podawał więcej błędnie interpretowanych faktów tylko po to, by doprowadzić tę logikę do upadku. Albo będzie obcinał źródła logiki - takie jak stałe formy kontaktu, stałe źródło racjonalnego myślenia, stały dopływ twardych, racjonalnych, logicznych faktów - by "myślenie" zaczęło koncentrować się wokół hipotez, przypuszczeń, różnych wyobrażeń czy wewnętrznie odczuwanych uczuć, typu poddanie się uczuciu totalnego zignorowania, oddalenia, a wręcz nawet odrzucenia. A wiadomo, że człowiek z małej bzdurki potrafi sobie wyobrazić wielką katastrofę. Zgodnie z przysłowiem: "strach ma wielkie oczy".

Jak to przejść? Jak stworzyć wewnętrzną siłę takiego domu - zarówno rodziny, jak i takiej "rozdwojonej" osoby? Zapodaję tutaj lekarstwo: Trzymajcie się blisko Boga, a On będzie się trzymał blisko was (Jak. 4,8 norw.) oraz: Jeśli Pan domu nie zbuduje, próżno trudzą się ci, którzy go budują (Ps. 127,1 BW). Amen.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz