Łuk. 2,39-40 BP
Czytając Ewangelię Łukasza, jej początki, nie ma ani śladu informacji o tym, że w którymś momencie młodzi rodzice musieli uciekać do Egiptu. Ani śladu wściekłości Heroda, ani śladu polowania na niemowlęta tuż po Jezusa urodzeniu, ani śladu burzliwej emigracji - pójścia tak nagle, po prostu wyjścia z domu i skierowania się prosto do innego kraju. Po prostu - na ósmy dzień został on zaniesiony do świątyni w Jerozolimie, tam obrzezany, pochwalony przez paru proroków, po czym po prostu powrócili do domu, do swojego rodzinnego miasta, Nazaretu. A chłopiec rósł, jadł, stawał się mądrzejszy, bla bla bla, jak piękna bajka.
Tymczasem wg Ew. Mateusza nie była ta bajka taka kolorowa. Na czas, w którym Jezus miał się urodzić, przybyło do Judei trzech mędrców ze Wschodu (Mat. 2,1-11). Potem jest napisane, że Po ich odejściu anioł Pański ukazuje się we śnie Józefowi i mówi: Wstań, zabierz Dziecko i Jego matkę i uciekaj do Egiptu. Pozostaniesz tam, aż nie dam ci znać, bo Herod będzie szukał Dziecka, żeby je zabić (Mat. 2,13 BP). Jego rodzice musieli więc emigrować, porzucać wszystko, co akurat mieli - interes, starych klientów, przyjaciół, i ot tak nagle przeprowadzić się do innego kraju. Inny język, inna kultura, inni ludzie. Nowe otoczenie. Jak znaleźć pracę, żeby wyżywić rodzinę? Jak znaleźć mieszkanie? Swoje przeżyli.
O ile więc młody, dorastający Jezus wychowywał się początkowo w Egipcie, to wychowywał się jako dziecko imigrantów. Jego rodzice byli inni, jego religia była inna, ich zwyczaje były inne. Inny sposób rozwiązywania problemów na podwórku. Inny sposób rozwiązywania problemów ze szkolnymi cwaniakami. Inny sposób spędzania wolnego czasu. A wiadomo, jak dzieci na odmienność reagują - zaraz sypią się ksywki, przezwiska etc. Myślę, że dzieci w starożytnym Egipcie inne pod tym względem nie były.
Dodatkowo - byli tam przecież, bo ukrywali się przed Herodem. Chronili Jezusa, chronili jego życie. W jakim więc strachu musieli żyć? W jakim stresie?
Do Nazaretu wrócili dopiero wiele, wiele lat później. Dla rodziców był to powrót do domu. Dla Jezusa - powrót do miejsca, które opuścił jako kilkudniowy niemowlak. Więc w zasadzie - dla niego była to pierwsza emigracja. Zetknięcie się z ludźmi o innej kulturze, niż ta, w której wychował się do tej pory. Niby kultura jego rodziców, kultura, w której wychowywali go jego rodzice. Powinno być wspaniale, ale jest jakoś tak dziwnie. Nagle jednak okazuje się, że ludzie z jego kultury mają inne problemy, absurdalne z jego punktu widzenia. Kłócą się o nieistotne detale, trzymają się przepisów religijnych tak kurczowo, i chcą być religijni tak bardzo... chyba bardziej niż sam Bóg.
Jezus nabierał mądrości. Czyta się to łatwo. Można temu zazdrościć - każdy chciałby być mądrym. Ale za tymi słowami kryje się wiele długich, trudnych historii o trudnym życiu na wygnaniu, o przeprowadzkach, o braku swojego własnego domu. Tak, bo mądrości nabiera się nie ot tak sobie, razem z wiekiem i wzrostem. Mądrość przychodzi na skutek doświadczenia, na skutek rozwiązywania wielu sytuacji, na skutek ciągłej nauki o tym, w jaki sposób można to zrobić. W naszym przypadku - na skutek wyciągania wniosków w wyniku błędów, które popełniliśmy.
Ile więc Jezus musiał takich sytuacji przeżyć, i jak bardzo zakotwiczyć się w Biblii (ówcześnie - w Starym Testamencie), że swojej mądrości nabrał?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz