niedziela, 11 października 2015

Apokalipsa, 42 - Studium zdrady

I dałem jej czas, aby się opamiętała / zmieniła myślenie z jej wszeteczeństwa/cudzołóstwa, ale nie zrobiła tego. Więc oto rzucam ją na łóżko, a cudzołożących z nią / ludzi uprawiających seks inny niż ten z żoną, z tą jedyną rzucam w utrapienie/ucisk/kłopoty wielkie, jeśli nie opamiętaliby się / nie zmieniliby swojego sposobu myślenia w swoich uczynkach / odnośnie tego, co wyrabiają.
Obj. 2,21-22 PD

I dałem jej czas.... Zanim człowiek zacznie czytać o tych wszystkich konsekwencjach, co to się stanie, jeśli człowiek wciąż będzie szedł własną drogą, bez jakiegokolwiek wzoru, bez dążenia do bycia z naszym Konstruktorem - najpierw jest czas. Bóg daje nam czas, żeby pomyśleć nad tym, co się robi, dlaczego tak, czy to ma sens, czy może lepiej obrać inny kierunek, inny sposób myślenia.

Bóg zawsze daje czas. Począwszy od Starego Testamentu - cokolwiek miało się wydarzyć - Bóg uprzedzał, dawał informacje. Gdy widział, że Jego lud, ten wybrany, zaczyna błądzić - roztaczał szerokie wizje konsekwencji, co ich spotka, jeśli będą kontynuować tę drogę. Ale roztaczał też wizję, co byłoby, gdyby się nawrócili/opamiętali/zmienili swój sposób myślenia. Wysyłał proroków z informacjami, z tymi wizjami. Cała Księga Izajasza czy Jeremiasza to przykład takiego właśnie postępowania Boga. Jakiekolwiek konsekwencje miały spaść - najpierw uprzedzał.

Gdy Jezus urodził się na Ziemi, aby opowiadać o Państwie Boga - zanim to nastąpiło, urodził się Jan Chrzciciel, aby przygotować ludzi na przyjście Jezusa. Jak? Psychicznie, duchowo, zwracając uwagę na rzeczy, o których ludzie wówczas dawno zapomnieli - jakoś tak. Cokolwiek Bóg zrobi - najpierw przygotowuje grunt. Cokolwiek złego ma się stać - najpierw uprzedza. Taki ma charakter.

Tak więc Izabela z Tiatyry również dostała czas, żeby zmienić swój sposób myślenia, swoje postępowanie. Co ciekawe - Jezus nazywa to jej postępowanie "cudzołóstwem". To tak, jakby to była zdrada. Jak seks żonatego faceta z jakąś przygodną dziewczyną. Może nawet wieloma. Nie jedna przygoda, ale wiele takich. Jednym słowem - próbowanie pogodzenia jednej ideologii - w tym przypadku ideologii Jezusa - z innymi ideologiami jest nazywane takim właśnie seksem, cudzołóstwem, niewiernością. Jak niewierność małżeńska. Nic dziwnego - w którymś momencie swojego życia na ziemi Jezus powiedział: Żaden sługa nie może służyć dwom panom, bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego kochał, albo z jednym będzie trzymał, a drugiego zlekceważy (Łuk. 16,13 BP). Jeśli mężczyzna ma kochankę, prędzej czy później zacznie lekceważyć swoją żonę. Jeśli ktoś próbuje pogodzić dwie ideologie, czy z kilku różnych zlepić swoją własną - zawsze będzie to wybiórcze traktowanie pojedynczych elementów każdej z nich, a reszta będzie lekceważona. Różne rzeczy można lekceważyć, ale lekceważenie Jezusa, Boga, Konstruktora, który nas stworzył - to jak odebranie nowego samochodu z fabryki i lekceważenie niektórych z poleceń z książki serwisowej. Może się uda nie zatrzeć silnika.

Izabela z Tiatyry dostała czas, żeby zmienić swoje postępowanie, zmienić swój sposób myślenia z owego próbowania godzenia różnych ideologii, z tej - mniej lub bardziej częściowej - niewierności względem drogi, którą początkowo obrała, ze swojego własnego wyboru - drogi do Państwa Boga. ... ale nie zrobiła tego. W konsekwencji Jezus rzuca ją na łóżko. Jakaś abstrakcja - można by powiedzieć. Ale jest to jakiś obraz sytuacji - skoro niewierność Bogu Jezus nazywa niewiernością, cudzołóstwem, to posłużenie się obrazem rzucenia kobiety na łóżko ma swój wyraz. Jaki? Spróbujmy sobie wyobrazić tę sytuację, gdy dochodzi do takiego pozamałżeńskiego seksu, w tym przypadku - żony. Rzucenie na łóżko nie przychodzi od razu - najpierw są ukryte pragnienia, wyobrażenia, potem rodzi się postępowanie zgodne z tymi pragnieniami. Jeśli są to pragnienia, żeby posiąść innych mężczyzn, niż męża - prowadzą one do niewierności. Od pragnień do łóżka jest jednak jeszcze daleko. Kobieta musi spotkać na swojej drodze przynajmniej kilku innych, obcych mężczyzn, żeby jeden z nich zawrócił jej w głowie, okazał się zgodny z jej pragnieniami. Dochodzi do spotkań - może przelotnych, może celowych, które w swoim kontekście mają elementy podsycające pragnienia owej kobiety. Aż dochodzi do finału - kobieta zostaje rzucona przez mężczyznę na łóżko.

Tuż przedtem jednak, w każdym momencie, przy okazji każdego spotkania, póki nie nadejdzie finał, jest czas, żeby zawrócić, żeby zmienić coś w swojej głowie, wyrzucić tamte pragnienia, o których wiemy, że nie prowadzą do niczego dobrego.

Podobna jest historia Dawida i Batszeby. Batszeba była żoną innego mężczyzny, Uriasza. Ale Dawid, już jako król, widywał ją codziennie ze swojego balkonu. Tańczącą, opalającą się, może wykonującą jakiś aerobik. Można sobie wyobrazić, jak każdego dnia zaczynał czekać na to, by ją zobaczyć, by podsycić swoje pożądanie. Aż z fantazji przeszedł do czynów - wysłał jej męża gdzieś na bitwę, jako żołnierza. I Uriasz zginął. I w ten sposób Dawid mógł posiąść Batszebę "legalnie". Rzucić ją na łóżko.

Rzucenie na łóżko jest więc jak obraz kulminacji pragnień, momentu ich zrealizowania, nasycenia się nimi. Jak w seksie. I Jezus mówi tutaj, że finalnie rzuci Izabelę z Tiatyry na łóżko. Czyli co - pozwoli jej zrealizować jej pragnienia? Nasycić się nimi? Tak by to wyglądało, po porównaniu do analogicznego obrazu, który nakreśliłem powyżej. Wydaje się to dziwne, bo początkowo myślałem, że chodzi o poniżenie Izabeli czy wstrząśnięcie nią, żeby się zmieniła. Ale wychodzi na to, że nie, że raczej pozwoli jej dojść do finału jej pragnień.

Tyle że później, w obrazie analogicznym, powstaje pustka. Żal. Jakiś konflikt. Prędzej czy później. Tak więc dobra jest tylko sama chwila na łóżku. To, co przychodzi potem - to wiele wyrzutów sumienia, niepokój, jakieś uczucie, że coś jest nie tak. Czy tak miałoby być również z Izabelą z Tiatyry?

Podobnie z każdym człowiekiem, który znajduje się w jej sytuacji - Bóg pozwala zrealizować pragnienia. Pozwala nam samym zobaczyć, dokąd one prowadzą. Pozwala nam uczyć się samodzielnie, na naszych własnych błędach. I to jest kolejna cecha charakteru Boga. Bo przecież jest On na tyle wszechmocny, że mógłby Szatana i całe zło zniszczyć z mgnieniu oka, ot tak, jednym pstryknięciem. Ale czy o to chodzi? Czy obserwatorzy, którzy by to widzieli, zaakceptowaliby to? Jeszcze raz tutaj posłużę się obrazem jedzenia w lodówce - czy jest to akceptowalne, żeby z lodówki wyrzucić jabłko? Przecież to jedzenie. Jedzenia się nie wyrzuca, nie marnotrawi. Tymczasem - jabłko obite za kilka dni będzie na wpół zgniłe, a potem zgnije całkowicie, zarażając grzybem pozostałe warzywa czy owoce. Skąd o tym wiem? Bo kiedyś pozwoliłem takiemu jabłku poleżeć. I zobaczyłem, jaki jest tego efekt.

Tak samo jest z rozwojem złych pragnień - Bóg mógłby uciąć je w mgnieniu oka. Ale wtedy powstałoby wiele pytań: "Boże, dlaczego? Dlaczego nawet nie mogę pragnąć tego?". Ok. Więc Bóg pozwala, żeby to się rozwijało. Żebyśmy sami mogli zobaczyć, do czego to prowadzi, i sami rozsądzić, czy chcemy, żeby to się tak skończyło, czy może wolimy to zmienić. Zmienić nasze postępowanie, zmienić sposób myślenia. Zawsze mamy na to czas. Czas, żeby się zastanowić, pomyśleć, rozgryźć, zadecydować. I zmienić swój sposób myślenia.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz