Obj. 2,20 PD
Wielu biblistów czy komentatorów Apokalipsy utożsamia Izabel z Jezebel, żoną króla Achaba, znanego ze Starego Testamentu. Co w niej takiego charakterystycznego? Wybiła wszystkich proroków, można powiedzieć, że nauczycieli, którzy nauczali o starotestamentowym Bogu Jahwe. Sama rozpowszechniała kult Baala, innego bożka. Tego samego, z którym miał do czynienia Balak, który finalnie zawezwał Bileama, proroka Boga Jahwe, żeby przeklął lud izraelski. Zamordowała kilkoro innych ludzi, w tym jedną całą rodzinę tylko po to, by spełnić zachciankę Achaba, któremu zachciało się posiadać więcej ogrodów, a tamta rodzina była przeszkodą w zrealizowaniu tej zachcianki.
Tak więc działalność apokalipsowej Izabel utożsamia się z tą starotestamentową Jezebel. Mnie osobiście jednak ta teoria nie przekonuje. W Apokalipsie jest zbór ludzi oddanych Bogu, oddanych Chrystusowi, a między nimi jest ktoś, którego poglądy odbiegają od sposobu myślenia, jaki starał się zostawić po sobie Jezus. Ktoś, kto dąży do kompromisu między poglądami Jezusa, a dążeniem do sukcesów na gruncie zawodowym, co z kolei silnie wiąże się z koniecznością wybrania, czy w danym momencie trzymać się poglądów Jezusa, czy może pozwolić sobie na coś, co w oczach Jezusa jest już niemoralnością, ale w oczach ludzi dookoła jest po prostu czystą tradycją, utrzymywaną z dziada pradziada. Izabel z Apokalipsy po prostu w tym zborze już była, nie wiem, skąd. Po prostu była. Każda kolejna osoba, która tam przychodziła, która uwierzyła w Jezusa, postanowiła się Go trzymać i przychodziła do tego zboru, musiała Izabel spotkać. Nie mieli wpływu na to, czy ona tam była czy nie.
Stoi to w zupełnym przeciwieństwie do sytuacji Achaba - on sam w Boga już dawno nie wierzył, raczej hołdował tym samym wartościom, co narody sąsiedzkie - czyli czcił Baala. Za żonę również wybrał sobie kobietę, która Baala czciła. Sam sobie tę żonę wybrał, sam sobie wybrał TAKĄ żonę. Miał na to wpływ. To, co więc ona robiła w jego życiu, to po prostu trzymała się swoich ideologii - czyli była wierna Baalowi, swojej tradycji etc. Nie można tego za to powiedzieć o Achabie, który porzucił Boga, wymagający Dekalog i utrzymywanie świątyni Boga w imię zwyczajów, które pozwalały na pełny luz, były ekscytujące (choćby z powodu "show" składania krwawych ofiar - w świątyni izraelskiej składanie codziennych ofiar, o ile dobrze pamiętam, odbywało się za zasłoną, a przeciętny człowiek mógł uczestniczyć lub zobaczyć sam proces zabijania tylko w poszczególnych przypadkach - przy wyznawaniu własnych grzechów, przy zabijaniu baranka paschalnego oraz podczas Dnia Pojednania). Tak więc moim zdaniem w całej tej historii o Achabie i Jezebel to Achab był tym czarnym charakterem, bo wszystko co złe, odbyło się z jego własnego wyboru. Jezebel była tylko tym, kim była, wierna temu, w czym się wychowała i co znała. Fakt, w 1 Król. 21,25 jest napisane, że to ona skłoniła go do popełniania tych wszystkich złych rzeczy, ale... Skoro taką żonę sobie wybrał, to jakiego innego poparcia mógłby się spodziewać? Każda żona popiera męża zgodnie ze swoim własnym światopoglądem, trzeba więc wybrać żonę z odpowiednim światopoglądem. Achab wybrał Jezebel, razem z jej poglądami. Nie mógł spodziewać się innego wsparcia.
Co więcej - w znamiennym momencie, gdy Nabot odmówił mu oddania/sprzedania jego ziemi, żeby Achab mógł mieć więcej ogrodów wokół swoich pałaców (ziemia Nabota przylegała bezpośrednio do ziem królewskich wokół pałacu), to właśnie Achab nie mógł się pogodzić z tym, że otrzymał odpowiedź odmowną na swoją zachciankę. Nie było to coś, czego potrzebował, nie było to niezbędne dla jego życia, miał wystarczająco dużo innych ziem. Ale miał zachciankę i nie mógł jej zrealizować. To spowodowało, że przestał jeść i pić, i przebywał tylko w sypialni (zob. 1 Król. 21,4). Typowe objawy depresji. I tu leży cała kpina: człowiek bogaty, władca całego kraju, z rozległymi własnymi ziemiami, wpadł w depresję z powodu tego, że nie mógł mieć tej ziemi jeszcze więcej.
W tej sytuacji Jezebel zrobiła to, co zrobiłaby każda kochająca kobieta - postanowiła pomóc. I zrobiła to. A że zrobiła to zgodnie ze swoim własnym światopoglądem? Taką ją sobie Achab wybrał. Polecam przeczytać zbiór faktów o Jezebel, zebranych w jedną, obiektywną całość, na blogu [FRANCISZKANSKA3.PL].
Nie taka była Izabel z Tiatyry - zazwyczaj każdy, który wierzy w Jezusa, robi to z własnego wyboru. Nawet jeśli wychował się w rodzinie chrześcijańskiej, albo w chrześcijańskim środowisku - w końcu i tak przychodzi moment, w którym styka się ze światem ateistycznym, "łatwością" jego zwyczajów, i finalnie dokonuje wyboru, czy podążyć za tymi zwyczajami, czy może raczej pozostać wiernym ideom Jezusa. Podobnie więc musiało być z tą Tiatyrzanką - musiała wybrać wiarę w Jezusa. Ale jednocześnie coś w niej nie mogło się zgodzić, żeby całkowicie zrezygnować z "godnego poziomu życia", w związku z czym nie była gotowa na wyrzeczenia związane z niepowodzeniami w biznesie, wywodzącymi się od zachowywania wierności Bogu i nie uczestniczeniu w starych, "tradycyjnych" zwyczajach, wywodzących się od kultu Baala. Była więc raczej jak Achab, który wpadł w depresję z powodu niemożności posiadania jeszcze więcej, niż miał.
Tak samo sposób, w który załatwiała rzeczy - nazywała siebie prorokinią, nauczycielką, wprowadzała w błąd innych etc. - nie był zgodny z jej światopoglądem, który zdecydowała się początkowo przyjąć. Zdecydowała się przecież być chrześcijanką. I tu jest kolejna różnica pomiędzy nią, a tą starotestamentową Jezebel. I kolejne podobieństwo do Achaba. Tak więc sądzę, że poza zbieżnością imion te dwie kobiety niewiele mają ze sobą wspólnego.
Jaki to ma związek ze współczesnością? Jak powyższe wnioski odnieść do sytuacji współczesnych ludzi, żyjących w podobnych okolicznościach jak ci w Tiatyrze? Może ludzi, żyjących w miejscu, którego nie mogli sami wybrać, usiłujących być wiernymi Bogu, pomimo wszędobylskich dziwnych zwyczajów dookoła? I pomimo obecności ludzi takich, jak nowotestamentowa Izabel, usiłujących wprowadzić te dziwne zwyczaje do życia chrześcijan, tłumacząc je ułatwieniem dostępności, wzajemnym zrozumieniem i ustępstwami czy jakkolwiek inaczej - wszystko w imieniu dostosowania się do otaczającego nas świata? Myślę, że po prostu trzeba mieć świadomość, że tacy ludzie istnieją, że istnieją takie pomieszane ideologie, że możemy się z nimi zetknąć. Żebyśmy byli zdolni je samodzielnie przefiltrować i dokonać samodzielnego wyboru, komu bardziej chcemy być wierni - Bogu, który stawia przed nami dosyć wysokie wymagania moralne, czy może tradycji, której wymagania są zmienne, a im dalej w czas, tym więcej dziwności staje się akceptowalnych społecznie.
W którymś momencie Jezus powiedział do swoich uczniów, do osób słuchających Go, a więc także i nas, że jesteśmy solą świata. Sól nie zmienia smaku, gdy zanurzy się ją w zupie. Jeśli bylibyśmy w stanie bryłę soli w zupie zanurzyć i wyjąć z powrotem - sól cały czas będzie słona. Co innego zupa - ta część soli, która zdążyła się w zupie roztopić, spowoduje, że zupa będzie słona. Zupa przyjmuje smak soli, nie na odwrót. I taka jest nasza funkcja na tym świecie - sprawiać, by ludzie stawali się lepsi, a nie my gorsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz