niedziela, 29 stycznia 2017

Kazanie na górze - Zupełnie inna ekonomia

Daj każdemu, kto cię prosi, i nie żądaj zwrotu od tego, kto zabiera twoją własność.
Łuk. 6,29 BP

Współczesna nauka o asertywności uczy mówić "nie". Współczesny model postępowania określa jasno zasady prywatności i jej niedostępności dla obcych osób. Daj każdemu, kto cię prosi jest szokujące. Może nie chodzi o to, by rozdawać dookoła wszystko, co się ma, ale na przykład pracując w miejscu, gdzie zazwyczaj każdy ma "swoje" określone narzędzia, "swoje" miejsce, własne metody produkcyjne i organizacje pracy - dać każdemu, który prosi, który potrzebuje - może być potężną zmianą. Ba - i nie żądaj zwrotu od tego, kto zabiera twoją własność - to, co Pan Jezus zaleca tutaj, było stosowane później w komunach chrześcijańskich, gdzie wszystko było wszystkich, czyli nawet jeśli jakaś rzecz należała do jednego człowieka, to przecież nie potrzebował jej 24 godziny na dobę, prawda? Więc w tym czasie mógł jej użyć ktoś inny. A wszystkie rzeczy i tak daje Bóg, to On daje lub nie szczególne błogosławieństwo na posiadanie rzeczy materialnych. Więc tak w zasadzie to On jest właścicielem wszystkiego, Jego jest cała ziemia - jest napisane gdzieś w Psalmach. My tutaj jesteśmy tylko zarządcami tego wszystkiego, co On stworzył. Obojętnie, czy to chodzi o jakieś pole, ogród do uprawy, czy technologiczne nowinki. Szerzej wspominam o tym w poście [SPOSOBY FINANSOWANIA W NOWYM TESTAMENCIE].

W ten właśnie sposób zresztą pierwsi chrześcijanie postępowali: Wszyscy wierzący stanowili jedną duszę i jedno serce, i nikt nie mówił, że cokolwiek jest jego własnością, wszystko bowiem mieli wspólne (Dzieje 4,32 BP). Mało tego - nie postępowali tak sami z siebie, ale tuż po przyjęciu Ducha Świętego, o czym jest napisane jeden werset wcześniej: A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym (Dzieje 4,31 BW). Czyli każdy z nich, zgodnie z tym, co Bóg powiedział, że Prawa moje włożę w ich serca - po otrzymaniu Ducha Świętego postępował dokładnie według tych cytowanych wcześniej słów Jezusa: Daj każdemu, kto cię prosi, i nie żądaj zwrotu od tego, kto zabiera twoją własność. Bo skoro wszystko było darem od Boga, to przecież nie dla naszego własnego użytku, ale dane nam to zostało też po to, by wspomagać innych, którzy akurat tego daru nie mają. Przykładowo specjalną opieką otoczone były wdowy, osoby, które - nie posiadając męża - często pozostawały bez żadnego źródła dochodu: Jeśli kto z wiernych ma w swej rodzinie wdowy, niech je wspomaga, aby zbór nie był obciążony i mógł wspierać te, które rzeczywiście są wdowami (1 Tym. 5,16 BW). W pierwszej kolejności więc człowiek miał dbać o własną rodzinę, zwłaszcza o potrzebujących z własnej rodziny, a w dalszej - myśleć również o innych wdowach, które już rodziny nie miały. Bo jak miały się one utrzymać? W tamtych czasach nie było emerytur z ZUSu, nawet w czasach dzisiejszych nie w każdym kraju taki system istnieje. Przykładowo w Indonezji coś w rodzaju pensji emerytalnej jest zobowiązany wypłacać zakład, w którym się ostatnio pracowało. Dopóki istnieje. A co, jeśli zbankrutuje? Wówczas wszyscy emeryci, będący na jego utrzymaniu, po prostu tracą swoje utrzymanie. Wtedy cała rodzina zrzuca się, by utrzymać rodziców. Żeby opłacić prąd, telefon, zaopatrzyć w jedzenie, wymienić zużyte ubrania, zrzucić się na podróże w celu odwiedzeniu rodziny... A przecież nie zawsze każdy z rodziny ma pracę i czasem trzeba pomóc też temu jednemu z rodzeństwa, które tej pracy nie ma... Czyli de facto system ten dalej tak jakby istnieje w krajach o patriarchalnym systemie rodzinnym, w rodzinach, gdzie te wartości rodzinne są zachowywane.

Taki też był system socjalny w czasach chrześcijańskich, taki był system socjalno-ekonomiczny, który zalecał Jezus, i taki był też ten system w czasach istnienia świątyni izraelskiej, gdy to 8% ludności było oddelegowane do jej obsługiwania przez 100% ich czasu, a reszta Izraela, gdzie wszyscy właściwie pochodzili z jednej, dwunastodzietnej rodziny, czyli byli jedną, ogromną rodziną przecież - reszta Izraela zrzucała się na utrzymanie tej jednej części ich rodziny, która z zarządzenia Boga miała nie zajmować się żadną produktywną pracą, przynoszącą ekonomiczne dochody, ale pracą "serwisową" wokół świątyni.

Ekonomia przekazana więc przez Jezusa nie skupia się na gromadzeniu dóbr na zasadzie "im więcej tym lepiej". Bo faktycznie - czasem zastanawiam się, po co firmom milionowe zyski? Po co chcą one generować jeszcze większe? Rozumiem inwestycje w nowe technologie, wkłady w fundacje charytatywne etc. Ale robić wszystko, by zarabiać jak najwięcej, a potem trzymać te pieniądze gdzieś na lokatach, żeby... zarabiać jeszcze więcej?... Tymczasem ekonomia Jezusa to: bądź sprytny, używaj pieniędzy sprytnie, pomnażaj je, ale nie zatrzymuj ich wszystkich dla siebie. Wspomagaj tych, którzy w wyniku jakichś wydarzeń losowych sobie nie radzą. Biednych. Sieroty. Wdowy. Dawaj, jeśli to potrzebne. Nie domagaj się zwrotu.

Cóż, dla mnie osobiście są to bardzo twarde słowa, jest to zupełnie odmienny sposób myślenia, niż ten, zgodnie z którym postępowałem do tej pory. Odkrycie jest lekko szokujące. Ale zamierzam wprowadzić je w życie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz