niedziela, 1 stycznia 2017

O miłosiernym ojcu, cz. 2 - Meta takiego życia

Krzysztof Szema
O miłosiernym ojcu
(i marnotrawnym synu)
ścieżka audio: http://adwentysta.com/kazania/kazania-mp3/

W Biblii wyrażenie "rozwiązłe życie" tłumaczy się tylko w jeden sposób: prostytutki, alkohol, zabawy. Dzisiaj powiedzielibyśmy może, że bogate hotele, jakiś zbytek. I gdy się tego rodzaju życie prowadzi, i się nie pracuje, to sama logika wskazuje, że ten majątek choćbyśmy nie wiem jaki mieli, to się zmniejsza, topnieje. Widać, jak diabeł pokazał mu jaskrawe neony, piękne kobiety, komfortowe hotele, szybkie samochody, wspaniałe kasyna gry, ruletki i nie wiadomo co jeszcze, ale wiecie co? Diabeł jest sprytny. Diabeł nigdy nie pokazuje mety, nie pokazuje tej drugiej strony. On pokazuje start, pokazuje rozwinięcie, pokazuje widownię, ale nigdy nie pokazuje młodym ludziom, czy komukolwiek, mety!

Pamiętam, jak kiedyś pewien kaznodzieja, który wizytował nasz kraj, ze Stanów Zjednoczonych, opowiadał takie małe doświadczenie, które tak bardzo pasuje do tego dzisiejszego rozmyślania. Był wykładowcą jednej z naszych kościelnych uczelni, był również wychowawcą i pastorem. Zauważył on, że nasi młodzi ludzie wychodzą z kościoła jak przez drzwi obrotowe. Pamiętam to, bo jako mały chłopak najpierw przeczytałem te słowa również gdzieś indziej, w jakichś czytankach modlitewnych, a potem byłem z rodzicami w jakimś dużym, górniczym budynku i pamiętam, że w obrotowe drzwi, które tam były, ktoś włożył patyczek. Wiecie, obrotowe drzwi mają to do siebie, że obracają się tylko w jedną stronę. Nie da się wrócić. A gdy się zablokują, to wyjście nimi sprawia kłopot straszny. Normalne drzwi można wyłamać albo coś, ale w obrotowych nie ma nawet możliwości manewru, pole działania jest bardzo wąskie. Bardzo mnie ten cytat zastanowił, i zainteresowało mnie, dlaczego ten człowiek napisał, że nie przez zwykłe drzwi, ale przez obrotowe.

Ten właśnie kaznodzieja, będąc wychowawcą, miał problem z naszą młodzieżą, która zaczęła sięgać po to i owo, zaczęła robić "przedmałżeńskie próby", i nie wiedział, co z tym zrobić. Miał jednak z czasów swoich studiów kolegę, który prowadził oddział chorób skórnych, wenerycznych w jakiejś tam wielkiej klinice, i postanowili obaj zrobić doświadczenie. Ów kaznodzieja-wychowawca miał wziąć swoją młodzież na wycieczkę, bez zdradzenia celu, i mieli przyjechać na tę wycieczkę do tej kliniki. I mieli pokazać im "metę", efekty tego rodzaju rozwiązłego życia. Wiecie, że choroby weneryczne wracają. Penicylina, która tak bardzo w przeszłości ratowała, dzisiaj niestety już tak nie działa.

Pojechał więc z tą młodzieżą na tę wycieczkę, ze spakowanymi plecakami, chlebakami, i jakże byli zdziwieni, gdy podjechali pod ten szpital, i jeszcze bardziej byli zdziwieni, gdy nałożono im białe fartuchy i gdy mieli oglądać finał tego rodzaju życia, do którego czuli pociąg. Nie wiem, czy kiedykolwiek byliście na oddziale chorób wenerycznych i czy widzieliście jak wygląda efekt wieloletniego syfilisu czy kiły, rzeżączki czy innych chorób. Można to sobie wyobrazić: to jest coś w rodzaju trądu. Odpadają uszy, kawałki nosa, zależnie gdzie choroba zaatakuje. Czasami kciuki. Ciało gnije.

Gdy ta młodzież to zobaczyła, to pierwszą rzeczą, jaką uczynili na drugi dzień, gdy znowu spotkali się na zajęciach, to przeprosili swojego wychowawcę i pastora, wręczyli mu kwiaty i powiedzieli: dziękujemy, że pokazałeś nam finał tego rodzaju życia, które skłonni byliśmy wybrać.

Wróćmy do naszej przypowieści. Ona też jest bardzo ciekawa. Ona nie kończy się w tym momencie. Gdyby zakończyła się w tym momencie, to rzeczywiście można by ją nazwać: "Przypowieść o synu marnotrawnym". Ale ona się tutaj nie kończy, ona się tutaj dopiero zaczyna. I dlatego nie jest to przypowieść, podobieństwo o młodych ludziach, to opowieść o każdym z nas, dlatego że każdy z nas jest synem czy córką marnotrawną. Każdy. Pomyślcie tylko: może wybrałeś zły zawód i marnotrawisz się w czymś, czego nie lubisz? Może wybrałeś nie tego partnera życiowego i masz poczucie marnotrawienia życia? Może obejrzałeś kolejny beznadziejny film, który tylko zmarnował twój czas i zamiast ci coś dać tylko cię zdegustował? Gdy w tym czasie mogłeś komuś pomóc, coś naprawić, albo zwyczajnie zadbać o swoją fizyczną formę? Może kupiłaś kolejne ubranie, które ci się nie podoba i tylko leży w szafie i nie wiesz, co z tym zrobić? Może znowu spałeś nadzwyczajnie długo, chociaż obiecałeś sobie, że będziesz spał tylko sześć lub osiem godzin, bo tyle jest wystarczająco? Może wydałeś pieniądze na coś, co w ogóle nie używasz? Może minął kolejny miesiąc lub rok, gdy nikomu nie pomogłeś, żyjesz tylko dla siebie, egoistycznie? I znowu czujesz, że jesteś marnotrawnym synem/córką? A może zmarnowałeś czas - godzinę, lub dwie - plotkowaniem, zamiast kogoś zbudować, pocieszyć? Może znowu opowiedziałeś komuś o czyichś upadkach? I znowu jesteś synem czy córką marnotrawną?

Właśnie tak, bracie i siostro. Wszyscy jesteśmy synami i córkami marnotrawnymi.

Zobaczcie, co stało się dalej w tej przypowieści: a gdy wydał wszystko... - ale miał pecha, prawda? Wydawało mu się, gdy ciągle sięgał do tej sakiewki, że jeszcze jest, ale pewnego dnia, pewnej godziny sięgnął, i to, co było, to było ostatnie. I nagle został bez swojej blondynki. I ten jaguar, co wskazywał rezerwę na wskaźniku paliwa - trzeba było podjechać, zatankować, a tu nie było z czego. I przyjaciele, którzy jeszcze wczoraj byli razem z nim w kasynie, dziś zorientowali się, że on już nie ma kasy na żetony. I został sam. Z jaguarem bez paliwa, ze wspomnieniami, z kolorowymi neonami nad głową. Więc pomyślał: o, jeśli sprzedam jaguara, to jeszcze coś będę miał. Ale znowu, jak wiecie: gdy się coś szybko sprzedaje, to tanio. Przez jakiś czas jeszcze jakieś pieniądze miał. Ale akurat tak się stało, że w tym kraju, w którym przebywał, nastał głód, kryzys. Nie wcześniej, nie później, ale akurat wtedy, gdy on tam był. Co za zbieg okoliczności! Jedzenie stało się drogie, więc szybko wydał to, co miał za jaguara, i - jak mówi Biblia - zaczął "cierpieć niedostatek". A gdzie wtedy byli koledzy i koleżanki? Otóż oni mieli jeszcze na paliwo i pojechali tam, gdzie nie ma głodu. A on został sam.

Czy myślicie, że diabeł tak nie postępuje z nami i dzisiaj? Że nie robi tego samego? Że pokazuje nam pewien styl życia, bardzo ponętny, i gdy chcemy podążać za nim, w pewnym momencie zostajemy sami! I my nie wiemy, co z tym zrobić. Dlatego, że często jakiś wewnętrzny wstyd, wewnętrzne opory nie pozwalają, żeby przyjść kogoś przeprosić: ojca, matkę, dziadka czy kogokolwiek.

Biblia mówi, że ten człowiek dokonał pewnego ciekawego wyboru: Poszedł więc i przystał do jednego z obywateli tego kraju, a ten wysłał go do posiadłości wiejskiej, aby pasł..." owce? Nie, jeszcze gorzej. Zwróćmy uwagę, jak Pan Jezus dobiera niesamowitej jakości słów. Nigdzie indziej w Biblii nie spotkałem się z tym, żeby Jezus aż tak dokładnie dobierał słowa, żeby opisać grzesznika, jeśli on nie dąży do spotkania z Bogiem w swoich problemach z grzechem. Pokazał właściwie beznadziejną sytuację. Bo gdyby ktokolwiek wcześniej pokazał mu, że w efekcie swojego życia będzie pasł świnie, a za chwilę jeszcze gorsze rzeczy będzie robił, to by się nigdy na takie coś nie zgodził.

Taki właśnie jest diabeł. On nie pokaże tej właściwej mety, tych właściwych efektów. Tylko to, co piękne, co ponętne.

Zobaczcie, co jest dalej powiedziane: i pragnął napełnić brzuch swój omłotem, którym karmiły się świnie, lecz nikt mu nie dał (BW). Pan Jezus ujął to tutaj bardzo delikatnie, a ja to określę teraz bardziej życiowo, bardziej współcześnie: z tych tekstów wynika, że ten, u którego się najął, to był bardzo chytry człowiek. Nie tylko, że go poniżył aż do pasienia świń, chyba najbardziej cuchnących zwierząt na świecie, ale też nie dawał mu żadnego wynagrodzenia, ani nawet jedzenia! Więc być może ten człowiek tutaj służył przy tych świniach tylko za miejsce do spania! Wyobraźcie sobie więc, jak wyglądała jego czupryna, jak wyglądały jego ubrania, jak ten człowiek w ogóle wyglądał! I Biblia mówi, że on był tak głodny, że się czołgał w tym całym błocie pomiędzy świniami, zmieszanym z łajnem i starym gnojem, i podkradał świniom jedzenie! Co mówi Biblia? Że nikt mu nie dawał. To nie jest tak, że ktoś stał obok niego, że mówił mu, że "o, kolego, ty nie możesz tego jeść". Ale być może ktoś go kopnął, może pałką uderzył, być może dostał po rękach... I może mówił: "nie, to nie dla ciebie, to dla świń".

To straszna sytuacja człowieka, który mógł inaczej żyć. Człowieka, który mógł dokonać innych wyborów. Człowieka, który miał zawsze jedzenie, zawsze ojca czy matkę obok siebie, łazienkę... Wiecie, ta historia jest bardzo głęboka, ona nie tylko mówi o świniach i o jedzeniu, i o brudzie i o czystości... Ona pokazuje, do czego prowadzi grzeszne życie człowieka. Do jakiego stanu moralnego upadku. Aż do dna diabeł dociska grzesznika. Aż do granic możliwości wytrzymania.

17.29-30.19








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz