Łuk. 5,27-28 BR
Kto siedzi w pracy, aż nagle wstaje, zostawia wszystko i podąża za kimś, kogo w ogóle nie zna, kto tylko mówi: "Idź za mną"?
Być może Lewi, późniejszy apostoł Mateusz, znał już Jezusa. Z widzenia lub ze słyszenia. Na pewno musiały go już dobiec wieści z głębi kraju o cudach dokonanych przez Jezusa: przemienienie wody w wino w Kafarnaum, leżącego na brzegu Jeziora Galilejskiego.
Nad tym samym jeziorem odbył się połów ryb Szymona, gdy to - na polecenie Jezusa - sieci nagle wypełniły się nieoczekiwanie aż po brzegi, że jedna łódź nie dawała rady jej uciągnąć. Takie wieści rozchodziły się po całym kraju błyskawicznie.
Potem - gdzieś w jakimś innym mieście, ale prawdopodobnie wciąż w Galilei, czyli wciąż w okolicach Jeziora Galilejskiego, uzdrowił trędowatego, a potem uzdrowił innego człowieka, odpuszczając mu grzechy. W religijnym Izraelu musiało się to odbić szerokim echem. Tym bardziej, że prawdopodobnie miało to miejsce wciąż w tym samym mieście, gdzie Lewi pracował.
Z jakimi myślami musiał pracować Lewi? Być może był czterdziestolatkiem, marzył o innej pracy, o spełnianiu innej roli w życiu i dość często myślał o znalezieniu czegoś innego? Dodatkowo Jezus wywarł wrażenie na nim? Dodatkowo zadawał sobie mnóstwo pytań związanych z tym, jak to jest możliwe, że Jezus mógł ODPUŚCIĆ GRZECHY, bo przecież ówcześnie wiadomo było, że tylko Bóg może to zrobić? Być może nie dokonał niczego w swoim życiu, nie miał nawet rodziny, i marzył o dokonaniu czegoś konkretnego? A jako czterdziestolatek nie miał może już na to szans - był przywiązany do stołka celnika.
I nagle pojawia się przy nim Ten, o którym słyszał, Ten, o którym rozmyślał w związku z owymi religijnymi dylematami. I mówi, ot tak po prostu: "Podążaj za mną". A ten po prostu zostawił wszystko i poszedł. Co musiało być w jego życiu, że poszedł tak po prostu? Co musiało być w Jezusie, że sprawiło, że Lewi tak po prostu wstał i poszedł?
*Wszystkie mapki pochodzą z wikipedii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz