niedziela, 8 czerwca 2014

Co ślina na język przyniesie, czyli uzdatnić wodę

Czyż z tego samego źródła tryska równocześnie [woda] słodka i gorzka?
Jak. 3,11 BP

Było to napisane w kontekście naszego języka. Że taki mały, a nadaje rytm wszystkiemu. Że pojedynczy, a jest jak ster w okręcie - mała część, która decyduje o kierunku płynięcia, rejsu, podróży. I pada tam pytanie: kto tam rządzi - ster sternikiem, czy to sternik sterem? Czy to my mamy podążać za tym, co plecie nasz język, czy może raczej to my mamy decydować o tym, co mówimy, a czego nie? Czy to, co powiemy, kogoś wesprze czy zmiesza z błotem... Bo o to chyba chodzi.

Walka z własnym językiem jest ciężką walką. Jak ze wszystkim, z czym trzeba walczyć chyba... Żeby nie pleść, co ślina na język przyniesie, ale mieć kontrolę nad tym, co się tylko pomyśli, a nie powie, i co można powiedzieć - przez wzgląd na określoną reakcję drugiego człowieka. Wsparcie go.

Wpadła mi w oko dzisiaj taka historia:

Potem powiódł Mojżesz Izraela od Morza Czerwonego i wyszli na pustynię Szur. Wędrowali trzy dni po pustyni, a nie znaleźli wody. I przybyli do miejscowości Mara, i nie mogli tam pić wody, bo była gorzka; dlatego nazwano tę miejscowość Mara. Wtedy lud szemrał przeciwko Mojżeszowi, mówiąc: Co będziemy pić? Mojżesz wołał do Pana, a Pan wskazał mu drzewo; i wrzucił je do wody, a woda stała się słodka.
Wyj. 15,22-25 BW

Historia jest zwyczajna. Ale akurat dzisiaj odebrałem ją w sensie alegorii, w sensie owej walki z językiem, w sensie owego pytania, czy może jedno źródło wydać jednocześnie wodę pitną i gorzką. 

Otóż wodę można mieć, ale czy będzie się ona nadawała do picia? Jak ci Izraelici w Mara. I Mojżesz wołał wtedy do Boga, a Ten pokazał mu DRZEWO, dzięki któremu - po wrzuceniu do wody - stała się ona słodka, pitna. Tzn. nie wiem, czy to dzięki drzewu, czy może to Bóg sprawił Swoim Słowem - jak przy stwarzaniu świata - a drzewo miało być tylko jakąś nauką dla tych Izraelitów?

Gdzieś kiedyś w jakimś przekładzie natknąłem się na określenie krzyża Jezusa jako "drzewo". Tłumaczenie tłumaczeniem, tłumaczenia są różne; fakt jest faktem, że nie znam hebrajskiego i nie wiem, jakich dosłownie słów użył Bóg, i jaką nazwę w tym samym języku nosi ów drewniany krzyż, na którym Rzymianie zwykli wieszać przestępców. Tak czy siak - skojarzyło mi się to w ten sposób, i potraktuję to jako "wolne skojarzenie", że Bóg wskazał na DRZEWO, dzięki któremu woda stała się zdatna do picia. Jeśli pamiętać o DRZEWIE, na którym Jezus powiedział, że Jego misja właśnie się dokonała, to tak, jakby Bóg już wtedy wskazywał na Jezusa, dzięki któremu każda woda, każda nasza woda, którą posiadamy w danej chwili, a niekoniecznie nadaje się do picia - stanie się pitna. 

W odniesieniu do języka. Jeśli potraktować język jako to źródło wody, które nie może wydać jednocześnie wody zgniłej i wody świeżej, pitnej, a walka z językiem wciąż trwa, to odbieram tę historię w ten sposób, że Bóg wskazuje na Jezusa jako tego, który uzdatnia wodę do picia, do spożywania. 

Dzięki temu znowu będzie ona rześka, i będzie orzeźwiać tych, którzy będą ją pili. Mam na myśli - mając kontrolę nad językiem dzięki wpływowi Jezusa (czyli czytanie o Nim, fascynowanie się Nim, naśladowanie Go, plus jakiś może Jego osobisty wpływ, czy może wpływ Jego Ducha), faktycznie można wyeliminować z naszego języka, z naszej mowy te wszystkie rzeczy, które mogą doprowadzić innych do wniosków innych, niżbyśmy tego chcieli - że jedyny cel w naszym życiu to być z Jezusem. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz