piątek, 6 czerwca 2014

Czego szukasz w swoim życiu?

Historia o spotkaniu Jezusa z Samarytanką uprzytamnia jeszcze jedną rzecz. Samarytanka była kobietą rozwiedzioną. Pięć razy! Straciła swój sens życia do tego stopnia, że z kolejnym swoim mężczyzną żyła już na kocią łapę. Czy to był szósty? Czy po prostu już kolejny, z którym żyła w ten sposób?

Ktoś, kto jest bardzo religijny, mógłby się zbulwersować. Jak to? Pięć razy rozwiedziona! Przecież Biblia mówi, że rozwody w większości przypadków nie powinny mieć miejsca!

Zgadza się. Biblia mówi też o Bożej bezwzględnej akceptacji każdego człowieka, razem z jego przyległościami i zaszłościami. Nieważne, co masz na sumieniu - "przyjdź do mnie, bądź ze mną".

Tak też było z tą Samarytanką. Skąd taka bzdurna rozmowa o wodzie, o braku czerpaka, o wodzie żywej... Ano stąd właśnie, że Jezus WIEDZIAŁ, czego potrzeba tej kobiecie. W jednym momencie przejrzał całe jej życie, podstawy psychologiczne i przyczyny wszystkiego. Więc na początku zagadał ją o wodzie:
- Daj mi wody.
- Heh, przecież ty Żydem jesteś, a ja Samarytanką (w przełożeniu na polski: przecież ty Niemcem/Ruskim jesteś, a ja Polakiem). Jakżeż możesz mnie o cokolwiek prosić?
- Gdybyś wiedziała to, co ja... To sama prosiłabyś mnie o wodę.
- Hahaha, a skąd ty wody weźmiesz, jak nawet wiaderka nie masz?!
- Hm, ja mówię nie o wodzie z wiaderka czy ze studni, ale o czymś, co zaspokoi wszystkie twoje tęsknoty, za którymi gonisz przez całe twoje życie.
- Co za bzdury.
- Ok, jak uważasz. Przyprowadź więc twojego męża.
- Ale... ale ja nie mam męża...

W tym momencie serce kobiety zostało boleśnie ukłute. Całe jej marzenia, wszystko przecież leżało w gruzach. Jako kobieta marzyła o mężczyźnie romantyku, ale jednocześnie twardo stąpającym po ziemi, żeby stanowił wsparcie, żeby dożyć spokojnej starości, chodzić razem na spacery, trzymając się za ręce - mając lat siedemdziesiąt... Ale coś poszło nie tak. Lata mijały, a ona wciąż była tak samo daleko spełnienia tego marzenia, jak za czasów bycia nastolatką. Być może nosiła z tego powodu jakiś ciężar na swoim sercu. Szukała czegoś w swoim życiu wiele lat i wciąż czegoś jej brakowało. Wciąż coś zmieniała, wciąż z czymś nie mogła dojść do ładu. W zasadzie sama nie wiedziała, czego w życiu chciała.

- Wiem, że nie masz męża. Bo miałaś ich pięciu. A teraz żyjesz na kocią łapę z kimś innym, bez ślubu.

Oczy w słup. O co chodzi!? Skąd on to wie!? Skoro wie, to jakiś jasnowidz? Prorok? I wiedząc o tym - rozmawiał ze mną! Nie potępia mnie! Nie osądza! Przecież wcześniej ani słowa nie powiedział na ten temat, tylko o wodę poprosił! Normalnie, jak człowiek człowieka! A teraz daje odpowiedź na jej odwieczne pytanie: kto ma rację - Żydzi czy Samarytanie? Bóg mieszka w Izraelu czy w Samarii? A on mówi, że ani tu, ani tu, ani nawet to za bardzo istotne nie jest, bo w zasadzie nadchodzi czas, że serce człowieka się będzie liczyć. Jest! To jest to!

I być może to uczucie, które ją wypełniło - poczucie akceptacji ze strony człowieka, który wiedział o niej więcej, niż ona mogła odgadnąć; prosta odpowiedź na życiowe pytanie egzystencjalne, i bardzo logiczna odpowiedź, i być może nawet zgadzająca się z jej życiowymi poglądami, czy jakąś kobiecą intuicją - być może to uczucie było jak woda, która ją wypełniła od dna po brzegi.

Jeśli ktoś szuka czegoś całe życie, czegoś ciągle mu brakuje, nie może zdecydować się na nic konkretnego - jest podobny właśnie do tej Samarytanki. Czas więc na spotkanie z Jezusem przy studni i rozmowę o czymś, co wypełni Cię po brzegi, nada Twojemu życiu całkowity sens. Naskrobałeś coś wcześniej? Masz przeszłość taką, że "nie zasługujesz" na bycie dobrym? O nic się nie martw. Jezus wie o tym wszystkim. Nie masz pojęcia, o czym jeszcze Jezus o Tobie wie. A mimo wszystko chce z Tobą rozmawiać - jak z tą Samarytanką przy studni - bez przeszkód, bez żadnych obciążań. Tak po prostu. Jak przyjaciel z przyjacielem.

Zrób to.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz