Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: "Przesuń się stąd tam", i przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was.
Mat. 17,20 BT
Czy ktoś słyszał, żeby gdzieś na świecie jakaś góra się przesunęła z powodu czyjegoś żądania? Albo coś w tym rodzaju? Ja nie. Czy to znaczy, że na całym tym świecie nie ma nikogo, kto miałby swoją wiarę chociażby wielkości takiego ziarnka gorczycy? Nie sądzę.
Po pierwsze:
Myślę, że tutaj warto wrócić na moment do moich pierwotnych myśli o tych wszystkich niemożliwych, ponadnaturalnych rzeczach, których Jezus dokonywał: "Cuda czy znaki?". I do tego fragmentu Ewangelii Jana: Kiedy przebywał w Jerozolimie podczas Paschy w dzień świąteczny, wielu, widząc znaki, które czynił, uwierzyło w Jego imię (Jan 2,23 BP). Dla przypomnienia: wszystkie "cuda" dokonane przez Jezusa były ZNAKAMI. Znakami wskazującymi na Państwo Boga, leżącego gdzieś Tam. Nie było żadnego cudu dokonanego tylko dla sprawienia, by ktoś był szczęśliwy ot tak, bez jednoczesnego uwierzenia w Boga, w Jezusa. Sensem każdego "cudu" było sprawienie, by ktoś uwierzył. Sensem każdego takiego "cudu/znaku" było stanie przy drodze i pokazywanie, jak znaki drogowe: zaraz będzie parking, będziesz mógł odpocząć; uważaj, zaraz będzie zakręt; pamiętaj, na kolejnym skrzyżowaniu, jeśli chcesz dojechać do celu, musisz skręcić w prawo.
I nie sądzę, że to działo się ot tak: szedł sobie Jezus, robił cuda, a ludzie zaczynali wierzyć masowo. I że gdyby dzisiaj wsiadłby do metra, zrobił jakiś cud, i ludzie uwierzyliby. Nie. Sądzę raczej, że Jezus wybierał takie osoby, które były akurat na takim etapie swojego życia, że przeszły już pewne stadia niewiary, może wątpliwości, nabrały pewnego doświadczenia pod tym względem - a potem siał to ziarenko "cudu" w odpowiednim czasie. Dzisiaj też tak czasami mamy, że pewne odpowiedzi przychodzą do nas akurat w tym odpowiednim czasie. Gdyby przyszły wcześniej - byłyby niezrozumiałe. Gdyby później - mogłoby być już po fakcie, po podjęciu decyzji.
Co mam na myśli, pisząc o tym wszystkim? To, że być może ta góra się nie przesunie, jeśli nie będzie to akurat potrzebne dla kogoś, by uwierzyć. Wiem, że to nie jest napisane tutaj, w tym tekście. Ale też my sami tak robimy, że mówimy o pewnych rzeczach jako o pewnikach, uważając jednocześnie, że wszyscy wokół doskonale rozumieją, że oczywiście uwarunkowane jest to paroma zależnymi. I jest to tak oczywiste, że nie trzeba o tym mówić. A czytając ewangelie do takiego właśnie wniosku doszedłem - każdy "cud" to "znak" wskazujący komuś Boga. Z każdym takim "znakiem" znajdzie się ktoś, kto pójdzie za nim i skręci w to prawo. Góra nie przeniesie się na nasze żądanie tylko ot tak, by sprawić nam osobistą radość, jakąś satysfakcję.
Po drugie: wiara jest jak ziarno. Jeśli ktoś może sobie wyobrazić teraz to małe ziarenko, leżące w dłoni, jak mały statek na bezkresnym oceanie... Ale to ziarno ma moc urosnąć. I rośnie. Do tego potrzebuje wody (Ja jestem wodą, której ty potrzebujesz - wiadomo, kto to powiedział), potrzebuje blasku słońca (Prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, przyszła na świat - Jan 1,9 BW, słowa o Jezusie; a także: Słowo Twoje jest lampą dla nóg moich - któryś z psalmów), potrzebuje też czasu, by dojrzeć. Ten czas jest bardzo ważny. W całej Biblii nie ma mowy o żadnym drzewie, które powstało ot tak sobie, bez użycia czasu. Poza momentem stworzenia oczywiście. Bazą dla wszystkiego jest czas, upływ czasu, stopniowe dojrzewanie.
Teraz to nasze drzewo wchłonęło w siebie już dużo wody, dużo światła, a może nawet zaznało jakiejś troski ze strony jakiegoś ogrodnika (może to synonim kogoś, kto nas wspiera w kwestiach duchowych?). To jest właśnie owoc tej wiary - z małego ziarna powstało wielkie drzewo. Nasza wiara również potrzebuje wzrastać, potrzebuje wody, potrzebuje światła.
A potem to drzewo może dać nowe owoce, z ich własnymi, nowymi nasionami. Nowi "posiadacze wiary".
Jezus mówił o wierze jak ziarenko - wysnuwam więc stąd wniosek, że nie jest ważne, na jakim "etapie" swojej wiary się jest. Każdy, kto ma choć minimalną wiarę w Boga, może uczynić cud na miarę przeniesienia góry. Ale żadna wiara, u żadnego człowieka, nie powstaje znikąd - każdy potrzebował spotkać choć raz jakiegoś siewcę, albo coś, co zasiało w nim to ziarenko.
Jeśli teraz ktoś, czytający na co dzień Biblię Warszawską, pomyśli o dalszych słowach Jezusa w tej ewangelii: Ale ten rodzaj nie wychodzi inaczej, jak tylko przez modlitwę i post (Mat. 17,21 BW) i powie: "Ale zaraz, przecież Jezus powiedział, że do takiej wiary trzeba pościć!" Mówię: nieprawda. To jakieś fałszywe mniemanie, które powstało chyba tylko po to, by człowiek żył w przeświadczeniu, że jeśli nie będzie pościł, to nigdy nie będzie miał wiary zdolnej przenieść górę. Absolutnie tak uważam. Na jakiej podstawie?
Gdy przyszli do tłumu, zbliżył się do Niego pewien człowiek i, padając przed Nim na kolana, prosił: "Panie, zlituj się nad moim synem. Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić". Na to Jezus odrzekł: "(...) Przyprowadźcie Mi go tutaj". Jezus rozkazał mu surowo, i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie. Wtedy uczniowie zbliżyli się do Jezusa na osobności i pytali: "Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić?" On zaś im rzekł: "Z powodu małej wiary waszej. Bo zaprawdę powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: "Przesuń się stąd tam", i przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was. <Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem>" (Mat. 17,14-21 BT). Ten ostatni wiersz, Mat. 17,21, jest dość dyskusyjny chyba - o ile dobrze widzę, porównując ze sobą poszczególne przekłady. Większość mówi o "rodzaju" - ale nie wiadomo czego: wiary, wspomnianej tuż przedtem, czy demonów, które stanowiły główny wątek tej rozmowy Jezusa z uczniami. Biblia Poznańska i parę innych przekładów (w tym nie-polskich) w ogóle nie zawierają tego wersetu. Biblia Romaniuka definiuje go podobnie, jak BT: Tego rodzaju [czarta] nie wyrzuca się bowiem inaczej, jak tylko przez modlitwę i post.
W każdym razie Jezus powiedział tutaj swoim uczniom, że z ich wiarą mogą nawet przenosić góry. Ale do wypędzania demonów to za mało. A więc są tutaj duże podstawy, by mniemać, że tryb "modlitwa + post" dotyczy właśnie wyganiania demonów, a nie posiadania wiary zdolnej przenosić góry. Inaczej jaki byłby sens porównania Jezusa "małego zaczątku, zaczynu, ziarenka" wiary do chyba najmniejszego ze wszystkich znanych powszechnie ziaren świata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz