niedziela, 27 grudnia 2015

Apokalipsa 62 - Ojciec wszystkich duchów

A aniołowi/posłańcowi zgromadzenia w Sardes napisz: To mówi ten, który ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje poczynania, że masz imię, że (niby) żyjesz, ale jesteś martwy.
Obj. 3,1 PD

Na tym nie koniec dociekań związanych z Duchem Boga. Dlaczego? Ponieważ w Apokalipsie w tym miejscu mowa jest o SIEDMIU DUCHACH Boga, że Jezus ma owych siedem duchów. Aby więc zrozumieć dobrze, o czym mówi ta część Apokalipsy, o czym Jezus mówi w liście do zboru w Sardes, trzeba brnąć dalej, głębiej w ten temat. Nie chce się jeszcze posiłkować czytaniem komentarzy innych ludzi, ułatwianiem sobie sprawy czytaniem ich interpretacji tego zagadnienia - chcę zobaczyć, do czego może człowiek dojść studiując to samodzielnie.

Mowa o "duchach" w liczbie mnogiej jest w Nowym Testamencie kilka razy. Pominąłem przypadki, w których mowa np. o złych duchach - chodzi mi o słowo w liczbie mnogiej - wyganianych przez Jezusa z większej liczby osób, ponieważ tutaj liczba mnoga spowodowana jest mnogością osób.

Mat. 12,43-45: Kiedy duch nieczysty wyjdzie z człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając odpoczynku, lecz nie znajduje. Wtedy mówi: Powrócę do mego domu, z którego wyszedłem. I powróciwszy zastaje dom nie zajęty, zamieciony i przyozdobiony. Wtedy idzie i bierze ze sobą siedem innych duchów gorszych od siebie, i wchodzi tam, i mieszka. I koniec tego człowieka staje się gorszy od początku (BP). Jest to jedna z opowieści Jezusa obrazująca to, jak działa duchowość człowieka. Nawet jeśli Jezus wygoni z jego wnętrza jakiegoś złego ducha, który tam jest - a idąc za poprzednimi postami, to tak samo jakby człowiek wpadł w jakiś "tryb", np. tryb myślenia tylko i wyłącznie o kradzieży czegoś, o oszukiwaniu, o braniu wszystkiego dla siebie bez względu na cenę, jaką muszą za to zapłacić inni ludzie z jego otoczenia - i to jest tak, jakby miał w sobie jakiegoś złego ducha kradzieży (czasem czuć coś takiego od niektórych ludzi, może nie konkretnie o kradzieży w tym momencie mówię, ale tego typu rzeczy, np. widząc kogoś można poczuć, że ten ktoś to jakiś taki cwaniaczek, albo gbur i cham, albo maniak seksualny, albo coś w tym rodzaju - to tak, jakby ten ktoś miał jakiegoś takiego ducha w sobie: ducha cwaniakowania etc.) - więc nawet gdy Jezus wygoni takiego ducha precz, a człowiek nic z tym nie zrobi, nie zapełni tego miejsca innym duchem, nie zaprosi do siebie Ducha Boga - to to miejsce stoi puste. Puste, wymiecione, uporządkowane, przyozdobione - jak w trakcie postanowień noworocznych, gdzie obiecujemy sobie dużo: zrywanie z nałogami, zrywanie z lenistwem, branie się za treningi, więcej aktywności, może nauka języka, cokolwiek innego - albo po dwóch tygodniach okazuje się, że plan postanowień noworocznych nie wypalił, a obecnie jest jeszcze gorzej, niż było wcześniej. I ciężko się zatrzymać. Tak to często działa. I to właśnie wyjaśnił Jezus - dlaczego tak to działa.

Nawiasem - czy nowonarodzenie więc, o którym Jezus mówił w Jan. 3, w rozmowie z Nikodemem, związane jest też z tym, że nie tylko człowiek jakby naradza się duchowo, ale także jakby odradza się na nowo - czyli jakby dostaje innego ducha w sobie, ducha pochodzącego od Boga, ducha motywującego do 180-stopniowych zmian w swoim życiu?

Jednak gwoździem tego, co Jezus opowiedział, jest dla nas w tym momencie to, że okazuje się, że w jednym człowieku może być więcej duchów, niż jeden. Tutaj - nawet osiem. Zakładając więc, że to nie jest dokładnie tak, że człowiek może mieć tylko jednego, własnego ducha, związanego ze swoją duszą, ale duch może być dany, wymieniony, zmieniony, wzięty etc. - stwarza to podstawy do wyjaśnienia mnogości duchów: jeden człowiek, poza swoim własnym duchem, stanowiącym jakby jego własną duszę, może mieć w sobie również kilka innych duchów. Ducha opętania. Ducha szaleństwa. Ducha złośliwości. Ducha bezsensownego uporu. Wszystkie te duchy, uznane za złe, które Jezus z ludzi wyganiał. Piękna praca.

Drugim, i chyba ostatnim tekstem, jaki udało mi się znaleźć, z użyciem słowa "duch" w liczbie mnogiej bez powiązania z mnogością osób, jest Hebr. 12,9: Ponadto, szanowaliśmy naszych ojców według ciała, chociaż nas karali; czy nie daleko więcej winniśmy poddać się Ojcu duchów, aby żyć? (BW); Ponadto ojców naszego ciała mieliśmy jako karcących wychowawców i szanowaliśmy ich, czyż nie o wiele bardziej będziemy poddani/podporządkowani Ojcu duchów i będziemy żyć? (PD). "Ojciec duchów"? O co tu chodzi? Patrząc na pierwszy rzut oka - jeśli mowa o ojcach naszego ciała, naszego organizmu, to przeciwstawną rzeczą musi być nasz duch. Stąd mowa o Ojcu duchów, jako o Ojcu wszystkich duchów wszystkich ludzi na Ziemi. Sięgnąwszy do odnośników ze Starego Testamentu, które w tym miejscu znalazłem, można to sobie wyobrazić jeszcze lepiej:

Liczb (IV Mojż.) 16,22: Lecz oni upadli na swoje oblicza i rzekli: Boże, Boże duchów wszelkiego ciała! ... (BW). Nawiasem mówiąc - różne tłumaczenia mają tutaj diametralne różne określenia: Oni jednak upadli na twarz i rzekli: Boże, Władco tchnienia [ożywiającego] wszelkie ciało! (BP); Wtedy oni padli na twarz i błagali: O Boże, Boże, od którego zależy życie wszystkich istot... (BT). Skąd taka diametralność? Otóż stąd, że słowo "duch" właściwie oznacza "tchnienie" i wywodzi się od tchnienia, którym Bóg ożywił człowieka ulepionego z gliny podczas procesu tworzenia świata. Jest to Boga własne tchnienie, Jego jakby oddech, który został dany nam. Stąd wszystko, co jest żywe, posiada życie dane przez Boga, zawdzięcza życie posiadaniu Jego tchnienia w środku, we wnętrzu. Bez tchnienia nie ma życia, bez tchnienia jest się tylko martwym, uciętym warzywem. Stąd inne tłumaczenia oddały tekst w taki właśnie sposób, każde na swój własny, ale wszystkie one właściwie mówią o tym samym: o tym, że to Bóg jest przyczyną powstawania tchnienia/ducha/życia w każdym żywym organiźmie.

Liczb 27,16: Niechaj Pan, Bóg duchów wszelkiego ciała, wyznaczy męża, który by przewodził zborowi (BW).

Job 12,9-10: Któż nie wie z tych wszystkich rzeczy, że to ręka Pańska sprawiła? W którego ręku jest dusza wszelkiej rzeczy żywej, i duch wszelkiego ciała ludzkiego (BG).

Kaznodziei (Koheleta) 12,7: A proch wróci do ziemi, skąd powstał, zaś duch wróci do Boga, który go dał (NBG). Tutaj, co ciekawe, żadne z tłumaczeń nie robi rozróżnień na "tchnienie ożywiające", "od którego zależy życie" i tym podobne opisowe wynalazki. Każde z nich mówi wprost o duchu mającym wrócić do Boga.

Iz. 42,5: Tak powiedział Bóg, Pan, który stworzył niebo i je rozpostarł, rozciągnął ziemię wraz z jej płodami, daje na niej ludziom tchnienie, a dech życiowy tym, którzy po niej chodzą (BW); (...) a ludziom na niej wlał tchnienie i ducha tym, którzy po niej chodzą (BP); (...) dał ludziom na niej dech ożywczy i tchnienie tym, co po niej chodzą (BT); Tak mówi Bóg, WIEKUISTY, który stworzył niebiosa i je rozpostarł; który rozprzestrzenił ziemię wraz z jej płodami; On, który użycza tchnienia tym, co się na niej zaludniają; a Ducha tym, co po niej pielgrzymują (NBG).

Iz. 57,16: Nie będę bowiem wiecznie pozywał na sąd i nie na wieki będę zagniewany, gdyż inaczej [wszelki] duch zamarłby przede mną i tchnienie życia, które Ja stworzyłem (BP). Tutaj, poza faktem, że przeczytać możemy o tym, że duch i tchnienie (jest jakaś różnica między nimi?; jakie słowa zostały użyte w oryginale?...) zostały stworzone przez Boga, to można również dowiedzieć się, że Bóg nie będzie gniewał się na kogoś wiecznie, przez tysiąc ileś tam lat, a potem jeszcze dłużej - bo inaczej tchnienie/duch/dusza tego człowieka wyginęłaby. To powinno dać do myślenia tym, którzy wierzą w wieczne piekło, wieczne potępienie przez Boga. Bo Bóg powiedział, że nie będzie gniewał się wiecznie. To tak na marginesie.

Tak więc widać, że to Bóg stwarza w człowieku ducha, dzięki duchowi stworzonemu przez Niego człowiek może w ogóle żyć. Czyli każdy z nas, niezależnie od charakteru, osobowości, wyboru drogi życiowej - ducha od Boga ma. Pytanie, jak o niego dba. I w tym przypadku - nawiązując to kwestii nowonarodzenia - nowonarodzenie byłoby w takim razie jak remont generalny samochodu - rozebranie na części, znalezienie paru nowych detali, zeszlifowanie wszystkich starych brudów, zdarcie starej farby, a potem od nowa gruntowanie, lakierowanie, składanie w całość. To zabiera czas, trud i wymaga sporo pracy. Nie jest to żadne hokus-pokus, żadne abrakadabra - hop - i staje się nowy człowiek. To proces.

I nawiązując do poprzedniego tekstu, gdzie Jezus wyrzucał złe duchy z ludzi, ale było możliwe, że do jednego człowieka może wrócić więcej złych duchów, niż to było na początku - na podstawie drugiego tekstu i tych wszystkich ze Starego Testamentu wynika, że wszystkie z nich stworzył Bóg. A to, co stworzył Bóg, było doskonałe. Coś się musiało stać podczas biegu historii, że te duchy stały się złe. Ale to już jest zupełnie inny temat.

To wszystko jednak, czyli świadomość że to Bóg jest stworzycielem wszystkich duchów, i że w jednym człowieku może być więcej niż jeden duch - nie wyjaśnia, czym jest owych siedem duchów z Listu do Sardes. Ciąg dalszy nastąpi.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz