I powiedział im anioł: Nie bójcie się, bo oto głoszę-dobrą-nowinę wam...
Łuk. 2,10 PD
Zastanowiłem się nad tym słówkiem. Po grecku brzmi ono: euangelizomai*. Brzmi tak samo, jak słówko często używane w kościołach protestanckich: "ewangelizowanie". Dosłowne znaczenie tego pierwszego w powyższym tekście jest takie, jak napisałem: "głosić-dobrą-nowinę". W Nowym Testamencie użyte jest - wg Słownika Stronga - 52 razy. Sporo.
Niewidomi odzyskują wzrok, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli są wskrzeszani, a ubogim głoszona jest dobra nowina (Mat. 11,5 PD). W sensie - każdy dostaje to, czego potrzebuje: głusi słuch, kulawi możliwość normalnego chodzenia, niewidomi - możliwość zobaczenia świata, a biedni, bez nadziei - dostają nadzieję na lepszą przyszłość. Bo tym właśnie jest ta ewangelia - że Bóg trzyma gdzieś tam dla nas ideę lepszego świata, takiego samego jak raj, i że chce nas tam mieć ze sobą. Tyle że - żeby znowu nie było takiej sytuacji, jak z Ewą, która - mówiąc wprost - olała jedyne zalecenie Boga, jakie wówczas istniało, i żeby ten rozwój stopnia olewatorstwa nie doprowadził do jeszcze większych złych rzeczy, w sensie: jeszcze gorszych, jak morderstwo brata, to teraz mamy czas na to, żeby szlifować nasze charaktery. Bo to nie jest tak, że jak się "idzie do nieba", to nagle ulegamy jakiejś cudownej przemianie. Nie. Idziemy tam tacy, jacy jesteśmy w tej chwili, w chwili śmierci tutaj, w chwili odejścia z tego świata. Bo - Kain i Aben, obydwaj byli synami Ewy - czyli wcale tak dużo czasu nie upłynęło od olania jedynego polecenia Boga, aż do kompletnego zniszczenia zasad moralnych, prowadzącego do zabicia drugiego człowieka. Tylko w wyniku gniewu! W wyniku jednego odruchu! Co za stopień braku kontroli nad sobą... Tak więc teraz wyobraźmy sobie, że ktoś taki poszedłby "do nieba", bez pracy nad swoim charakterem, a tam - w ciągu kilkudziesięciu lat stałby się kompletnie zgorzkniały. Bo nie ma imprez, wódki do upicia się, bo musi pogodzić się z tym, co posiada, a nie może nikogo oszukać, żeby posiadać więcej. Po kilkudziesięciu latach. A gdzie tu mowa o latach kilkuset? O tysiącach lat? A gdzie tu mowa o całej wieczności, czyli milionach milionów milionów lat?
Tak więc esencją ewangelii jest to, że Bóg chce nas z powrotem w świecie takim samym, jak raj. Ale najpierw trzeba się nieco przygotować. I że będzie to świat o wiele lepszy. Dlaczego lepszy? Bo ludzie będą bardziej przygotowani na społeczne współżycie jedni z drugim. Bardziej pomocni, współpracujący, postępujący bardziej logicznie, postępujący w zgodzie z innymi ludźmi i w zgodzie z zasadami otrzymującymi spokój między wszystkimi. A nie tylko z myślą o sobie samym. I że taki lepszy świat czeka nas wszystkich, którzy tego chcemy. A Jezus jest naszym przewodnikiem do tamtego świata. Pokazał jak żyć, jak się przygotować, co jest najważniejsze w życiu, co sobie można odpuścić, jaki model myślenia obrać.
W odpowiedzi anioł zwrócił się do niego: Ja jestem Gabriel, stojący przy Bogu, i zostałem wysłany, aby do ciebie przemówić i opowiedzieć ci te dobre wieści (Łuk. 1,19 PD) - to powiedział anioł Gabriel, do Zachariasza, opowiedziawszy mu wcześniej o tym, jak jego żona urodzi mu syna, i kim on będzie. Czyli w tym przypadku nie było mowy o Jezusie, tylko o Janie Chrzcicielu. Choć z drugiej strony rolą Jana Chrzciciela było jakby przygotować grunt pod rozpoczęcie działalności Jezusa, więc to, co Gabriel powiedział Zachariaszowi, pośrednio dotyczyło także Jezusa. Tym bardziej, że powiedział mu też, że Jan pójdzie przodem (tzn. przed Jezusem), by nawrócić / nakłonić nieposłusznych do zrozumienia/sposobu myślenia takiego samego, jak ludzi sprawiedliwych/wierzących, by przygotować Panu lud gotowy (Łuk. 1,17 PD) - gotowy do bycia z Nim w Tamtym Lepszym Świecie. Czyli w jakimś sensie - dobra wiadomość o przygotowaniach do Lepszego Świata.
Innym miastom też muszę opowiedzieć-dobre-wiadomości o Państwie Boga, bo po to zostałem przysłany (Łuk. 4,43 PD). - Tutaj wprost Jezus mówi, że opowiada dobre nowiny/wiadomości o Królestwie/Państwie Boga.
A gdy Jan Chrzciciel, sam niepewny, czy to Jezus jest tym, na kogo ludzie czekali w Izraelu, tym Wybawicielem - bo przecież nic nie robił z Rzymianami, z okupantem, i trochę się nie zgadzało z powszechnym mniemaniem to, co Jezus robił - Jezus odpowiedział uczniom, których Jan do Niego wysłał: Idźcie i opowiedzcie Janowi, co zobaczyliście i usłyszeliście: że niewidomi odzyskują wzrok, że kulawi znów chodzą, że trędowaci są oczyszczani/uleczani, że głuchoniemi znowu mogą słyszeć, że martwi są wskrzeszani, a biednym opowiadane są dobre wiadomości (Łuk. 7,22 PD). Trochę mi się tutaj rzuca w oczy, że każdemu poszkodowanemu jest oferowane coś konkretnego, coś, co otrzymuje od razu - niewidomy może nagle znowu widzieć, głuchy słyszeć - a biedni dostają "tylko" nadzieję na lepszą przyszłość. I to nawet nie na lepsze jutro, ale lepsze kiedyś-tam.
W innym z kolei miejscu opowiadanie-dobrych-wieści dotyczyło nie bezpośrednio Państwa Boga, ale Jezusa: Każdego też dnia, zarówno w świątyni jak i po domach, nie przestawali nauczać i głosić-dobrych-wieści o Jezusie Chrystusie (Dzieje 5,42 PD). Później powiedziane jest też o Filipie, że opowiadał-dobre-rzeczy o Królestwie Bożym / Państwie Boga i o imieniu Jezusa Chrystusa (Dzieje 8,12 PD).
Czy można więc iść i ot tak, opowiadać to, co naszym zdaniem jest ewangelią, dobrą nowiną? Czyli to, co wielu rozumie pod pojęciem "ewangelizacji"? Iść można. Ale ten, który słucha, musi być ostrożny: Nadziwić się nie mogę, że tak szybko chcecie od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty! (Gal. 1,6-9 BT). Czyli generalnie trzeba być ostrożnym w tym, co się słucha, w tym, co się przyjmuje do siebie. Na co się człowiek zgadza. Jaką sobie nadzieję robi. Bo bywa, że ktoś coś poprzekręca, albo celowo chce zmanipulować kogoś do osiągnięcia własnych celów. Albo jakiejś organizacji.
Jaka więc jest ta ewangelia, ta dobra nowina, którą się głosi? Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus (Gal. 1,11-12 BT). ... raczej wam miały służyć sprawy obwieszczone wam przez tych, którzy wam głosili ewangelię mocą zesłanego z nieba Ducha Świętego (1 Pio 1,12 BT). Jednym słowem - nic na siłę. Jeśli ma się jakiekolwiek osobiste przeżycia z Bogiem, jak apostoł Paweł, który Jezusa osobiście nie znał, ale spotkał Go później, albo jeśli się jest pod wpływem Ducha - wtedy można opowiadać ewangelię o Jezusie, o Państwie Boga, o Tamtej Przyszłości. Inaczej - może się zdarzyć, że będziemy opowiadać bzdury.
* - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/3/chapter/2/verse/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz