piątek, 29 stycznia 2016

Przybrana genealogia Jezusa

I tak, śledząc drzewo genealogiczne Jezusa z Ew. Łukasza, można wywnioskować, m.in. że:
- może i Adam miał więcej synów, o czym wspomniałem w poście [ILU ŻYŁO LUDZI W CZASACH ADAMA I EWY], ale akurat Jezus pochodzi od Seta, wymienionego w Ks. Rodzaju 4,25, trzeciego syna Adama i Ewy;
- w zasadzie każdy jeden człowiek na Ziemi, gdyby móc rozpisać jego drzewo genealogiczne, miałby tych samych kilka pierwszych pozycji, aż do Noego włącznie; jest to logiczne, skoro potop przeżył tylko Noe i jego synowie;
- Abraham-Izaak-Jakub - to kombinacja wspólna dla wszystkich Izraelitów, którzy się bardzo tym faktem chlubią, że pochodzą od Abrahama, z którym rozmawiał Bóg osobiście; jakby na to nie patrzeć - Bóg rozmawiał osobiście również z Adamem, a także Henochem, więc w zasadzie każdy z nas ma wśród pradziadków kogoś, kto z Bogiem rozmawiał.

Wśród pradziadków Jezusa jest również i Dawid, ów sławny Dawid przyjaźniący się z Jonatanem, mianowany na króla na miejsce Saula. Jest tam też Boaz, znany z Księgi Rut, z czego wynika że kolejny w tablicy - Salmon - był synem Boaza i Rut, był synem kobiety przedstawionej w Biblii w bardzo dobrym świetle, z czego można by postawić tezę, że wychowała ona Salmona również na dobrego człowieka, a ten swojego syna etc.

Ale tak naprawdę to te wszystkie świetne imiona i rodowody, i bycie wnukiem Dawida, i Boaza i Rut - wszystko to na nic, bo tak naprawdę to był to rodowód Józefa, przybranego ojca Jezusa. Genetycznie Jezus nic z Józefem wspólnego nie miał, skoro został poczęty przez Ducha Świętego, a Józef w tamtym czasie jeszcze nie spał z Marią.

Jedyne co może ich łączyć, to w takim sam sposób, jak zwyczaje rodziny patologicznej w sposób nieświadomy, mimowolny są przekazywane z pokolenia na pokolenie (pisałem o tym w poście [RODZINA PATOLOGICZNA]), tak samo jest szansa, że i te dobre cechy w jakiś sposób pozostają w rodzinie. Bo dziecko, gdy rośnie, to uczy się z żywego przykładu rodziców, tzn. jeśli rodzice postępują w sposób godny uznania (czy też i nie, jakkolwiek), to dziecko uczy się właśnie poprzez naśladowanie ich postawy życiowej. Nie żeby dziecku się to podobało, ale po prostu dziecko w tym wyrasta, jest to dla niego jak najbardziej naturalne, jest to pierwsze środowisko i pierwszy styl życia / poglądów, z jakim się styka. Czas na krytykę, ocenę i samodzielną decyzję, czy chce się tą samą drogą podążać czy też nie - przychodzi później. Ale często nawet później trudno jest świadomie odejść od tego, w czym się wyrosło - bo dopóki człowiek świadomie podejmuje decyzje, to postępuje tak, jak chce. Ale w momencie, gdy zaczyna robić coś machinalnie - owa machinalność najczęściej oparta jest na tym, na czym się człowiek wychował, na atmosferze, jaką stworzyli rodzice. Dla jednych był to spokój i rozsądek, dla innych - wieczny nerw, krzyki, wręcz zwierzęca impulsywność, zero logiki, zero jakiejkolwiek świadomej kontroli nad sobą.

Tak więc w tym temacie tutaj - mimo, że genetycznie Jezus z Józefem i tymi wszystkimi świetnościami w jego drzewie genealogicznym nie miał, to faktycznie jest szansa, że mentalnie wychował się z tymi wszystkimi dobrymi cechami i Dawida, i Boaza, i Rut w tle.

Z drugiej strony - Adam i Ewa byli wychowani bezpośrednio przez Boga, a już ich syn, Kain, czyli raptem jedno pokolenie różnicy, wylądował ze swoimi poglądami daleko daleko od swoich rodziców...

Dlatego też tak ważne jest dla nas wszystkich - a każdy jeden z nas w jakiś sposób ogarnięty jest jakąś patologią z przeszłości, co religia nazywa "grzechem pierworodnym" - żeby jak najwięcej czasu poświęcać na przebywanie z Bogiem, z Jezusem: na modlitwę, czy też na czytanie czegokolwiek (prawdziwego) o Nich, na studiowanie Słowa Boga. Bo wydaje mi się, że tylko takie przebywanie w Ich towarzystwie może zakryć czy przykryć te ewentualne niedociągnięcia, które w naszym wnętrzu siedzą.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz