Spotkałem kogoś, kto twierdzi, że aby móc stale wierzyć w Boga, potrzebuje od czasu do czasu widzieć, że jakoś szczególnie mu pomaga, wspiera go.
Nie wydawało mi się to szczególnie korzystne - w końcu wiara w Boga nie powinna zależeć od jakichkolwiek tzw. "zbiegów okoliczności", od tego, czy widzimy jak Bóg nam pomaga lub nie. W końcu Hiob w którymś momencie swojego życia na takim usytuowaniu swojej wiary mógł się konkretnie przejechać.
No tak. Tylko że Hiob przeżył pewnie już wcześniej z Bogiem tyle przygód, że nawet nie miał podstaw, by zwątpić w Jego dobroć. To jak z tymi Izraelitami na pustyni - podczas wyjścia z Egiptu zobaczyli tyle cudów, że później w zasadzie nie mieli podstaw, by zwątpić, by narzekać. Ale mieli to narzekanie tak głęboko w sobie zakorzenione - w końcu byli niewolnikami - że czasami to był chyba ich jedyny temat do rozmowy?
Albo jak z Jezusem i jego uczniami. Przez cały ten czas, gdy chodził, uzdrawiał i opowiadał o Państwie Boga, uczynił tyle cudów, że to, co jest spisane w Ewangeliach, to tylko garstka. A potem umarł. A wszyscy - czy faktycznie wszyscy? - w każdym razie większość z tych, którzy byli przy Nim wtedy cały czas, zwątpiła.
Tak jestem perfekcjonistą. Uważam, że wiara powinna być niezależna od okoliczności. I do tego też dążę. Oczywiście naturalne jest, że czasem pojawiają się pytania. Pytania niekorzystne. Życiowe pytania. Mam swój bagaż przeżyć z Bogiem, do którego zawsze mogę wrócić, przypomnieć sobie, jak mnie prowadził, sprzyjał uczył. W końcu to już kilkanaście lat, jak by nie patrzeć...
Gdy przeczytałem ten ostatni psalm kilka razy (Psalm 40), w końcu zadałem sobie pewne pytanie. Otóż każdy, kto wierzy, ma swój bagaż przeżyć z Bogiem. Czasem są też i te gorsze chwile, kiedy człowiek zastanawia się: Boże, czy Ty faktycznie chcesz dla mnie dobrze? I wtedy potrzebne są jakieś dowody wsparcia z Jego strony.
Jak w małżeństwie: żona będąc już w pracy otwiera swoją torebkę, a tam pyszna, uroczo zapakowana kanapka. Cóż, są tacy, którzy twierdzą, że pojawiła się sama, że to zbieg okoliczności, przypadek, zrządzenie losu... Ale nie. To mąż ją przygotował i podrzucił w tajemnicy. Mała rzecz a cieszy. Wsparcie od kogoś, kto kocha.
Bez tej kanapki takie małżeństwo też przeżyje. Albo i nie - zabite rutyną, ciężarem dnia powszedniego. Ale z taką kanapką - o ileż będzie barwniejsze, ciekawsze i - co najważniejsze - gorętsze?
Może właśnie coś zrozumiałem?...
Może tak samo jest w stosunkach z Bogiem? I czasem potrzebna jest nam taka kanapka od Boga? W zasadzie mogłoby się obyć i bez niej. Ale z nią - o ileż będzie ciekawiej, żywiej, goręcej w naszych stosunkach z Bogiem?
Wygląda na to, że czas przestać być perfekcjonistą w kwestii wiary. Można oczekiwać "kanapek" od Boga. Dawid też oczekiwał - stąd te jego psalmy. Wiedział przecież, że Bóg go prowadzi, ale mimo to czasem pisał: "Boże, pomóż, nie zwlekaj!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz