Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał mu Bóg, aby ukazać sługom swoim to, co ma się stać wkrótce... (BW)
Objawienie Jezusa Pomazańca, które dał mu Bóg, by pokazać tym Jego sługom, co jest konieczne, by stało się szybko i wskazał wysławszy przez zwiastuna/posłańca Jego słudze Jego, Janowi (PD)
Hm, widzę, że najciekawiej jest czytać bezpośrednią transkrypcję grecką... Znając m.in. gramatykę rodzajników określonych, która nie istnieje w języku polskim, można nieco inaczej/głębiej zrozumieć tekst... Potraktujmy to jako zabawę.
Przykładowo - słowo objawienie to po grecku apokalypsis. Stąd Apokalipsa. Czyli generalnie pierwotne znaczenie słowa "apokalipsa" to nie był koniec świata, jakiś pogrom, ogrom zniszczenia etc., ale... "objawienie" właśnie. Objawienie, czyli odkrycie pewnych faktów, wyjawienie ich, "odsłonięcie" - jak to nazywa NBG. Stąd nazwa księgi: "Objawienie apostoła Jana".
... Jezusa Pomazańca... Greckie słowo, z którego pochodzi określenie "Chrystus", to inaczej "Pomazaniec", czyli "wybraniec", "wybrany przez Boga", "pomazany" przez Boga. "Pomazany" współcześnie można by rozumieć jako "namaszczony". A namaszczenie polega na .... Nie, nie na posmarowaniu olejkiem czy oliwą. Namaszczenie to "namaszczenie Duchem Świętym", co też stało się z Jezusem, podczas Jego chrztu w Jordanie. Może ta oliwa to tylko symbol Ducha, tak jak woda i chleb bardzo często są symbolem Jezusa?... Tak czy siak - "Chrystus" to po polsku "Pomazaniec", "Wybraniec", "Namaszczony".
... co jest konieczne, by stało się szybko... - jak szybko? Inne tłumaczenia mówią: "wkrótce", "niebawem". Od tamtego czasu minęło... niemal dwa tysiące lat. Jak szybko jest "wkrótce"? O ile dobrze pamiętam, gdy czytywałem fragmenty Apokalipsy kiedyś - mowa tam jest o bardzo rozciągniętych czasach, począwszy od średniowiecza, czy od wczesnego kościoła chrześcijańskiego nawet. Tak więc czas realizacji tej księgi, proroctwa (takiego typowego, mówiącego o przyszłości), nadszedł praktycznie bardzo szybko, niedługo po śmierci Jana.
Konkrety - mam nadzieję, że dojdę do nich później. Ale generalnie studiuję to z nastawieniem przeczytania "Ewangelii Samego Jezusa", więc będę starał się wyciągnąć więcej przesłania Jezusa, niż jakichś odniesień do dziejów historii.
Tak czy siak - o ile czas realizacji proroctwa z Apokalipsy rozpoczął się niedługo po śmierci Jana, a więc "szybko", o tyle jest on bardzo rozciągnięty w czasie. Jeśli więc dzisiaj, w roku 2014, wciąż nie widzimy, żeby działa się jakaś "apokalipsa" (w tym katastroficznym sensie) na świecie, to nie znaczy to, że Księga Apokalipsy to jakaś legenda.
Chociaż z drugiej strony... Czy faktycznie nie mamy dzisiaj "apokalipsy"?... Każdy zna tę historię o żabie - jeśli wrzucić żabę do gotującej wody, to wyskoczy. Od razu. Ale jeśli wrzucić ją do zimnej wody, a potem powoli tę wodę podgrzewać i na końcu zagotować - żaba ugotuje się razem z nią. Pamiętajmy, że człowiek ma potężne możliwości adaptacyjne, łatwo mu się przystosować do otaczającej rzeczywistości. Bardzo łatwo jest przestać zauważać, że coś jest nienormalne.
Przykładowo - obejrzałem niedawno kilka filmów amerykańskich. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jak tam powszechne jest mówienie o Bogu, mówienie o "przyjęciu Jezusa" etc. Widać to na wielu filmach. W USA odsetek ludzi wierzących w teorię ewolucji jest o wiele mniejszy, niż w Europie. Podobnie - miałem okazję być w Indonezji. Kraj azjatycki, leżący prawie koło Australii, w którym panują zupełnie inne realia życia. Kraj w 85% muzułmański. Objawy religijności (muzułmańskiej co prawda) są tam widoczne wszędzie - na dworcach kolejowych i lotniskach znajdują się specjalne pomieszczenia do modlitw, podobne można spotkać w centrach większych miast (byłem w trzech takich miastach). W hotelach można spotkać namalowaną na suficie strzałkę wskazującą kierunek na Mekkę (muzułmanie modlą się z twarzą zwróconą w kierunku Mekki właśnie). Na ulicach bardzo często porozstawiane są głośniki z dobiegającą z nich pięć razy dziennie modlitwą.
To wszystko jest co prawda o muzułmanach, ale za to spotkałem tam pewną rodzinę, rodzinę chrześcijańską. Będąc z tą rodziną mogłem tylko podziwiać, jak naturalne są modlitwy przed każdym posiłkiem, poranne "chwalenie Boga", wieczorne rozmowy o Nim... Bóg jest tam obecny cały czas. Jest częścią ich życia. I nie miało żadnego wpływu to, że poszczególni członkowie tej rodziny należą do trzech zupełnie różnych denominacji.
A potem wróciłem do Europy. I zobaczyłem TO. Temat Boga w Europie to prawie jak temat tabu. Przyznanie się do wiary w Boga, to jak świadome narażanie się na pośmiewisko: "co??? taki zacofany jesteś? zobacz, całe średniowiecze ludzie wierzyli w Boga, przecież to ciemnota jest, głupota...". Nawet jeśli ktoś wierzy, to "ukradkiem" chodzi do swojego kościoła i tam rozmawia o Nim. A jak tu potraktować słowa Jezusa: "Idźcie i nauczajcie narody z całego świata"? Jak, skoro tutaj, w Europie, nikt nie chce słuchać o Bogu? Bo to przecież takie niemodne, zacofane... Dodatkowo tak wielu jest ludzi, którzy przychodzą do drzwi wiele razy, chcąc mówić o Nim, nawet niechciani, nie szanując tego, że ludzie nie chcą rozmawiać - nachodzą ich wiele razy, i chcą mówić o Biblii... Ale czy to o Biblii powinniśmy rozmawiać? Jaki w tym sens, skoro ludzie nie czują potrzeby czytania Biblii? Ludzie potrzebują wsparcia, potrzebują zobaczyć opiekę Boga w życiu codziennym, potrzebują mieć komu zaufać w kryzysowych sytuacjach... To właśnie jest "nasza" ewangelia, "dobra nowina", o której powinniśmy rozmawiać. Tak uważam.
Inną przyczyną jest też to, że dzisiejsza nauka mówi, że Boga nie ma, a świat powstał z Wielkiego Wybuchu małej kropki. Wszyscy ludzie, zwierzęta, robaki, rośliny - wszystko pochodzi od paru białek powstałych w amoniakowej zupie... Notabene - do dzisiaj nie ustalono, jak to mogło się odbyć, bo o ile prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zdarzenia jednorazowo jest niewiarygodnie małe, to już prawdopodobieństwo wystąpienia całego ciągu takich zdarzeń wystarczająco długo, by z owych połączonych aminokwasów mogło wykształcić się cokolwiek organicznego - jest absolutnie znikome. Prawdopodobieństwo wygrania głównej nagrody w Toto Lotka przy tym to prawie jak pewność...
Tak więc świadomość istnienia Boga w Europie jest bardzo znikoma. Wręcz nawet gorąco zaprzecza się temu przy każdej możliwej okazji. Ja rozumiem, że wielu ludzi łączy Boga z Kościołem Powszechnym, i wielu ludzi kojarzy Kościół Powszechny głównie z błędami, zacofaniem ze średniowiecza etc.... ale bez przesady. Zima też jest kojarzona głównie ze śniegiem, ale to nie oznacza, że każdej zimy jest śnieg, i że śnieg pada tylko zimą. Są to dwie oddzielne rzeczy, które łączy tylko to, że istnieje duże prawdopodobieństwo wystąpienia ich razem. Ale przecież niekoniecznie - jak wiele było zim, podczas których śnieg nie spadł w ogóle, i jak często zdarza się zobaczyć śnieg jeszcze jesienią, w listopadzie, albo nawet wiosną, nawet w maju!
Podobnie jest z wiarą w Boga i istnieniem kościoła, jakiegokolwiek kościoła, nie tylko Powszechnego - są to dwie oddzielne rzeczy, których prawdopodobieństwo wystąpienia razem jest duże, ale nie jedyne. Może wystąpić prawdopodobieństwo istnienia kościoła bez wiary, a może również wystąpić prawdopodobieństwo istnienia wiary, bez przynależności do kościoła.
Chcę przez to wszystko powiedzieć, że tak bardzo oddaliliśmy się od Boga, tak bardzo usilnie zaprzeczamy choćby możliwości Jego istnienia, tak bardzo przywykliśmy do naszych "faktów naukowych" (nie wnikając w - czy wręcz nawet ignorując - błędy w datowaniu, w historię pochodzenia "milionów lat" egzystencji wszechświata etc.), tak bardzo zrażeni jesteśmy często postawą osób uznawanych powszechnie za duchowne (tak, media bardzo lubią nagłaśniać wszelkie wpadki czy to księży, czy to innych osób związanych z religią; za to skrzętnie lubią pomijać wszelkie dobre strony religijnych osób), że jesteśmy jak ta żaba wrzucona do zimnej wody. Nawet nie zauważamy, że woda jest wciąż gorętsza i gorętsza. Jeśli nie spostrzeżemy tego w porę, zostaniemy ugotowani na twardo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz