Co więc w tej sytuacji mógł zrobić Bóg? Otóż znalazłem w Słowie Bożym dwa wyjścia.
Po pierwsze: Bóg mógł zwyczajnie zrezygnować z człowieka. Tak: zwyczajnie zrezygnować z człowieka. Bo tak naprawdę w tej sytuacji, w której znalazł się człowiek, nie było dobrego, bezpiecznego wyjścia, bez szkody dla nikogo.
Po drugie: Bóg mógł zrobić coś, co dyktowało Jego kochające, ojcowskie serce: ratować za wszelką cenę. Choć tylko On doskonale wiedział, że tą ceną było życie.
W tej sytuacji to pierwsze rozwiązanie mogło narzucać się samo z siebie: człowiek nawarzył piwa, to niech je wypije. To jest pewnego rodzaju zasada przyczynowo-skutkowa. Tak właśnie funkcjonuje dzisiejszy świat. Ale nie Bóg! - mówiąc o ratowaniu swojego kochanego dziecka.
Bóg nie mógł więc tego zrobić, nie mógł zrezygnować z człowieka. To było, i jest nadal, sprzeczne z Jego naturą. Popatrzcie: który rodzic tak łatwo rezygnuje ze swojego dziecka, nawet wtedy, kiedy wie, że ono samo wpadło w tarapaty. A tak naprawdę, to dzieci rzadko wpadają w tarapaty przez kogoś. Zauważyliście, że to, co dzieciom najlepiej wychodzi, to wpadanie w tarapaty przez samego siebie? Zauważyliście, że taka jest dziecięca natura? Ono samo wpada, ale nie potrafi samo z nich wyjść. Ono samo się okalecza, nie potrafi samo wyzdrowieć.
Taka sama jest nasza natura. Bóg - doskonale o tym wiedząc - postanowił postąpić zgodnie z tym. Ktoś więc musiał umrzeć. On to wybrał. Tak wybrało to Boże, kochające, ojcowskie serce, którego ciągle nie rozumiem, ale które ciągle podziwiam. Które wolało pęknąć z miłości do nas, niż nadal bić, wiedząc i widząc agonię swoich dzieci. Nadal to serce zgłębiam i ciągle widzę, że jestem na początku.
Taką właśnie miłość widzę w całym życiu Pana Jezusa, o takiej właśnie miłości opowiadał Jezus, mój Pan, kiedy był na tej ziemi i kiedy o niej mówił. I kiedy spotkał się, właściwie po raz ostatni, ze swoimi uczniami, kiedy Biblia mówi, że umiłował ich aż do końca.
Inny fragment Biblii mówi - Miłością wieczną umiłowałem cię. Pan Jezus mówi, że umiłował aż do końca. "Miłość wieczna", "miłość do końca" - jak to brzmi? Co to naprawdę oznacza? Nie rozumiem tych rzeczy, ale ja nimi żyję. Nie mówię tak, i nie jestem taki, ale za to właśnie mojego Pana kocham. Jakże obce są człowiekowi te pojęcia, jak trudne do zrozumienia, prawda? Szczególnie, gdy wiemy, jak bardzo jesteśmy ograniczeni, i że nasza miłość jest warunkowa: kochamy dlaczegoś, kochamy za coś, kochamy z powodu, bo, ponieważ...
Ale by jeszcze głębiej zrozumieć nasze ludzkie położenie i tę cudowną miłość, trzeba nam zobaczyć coś jeszcze. Opisuje to doskonale nasze położenie i Jego oddanie. Ez. 16,4-11 i dalej, BW: A z twoim narodzeniem było tak: Gdy się narodziłaś, nie przecięto twojej pępowiny i nie obmyto cię wodą, aby cię oczyścić, nie wytarto cię solą i nie owinięto w pieluszki. Żadne oko nie spojrzało na ciebie, aby z litości nad tobą uczynić dla ciebie jedną z tych rzeczy; lecz porzucono cię na polu, brzydząc się tobą w dniu twojego narodzenia. A gdy przechodziłem koło ciebie i widziałem cię tarzającą się w swojej krwi, wtedy odezwałem się do ciebie, leżącej we krwi: Żyj i rośnij! Jak roślinę polną uczyniłem cię. Rosłaś więc i wydoroślałaś, i doszłaś do pełnej urody. Twoje piersi nabrały kształtu, a twoje włosy urosły, lecz sama byłaś naga i goła. A gdy znowu przechodziłem koło ciebie i widziałem cię, oto nadszedł twój czas, czas miłości. Wtedy rozpostarłem nad tobą poły swojej szaty i nakryłem twoją nagość, związałem się z tobą przysięgą i zawarłem z tobą przymierze - mówi Wszechmocny Pan - i stałaś się moją. I obmyłem cię wodą, spłukałem z ciebie twoją krew i pomazałem cię olejkiem. Potem przyodziałem cię szatą haftowaną, nałożyłem ci sandały z miękkiej skórki, dałem ci zawój z kosztownego płótna i jedwabną zasłonę. Przyozdobiłem cię klejnotami...
Chciałbym czytać to jeszcze dalej i dalej, bo taki właśnie jest Bóg. Dosyć łatwo pochyla się nad kimś, kto jest goły i wytarzany we krwi. Wiecie, chciałbym powiedzieć, że ja osobiście jeszcze takiego obrazu nigdy nie widziałem, ale Bóg - pokazując taki obraz - chce pokazać mnie. Chce pokazać mi stan, który naprawdę nie jest pocieszający. To nie jest stan, który zachęcałby kogoś do tego, żeby taką osobę podnieść, przytulić, ucałować. Bo czy łatwo przytulić kogoś, kto cały jest we krwi? A kogoś, kto jest we własnych wymiocinach?
Nie mówię tutaj o wyglądzie fizycznym. Mówię o tym, co Bóg wskazuje w nas, co jest w nas wewnątrz.
I to jest Bóg, który nigdy ze mnie nie rezygnuje. Nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacja jest beznadziejna, i która wymagałaby, żeby to rzucić. Ja odczytuję takiego Boga, który przyjmuje mnie nie dlatego, że ładnie wyglądam. Bóg nie przytula mnie dlatego, że wszystko jest świetnie w moim życiu, a mój wygląd jest dużo lepszy od innych. To jest Bóg, któy daje mi szansę, kiedy nikt inny mi już jej nie daje. Podnosi wtedy, gdy nikt inny nie chciałby na mnie nawet spojrzeć.
O tym właśnie mówi całe Słowo Boże: jaką wartość musiał On widzieć we mnie, że tak wiele był zdolny zapłacić. W Jego oczach jestem zawsze cenny, choć nie zawsze - w oczach innych.
To pomaga również widzieć z innej perspektywy drugiego człowieka, z perspektywy krzyża mojego Pana.
Z tego wyłania się taka odwieczna prawda - wielkość i wartość, i poświęcenie się komukolwiek zawsze zależą od wartości, jaką stanowi on dla mnie.
Ale oprócz przeogromnej ceny, jaką zapłacił nasz Pan, Zbawiciel, za nasz ratunek, jest coś jeszcze bardziej bolesnego. Tak, moi drodzy. Znalazłem w Słowie Bożym coś, co jeszcze bardziej bolało. Bólem dla naszego Pana było nie tyle to, co wycierpiał, by nas ratować - na przykład w filmie "Pasja" mogliśmy zobaczyć tylko tę stronę cierpienia - ale największym Jego bólem było odrzucenie Jego ratunku, jedynego naszego koła ratunkowego. Bo każdy kochający rodzic przyzna, że z miłości do swojego dziecka jest w stanie znieść bardzo dużo - ból, cierpienie, głód, zniewagę, naprawdę - najgorsze rzeczy. Jednego jednak rodzic nie zniesie - odrzucenia jedynej pomocy, jaką ma dla dobra swojego dziecka. Wyobrażacie sobie ten ból, jaki przeżywalibyście, gdyby wasze dziecko odrzucało jedyne lekarstwo, jakie może pomóc, które mu dajesz? Boże serce często w ten sposób było rozdzierane.
Na przykład kiedy Bóg wiedział, że Jego oferta wyprowadzenia jego ludzi z Egiptu, kiedy chciał ich stamtąd wyprowadzić, uwolnić z niewolnictwa, dać im nową ziemię, nowy kraj do zamieszkania - ta oferta przez wielu została odrzucona. Ale On z nich nie zrezygnował.
Pan Jezus starał się powiedzieć, że ratunek człowieka jest w spożywaniu Jego "ciała", Jego "krwi". Wszystko to, czym człowiek żyje - umiera. Ale kiedy przyjmuje Jego samego - będzie żył. Ale po tych słowach chcieli odejść od Niego nawet ci, którzy chodzili za Nim ponad trzy lata. Ale On z nich nie zrezygnował, bo Biblia mówi, że "umiłował ich do końca.
Chciałbym dzisiaj powiedzieć, moi drodzy, że nasz Pan jest Bogiem, który widząc rezygnację człowieka, widząc nawet jego stan godny pożałowania, nad którym już nawet nikt inny nie chciałby się pochylić - ten Bóg mówi: Mój jesteś, umiłowałem cię do końca, miłością wieczną. Nasz Pan kocha nas dlatego, że jesteśmy Jego. Niech Bóg będzie uwielbiony.
13.53-29.02
[inne kazania]
[do początku]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz