wtorek, 21 kwietnia 2015

Bóle narodzin

A kiedy usłyszycie o wojnach i kiedy dotrą do was wieści z pola walki, nie lękajcie się! Tak musi się stać, lecz to jeszcze nie koniec! Bo powstanie naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu, w niektórych miejscach będą trzęsienia ziemi, nastanie głód - to początek boleści. 
Mar. 13,7-8 BP

Mowa była o świątyni. Któryś z uczniów powiedział do Jezusa, gdy przechodzili akurat koło świątyni - "Mistrzu, zobacz, jakie wielkie kamienne budowle!" - coś w tym stylu. A Jezus odpowiedział - "Wiesz co, żaden z tych kamieni nie zostanie na swoim miejscu". W sensie: nic z tych rzeczy nie będzie stało wiecznie. Nic z tych rzeczy mi nie imponuje. Po czym później, już w samotności, paru z uczniów zapytało Go, jak rozpoznają, kiedy to ma się stać. I wtedy Jezus powiedział powyższe słowa.

Przez wiele lat, pamiętając o tym fragmencie, wiedziałem, że same wojny to jeszcze nie koniec. Bo tak jest napisane: to jeszcze nie koniec. Bo będą też starcia między narodami, między państwami, będą trzęsienia ziemi etc., ale to wszystko to dopiero początek boleści, czy nawet udręki, jak to nazwała NBG.

Czy na pewno?

Czytając wersję innego języka spostrzegłem formę gramatyczną, w języku polskim całkowicie nie występującą, a wprowadzającą zupełnie inny sens. Sęk w tym, że w grece ta forma również występowała. Zabrakło sposobu przełożenia tego na język polski w sposób zrozumiały. Chodzi o rodzajnik określony, coś takiego jak angielskie "the" - (ten). Przykładowo, kiedy rozmawiamy z ojcem o samochodach, mówimy, że dobrze byłoby mieć samochód. Jakiś samochód. Jakikolwiek. Wówczas jest to forma bez "the", bez żadnego "ten". Natomiast jeśli ojciec mi się pyta, czy wezmę samochód (zakładając, że mam swój własny), to wiadomo, że pyta mi się o "ten"/"the" samochód, czy o tę konkretną sztukę, o której obaj wiemy. W języku angielskim i greckim (i norweskim) są to różne formy gramatyczne. W języku polskim jest to tak samo wyglądające słowo, różnica wynika z kontekstu. A co, jeśli kontekstu dobrze nie znamy? Jak to się często w Biblii zdarza? Różnice kulturowe, historyczne, zupełna nieznajomość otoczenia Jezusa... Kontekst bardzo łatwo może nam się zgubić. Wówczas jest duże prawdopodobieństwo powstania nieporozumienia.

Jaki więc jest faktyczny sens? Spróbuję zobrazować go, używając PD (przekładu dosłownego z greki):

- Powiedz nam, kiedy to będzie, i jaki będzie znak, gdy się to wszystko będzie spełniać?
Natomiast Jezus, odpowiadając, powiedział im:
- Uważajcie / patrzcie uważnie, żeby was ktoś nie wprowadził w błąd. Bo wielu przyjdzie w moim imieniu, mówiąc, że to jestem ja, i wielu w błąd wprowadzą. Ale kiedy usłyszelibyście o wojnach i wieściach wojennych, nie dajcie się wystraszyć - to jest konieczne, to się musi stać, ale to jest nie (ten) koniec. Wzbudzi się bowiem naród przeciwko narodowi, i państwo przeciwko państwu, i będą trzęsienia ziemi w różnych miejscach, i będą głody i rozruchy - początki bólów porodowych. 
Mar. 13,4-8

Generalnie cała rozmowa toczy się o świątyni. Tak się zaczyna, i tak się kończy. Ale gdzieś w międzyczasie Jezus wplótł też historię o Jego ponownym przyjściu. A Jego ponowne przyjście związane jest z tzw. "końcem tego świata". TYM końcem. O którym ja, i wszyscy czytający Biblię wiedzą. I w Mar. 13,7, tuż po tym, jak Jezus powiedział, że różni ludzie będą się podawać za przychodzącego ponownie Jezusa, tak właśnie odpowiada dalej: "Ale to jeszcze nie jest TEN koniec". To jeszcze nie jest TEN koniec, o który miał na myśli Jezus, o którym wiedzieli uczniowie rozmawiający z Nim, i którego łatwo możemy się domyślić i my.

Czyli - jak to dostrzegam teraz - nie chodzi o to, że "będą wojny etc., ale to jeszcze nie koniec". W domyśle - że będzie jeszcze coś więcej. Owszem, będzie coś więcej, ale nie o to tutaj w tym momencie akurat chodziło. Chodziło o to, (tak to odbieram), że same wojny nie świadczą o końcu świata (pamiętajmy, że uczniowie pytali się Jezusa, jakie będą te znaki/oznaki/symptomy, na podstawie których mogliby wiedzieć, że coś się zbliża, że jakieś wydarzenie - właśnie TO wydarzenie - nadchodzi). Same wojny nie świadczą o końcu świata.

Bo jeszcze będą wojny między narodami, między nacjami. Powstania. Rewolty. I między państwami. Czyli o ile narody to ludzie, z których jedni nienawidzą innych, o tyle państwa = oficjalne organizacje, również decydujące się na wojnę. Oficjalnie. Żeby zdobyć więcej przestrzeni życiowej. Żeby "walczyć z terrorem religijnym". Żeby zdobyć więcej taniego paliwa.

I jeszcze będą trzęsienia Ziemi. To jest temat długi jak rzeka, zajmę się tym innym razem. Albo wiele razy.

I będą też głody. I rozruchy. Głody są. Choćby w Afryce. Ale - czy głody te wynikają z powodu braku żywności? To jest bardzo dziwne, bo wniosek, do którego doszedłem, brzmi: nie. Żywności jest dosyć. Mam na myśli Afrykę. Coś, czego brakuje w Afryce, to zdolność (i chęć) dobrego administrowania tym, co się ma. Tyle, ile pomocy do Afryki zostało wpompowane (że aż w niektórych krajach "pomaganie Afryce" stało się po prostu bardziej modne niż sensowne), to już dawno powinna tam powstać kolejna cywilizacja, jak cywilizacja amerykańska powstała na bazie europejskiej, jak cywilizacja japońska powstała na bazie europejskiej + amerykańskiej. Poznawszy też tutaj, na emigracji, mentalność ludzi z "Czarnego Lądu" stwierdzam - oni są nauczeni, że wszystko dostają. Że pomoc im się po prostu należy. Że nie muszą niczym administrować, bo przyjdzie ktoś inny i zrobi to za nich. Albo da im nowe. Bo Afrykanom przecież "trzeba" pomagać.

Tak czy siak, z jakichkolwiek powodów te głody są - czy to z powodów nieurodzajów i nadmiernej liczby ludności, jak w Chinach, czy z powodu lenistwa w administrowaniu - głód jest. I Jezus mówił, że ten głód będzie. W jakikolwiek sposób powstały.

A to wszystko razem, to "ból porodowy".

I tutaj kolejny szok... Jaki ból porodowy??? Żaden polski przekład nie mówi o bólach porodowych. Tylko o udręce, boleści, coś w tym stylu. W domyśle - że te wojny sprawią jakąś tam boleść. Tymczasem czytając przekład norweski (od tego zaczęła się cała ta historia z odkrywaniem tego zupełnie innego sensu) zostałem zaskoczony przez bóle porodowe. Sprawdziłem parę przekładów anglojęzycznych, i - faktycznie - NRSV również mówi o bólach porodowych: This is but the beginning of the birth pangs (Mark 13,8*). Sięgnąłem więc do źródła, do tekstu greckiego, i... Ten również mówi o bólach porodowych: Te rzeczy to początek bólów rodzenia (PD**).

Bóle rodzenia? O jakie bóle rodzenia chodzi??

Hm. Tutaj przypomnę znowu o tym, o czym Jezus cały czas mówił, i co było cały czas Jego celem - przedstawić ludziom inne państwo, niż to, na które ludzie czekali. Jacy ludzie? Wtedy, tam - naród izraelski. Na co czekali? Na Mesjasza, który wyzwoli ich spod okupacji rzymskiej. O czym więc Jezus cały czas mówił? Że i owszem, nowe państwo będzie, ale nie będzie miało nic wspólnego z zakończeniem rzymskiej dominacji, a raczej z zupełnie inną materią - będzie to Państwo Boga. Królestwo Boże. Królestwo Niebieskie. Niebieskie, Niebiańskie, jak zwał tak zwał, zależnie od aktualnego uznania tłumacza, który dany tekst tłumaczył. I od tego, jak starej polszczyzny użył.

Skoro więc Jezus cały czas głosił o przyjściu Królestwa Bożego, Państwa Boga, a w kontekście owej konkretnej rozmowy, kiedy to wspomniał o czasie swojego przyjścia - to owe "bóle porodowe" to nic innego, jak tylko...

Dziewięć miesięcy kobieta jest w ciąży. Od czasu do czasu poczuje kopnięcie. Czasem lekko zachoruje, czasem ciężej. W końcu nadchodzi czas, gdy zaczyna czuć bolesne skurcze, macica zostaje opróżniona z płynu, noworodek pozostaje sam, w pustej przestrzeni, bez owego bezpiecznego poczucia nieważkości. Jeszcze w macicy. W ciepłym brzuchu matki. A potem zaczyna się poród - skurcze, ból rozwieranych kości... Znam to tylko z teorii, mogę sobie to tylko próbować wyobrazić. W każdym razie ból zapewne potworny. Ale prowadzący do najwspanialszej rzeczy na świecie - na świat przychodzi dziecko. Mała kulka, potrzebująca ciepła i miłości. I kogoś mądrego, który wie, jak poprowadzić tę "kulkę" przez proces kształtowania nowej istoty mającej swoją własną świadomość i możliwość podejmowania decyzji.

Dotarło więc do mnie, że Jezus określił te wszystkie wojny i głody i kataklizmy naturalne jako "bóle porodowe". Biorąc pod uwagę całokształt Jego przekazu - odbieram to tak, że miał na myśli to, że kiedy to wszystko będzie miało miejsce, to będzie to jak bóle porodowe mające miejsce tuż przed porodem. Tuż przed powstaniem czegoś nowego. Tuż przed powstaniem długo oczekiwanego Królestwa Bożego, Państwa Boga.

* - Źródło: http://www.biblestudytools.com/nrs/mark/13-8.html.
** - Źródło: http://biblia.oblubienica.eu/interlinearny/index/book/2/chapter/13/verse/8.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz