Z Bogiem nie da się stracić. Niektórzy by powiedzieli, tak z ludzkiego punktu widzenia - coś straciłem. Nawet patrząc na moją czaszkę - ona wygląda już inaczej. Tak, z ludzkiego punktu widzenia - coś tracisz. Ale zgódźmy się z tym, że niekoniecznie musisz być w szpitalu, bo od momentu, gdy się urodzisz, każdego dnia już jesteś inny. Czyli starszy. Czyli w jakimś sensie - gorszy. Gorszej jakości, bardziej zużyty - to mam na myśli. Z każdym dniem jesteśmy słabsi i nasze komórki są inne.
Dzisiaj to wiem - i oddaję chwałę Bogu, że więcej zyskałem, niż straciłem. Powiem wam więc teraz, co zyskałem.
Jeżeli żyjesz bez Boga, to to, co cię spotyka, zawsze odbierzesz jako stratę. Ale kiedy żyjesz z Bogiem, to każdą rzecz, która cię spotyka, to będziesz wiedział, że zyskałeś. A wiemy, że "Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują". Bóg współdziała we wszystkim. To jest piękne. A więc z Bogiem jest zysk.
Jakie są te zyski? Podam kilka, a na jednym zatrzymam się nieco dłużej.
Po pierwsze dziękowałem Bogu za to, że wiara POKAZUJE się w trudnościach, a NIE TWORZY. Dziękowałem Bogu za to, że kiedy kładli mi narkozę, byłem spokojny wiedząc, że kiedy się obudzę, to jedną z dwóch twarzy na pewno obejrzę: albo lekarza, albo Jezusa. [Powiedziałbym nawet, że można by w tym momencie się nawet cieszyć, bo zawsze po wybudzeniu można by zobaczyć jedną z dwóch ukochanych twarzy - albo żony, albo Jezusa]. Byłem spokojny.
Po drugie - na nowo zrozumiałem, że kiedy Bóg nieraz potrząsa moim drzewem - bo może tak czasami być, że aż czasem nawet wszystkie liście spadają, tylko same gałęzie pozostają - to wtedy łatwiej jest zobaczyć niebo. Wiecie - gdy się stoi pod drzewem, na którym nie ma liści, łatwiej się niebo widzi. Tak jak w studni - podobno nigdzie niebo nie wygląda tak pięknie jak w studni.
Po trzecie - zrozumiałem, że obietnica, którą Bóg dał Jozuemu, pamiętacie: Nie bój się, bo jestem z tobą, w pewnych tragicznych sytuacjach jest bardzo, bardzo praktyczna. Wtedy była mi ona bardzo potrzebna i zrozumiałem, że gdzieś tam jest światełko, a nawet nie "gdzieś", ale bardzo blisko, tuż obok mnie. Zrozumiałem też zasadę - On pozwala na to, by się zranić, ale też On sam opatruje.
Po czwarte - zrozumiałem, że Bóg mnie po prostu kocha, według zasady, którą On sam podał, że kogo Pan miłuje, tego chłoszcze i karze. Nie jest to bezpieczny tekst, ale póki co - ciągle jest on w Biblii. To nie ja go wymyśliłem.
Po piąte zrozumiałem, że życie jest największym darem od Boga i dopiero wtedy, gdy coś tracisz, zaczynasz rozumieć, jakim byłeś szczęściarzem. Tutaj może podam taki przykład: całkiem niedawno w Bytonii [miejsce, w którym pastor Andrzej Sieja prowadzi ośrodek] dwóch takich młodych chłopaczków, którzy - wiecie - niby wszystko potrafią, mając lat... piętnaście? W tym wieku człowiek żyje tak, jakby żadnych ograniczeń nie było, a prawa grawitacji kompletnie nie istniały. Wzięli się oni za przycinanie drzew piłą motorową. A gdy widziałem, w jaki to robią sposób, to wiedziałem, że nie trzeba więcej niż minuty, żeby okaleczyli się na całe życie. Ale wiecie, gdy ktoś ma piętnaście lat, czy też szesnaście czy nawet osiemnaście, chociaż niektórym to nawet i siedemdziesiąt lat życia nie wystarczy, by zrozumieć prostą zasadę, że prawa fizyki nadal istnieją. Że łańcuch jak jest luźny, to może się jeszcze bardziej poluzować, a potem zerwać i okaleczyć głowę. Gdy powiedziałem im o tym, to popatrzyli na mnie, jakby jakiś ufoludek skądś przyleciał. A on, bohater, i tak wie, że to trzeba inaczej. I rzeczywiście - niewiele trzeba było, żeby łańcuch się po prostu zerwał, i chwała Bogu, że nie skaleczył go tam, gdzie było największe prawdopodobieństwo, choć i tak skaleczył go wystarczająco dramatycznie. Wniosek pojawił się prosty - ten gość, który kilka minut temu coś tam mi mówił, jednak miał rację.
Ale po co to w ogóle opowiedziałem? Bo chcę wam uprzytomnić, że nasze tkanki naprawdę są takie, że można je uszkodzić. I tam zrozumiałem, że to, że ja chodzę, widzę, że się sam ogolić możesz, i że sam za własną potrzebą możesz pójść - to jesteś szczęściarzem najwyższej miary! I że możesz łyżkę podnieść i się nakarmić! I że nikt ci na końcu twarzy nie musi obcierać.
Ktoś powie - oj tam, tyle?... Mówię ci - godzinę, gdybyś tak poleżał, gdzie absolutnie wszystko wkoło ciebie ktoś inny musi za ciebie zrobić, to pamiętaj, że jest to najbardziej upokarzających doświadczeń w życiu.
Czy wiecie, jakie to jest szczęście, że sam możesz podnieść rękę i się ogolić? Czynność, którą wykonujesz codziennie. No chyba że się ktoś niecodziennie goli... Że to, co masz, słuchaj, twoje nogi, twoje włosy - to jest Boga miłosierdzie, to jest olbrzymie szczęście, że ty to masz!
22.06-29.47
[dalej]
[wcześniej]
[do początku]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz