poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Każdego dnia od nowa, cz. 1

Andrzej Sieja
kazanie pt. "Odnawianie się każdego dnia"
dostępne w wersji audio tutaj:
http://www.slupsk.adwent.pl/index.php/andrzej-sieja/

Chciałbym podzielić się moim największym duchowym doświadczeniem, największym od czasu, gdy zacząłem układać sobie życie z Bogiem. Bo są w życiu różne etapy.

Kiedy patrzymy na niektóre twarze, tak jak na moją, podczas codziennych czy okazyjnych kontaktów - coś tam o sobie wiemy, ale nieraz dobrze jest wiedzieć coś więcej właśnie po to, by uwielbiony był Bóg. Nie po to, by poznawać nas samych, dla samego poznawania się.

Jak wiecie, moja czaszka wygląda trochę inaczej, z mojej lewej strony. Był taki czas, kiedy - nie z mojej woli - otworzono mi ją dwa razy. Nie planowałem tego, nie chciałem, ale w życiu wielu rzeczy nie planujemy, a one się dzieją. Stąd też pojawiło się pewne doświadczenie, przeżycie, które - mam taką nadzieję - każdego z nas mogłoby czegoś nauczyć. Dotyczy to rzeczy, których nie chcemy, by nas spotkały.

Kiedy miałem 15 lat, przeżyłem coś, co będę bardzo mocno pamiętał, a związane jest to z tym, co przeżyłem w marcu, 20. marca 2007 roku. Otóż mając 15 lat hodowałem króliki. Miałem ich bardzo dużo, bo prawie 200 sztuk. Któregoś razu, było to latem, wstałem rano, wyszedłem na zewnątrz, a tam śnieg. Latem! Czy to jest możliwe? Śnieg w sierpniu? Nie, to nie był śnieg. To były moje króliki. Porozkładane na podwórku, jeden przy drugim, wyglądały jak śnieg. Pewien łobuz, pies sąsiada, wkradł się do zagrody i zagryzł absolutnie wszystkie króliki. I pozostawił je na podwórku. Wyglądały jak śnieg.

Po co to opowiadam? Morał z tej historii jest jeden - posiadanie przeszłości nie gwarantuje ci posiadania przyszłości. Choćby wcześniej coś wydarzało się regularnie cały czas, niekoniecznie musi wydarzyć się również jutro. Czasami, w najmniej oczekiwanej chwili, zdarza się coś, czego wcale nie planowaliśmy. Czy zauważacie, że naszym życiem rządzi pewna cykliczność? Idziemy do szkoły, potem z niej wracamy. Idziemy do pracy, i wiemy, że z niej wrócimy. Robimy zakupy, naprawiamy coś, uprawiamy jakiś sport - potem kładziemy się spać, wiedząc, że następnego dnia też wstaniemy, a potem położymy się spać. Ale jak wiemy, tę cykliczność naszego życia czasem coś psuje, coś, czego wcale nie planowaliśmy.

Tak też było w moim przypadku. 19 marca położyłem się spać, jak zwykle, wiedząc, co będę robił 20 marca. Mieliśmy jechać do Wrześni, gdzie wiedzieliśmy, że będziemy robić to, to i tamto. Chodziliśmy wtedy od domu do domu, oferując naszą pomoc w 10 różnych zakresach. Był plan, wiedzieliśmy, co mamy robić... Ale tego dnia do Wrześni już nie dojechałem. Obudziłem się - nie wiedzieć czemu - z tak potężnym bólem głowy, że zanim się zorientowałem, to własnoręcznie podpisywałem już pewien dokument, gdzie było napisane, że zgadzam się na operację. Wszystko to działo się tak szybko... Nie potrafiłem sobie tego wszystkiego poukładać. Ogólnie - byłem okazem zdrowia. Nigdy nie miałem żadnych problemów, nigdy - nigdy w życiu - nie przeżywałem bólu głowy.

Pamiętam pewne pytanie redaktora, podczas - pamiętacie ten atak 11 września, na tamte wieżowce? - pytanie bardzo dziwne: "Czy ci, którzy tego dnia, 11 września, szli do pracy - czy oni wiedzieli, że z tej pracy nie wrócą?" Wg mnie - pytanie bardzo głupie. No bo co - idziesz do pracy i planujesz sobie - o, dzisiaj z pracy nie wrócę? Wsiadasz do autobusu i co, planujesz, żeby już nigdy z tego autobusu nie wyjść? Też pytanie... Przecież to oczywiste, że nie wiedzieli. Przecież to nie byli samobójcy.

Albo może pamiętacie Joba, historię Joba. Żył sobie, "sprawiedliwy", wszystko jest fajnie i pięknie... I nagle jednego dnia nagle po kolei wszystko mu pada. I nie, żeby na przykład mu cztery krowy zdechły. Albo - tragedie się przecież zdarzają. Czasem nawet dziecko umiera, prawda? A czy jemu zostało jakieś dziecko?...

00.01-07.57

[dalej]






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz