Jeśli bowiem przez poznanie Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa wyzwolili się od brudów świata, lecz potem znowu w nie uwikłani dają im się opanować, to stan ich ostateczny jest gorszy niż poprzedni.
2 Pio 2,20 BW
Słowa te napisał Piotr o ludziach, którzy stali się lepszymi dzięki poznaniu Jezusa, a potem dali się ściągnąć swoim własnym pożądliwościom znowu na manowce. Cały drugi rozdział tego listu o tym mówi.
Ale - zastanowiłem się chwilę nad tym. Napisał to Piotr, człowiek narwany, porywczy, impulsywny. Który - nawet po 3,5 roku przebywania z Jezusem, nadal taki porywczy był. Ten czas chyba niewiele w nim zmienił. Dodatkowo - przez cały ten czas uczniowie chodzili za Jezusem jak ślepe kaczki - niby widzieli uzdrowienia, ale nie widzieli sensu. Niby słuchali, co Jezus mówił, ale odbierali to zupełnie inaczej, oczekując ciągle Mesjasza Co Wygoni Rzymian.
Wszystko to doprowadziło do tego, że w decydującym momencie, gdy Jezus potrzebował wsparcia przyjaciół, został sam. Mało tego - jeden z przyjaciół otwarcie się Go wyparł. Piotr.
Jak wielkie poczucie winy musiał w sobie Piotr nosić? Jak łatwo było wtedy, w tym poczuciu winy, zamknąć się w sobie, i przestać się odzywać do starych przyjaciół - pozostałych uczniów Jezusa, i dać się ponieść życiu? Jak blisko wtedy było do tego, żeby porywczość Piotra - spotęgowana wyrzutami sumienia, buntem wobec świata, zamknięciem się na wszystko - czyli sposobami, których używa tego typu człowiek, byle poradzić sobie / zagłuszyć owo poczucie winy - żeby przerodziła się ona we władczość, wybuchowość, agresję?
stan ich ostateczny jest gorszy niż poprzedni - tak, to prawda. Sam to znam z autopsji również. Ale to, że ktoś pozna Jezusa, a potem powróci do starego życia - nie przeszkadza temu, żeby do Jezusa powrócić. Pamiętacie historię o synu marnotrawnym? O Piotrze, który po dniach wielkiego poczucia winy, spotkał Jezusa później na plaży? I historię samego państwa izraelskiego - "narodu wybranego" osobiście przez Boga? Byli przy Bogu, potem zaczynali przyjmować zwyczaje z okolicznych narodów - odlane pomniki, tańce, hulanki, swawola... A potem znowu do Boga. I tak w kółko.
Bóg nie zamyka drogi ostatecznie. To, że Piotr napisał, że stan ostateczny jest gorszy niż poprzedni, nie oznacza, że to już jest koniec. Nie. Ciągle jest droga powrotu. Ja powróciłem do Jezusa drugi raz. Ze stanu gorszego, niż w którym byłem wcześniej. Jeszcze bardziej porywczy niż Piotr.
Piotr, i pozostali uczniowie, po śmierci Jezusa spotkali Go znowu kilka razy. Tym samym dostali wsparcie, jakiego człowiek czasem potrzebuje od przyjaciela. Jakoś wytrzymali do Pięćdziesiątnicy. Prawie dwa miesiące. A po tym, jak dostali Ducha Świętego - zrozumieli wszystko.
Ja zdecydowałem się do Jezusa wrócić. Ale nie wiedziałem jak. Ale nie musimy nad myśleć - jak to zrobić. Wystarczy podjąć decyzję, a potem złapać rękę, która wyciąga się do nas z pomocą. Jak ręka przyjaciela, który wciąga nas do jadącego pociągu. Mnie - nocną sowę, nocnego Marka, Bóg nauczył, jak wstawać o godzinie 4, by ranek, czas w ciszy i spokoju, spędzić z Nim.
I wiem, że doświadczy tego każdy, kto tylko podejmie decyzję, by do Jezusa wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz