niedziela, 1 marca 2015

Piekło w Biblii, 10., Samodzielny wybór

Kolejne teksty, z Ks. Objawienia:

Obj. 1,18 PD: Byłem umarły, lecz oto żyję na wieki wieków i mam klucze do Hadesu i śmierci. Hm, właśnie się zastanowiłem - studiuję przecież również Apokalipsę, i nie zwróciłem uwagi na znajdującą się w tym fragmencie rozbieżność między piekłem a Hadesem?... Ale nie, po sprawdzeniu postu KIM JEST TA POSTAĆ widzę, że ująłem tam też tę różnicę, tyle że wtedy jeszcze się nad tym tak głęboko nie zastanawiałem. A jak pozostałe tłumaczenia oddają ten fragment? "Śmierci i piekła", "śmierci i otchłani", "krainy umarłych i śmierci", "Hades and Death".

Obj. 6,8 PD: I zobaczyłem, a oto koń bladozielony, a ten, który na nim siedział, miał na imię Thanatos/Śmierć, a Hades szedł za nim; i dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i zarazą, i przez dzikie zwierzęta ziemi. Tutaj, cokolwiek byłoby napisane w tym fragmencie, dla osoby postronnej brzmi to tak samo absurdalnie... ALE - tak czy siak ani użycie w tym miejscu słowa "piekło" (BW, BG), ani "Otchłań" (BT, BP), ani nawet "Kraina Umarłych" (NBG) nie ma tutaj ani sensu, ani racji bytu. Dlaczego tak uważam? Ponieważ mowa tutaj o jednej postaci na koniu, i drugiej postaci, idącej za nią. A nawet prosta wikipedia mówiła przecież, że "Hades" to imię boga krainy umarłych (wspomniałem już o tym wcześniej w tej serii), a dopiero od jego imienia została nazwana tak cała kraina. Tak więc owszem, jest tutaj jakaś fantastyczna wizja, jakieś science-fiction, ale bez przesady - nie cała "kraina umarłych" czy "piekło" idące za koniem, a po prostu jedna postać - mitologiczny bóg, który stanowi komplet z Thanatosem/Śmiercią.

Obj. 20,13 PD: I wydało morze umarłych, którzy byli w nim, również śmierć i Hades wydały umarłych, którzy w nich byli, i zostali osądzeni - każdy według swoich czynów. BW i BG - "piekło". BT i BP - "Otchłań". Dlaczego w tłumaczeniach sporządzonych przez kościół, który wierzy w piekło (BT i BP), nie użyto tutaj słowa "piekło", tylko "otchłań", natomiast użyto tego słowa w tłumaczeniach charakterystycznych dla wyznań protestanckich, które w zasadzie mówią, że w piekło nie wierzą? Dlaczego w ogóle użyto tutaj tego słowa, skoro ewidentnie mowa o Hadesie jako o krainie umarłych, jak to zostało przedstawione w NBG?

Obj. 20,14 PD: I śmierć, i piekło zostały wrzucone do jeziora ognia, i to jest ta druga śmierć. Pomijając tematykę czysto teologiczną tutaj, to brzmi to nieco abstrakcyjnie (tzn. jeszcze bardziej abstrakcyjnie, niż reszta Apokalipsy), ponieważ jak można śmierć - zjawisko "abstrakcyjne", czy krainę umarłych - obraz z mitologii - wrzucić do ognia? A skoro Jan spisał tę historię, jako coś, co widział, to co on właściwie widział, że właśnie w ten sposób to opisał? To jest pytanie, na które w tej chwili nie znajduję odpowiedzi.

Tak czy siak - ostatecznie - i cała śmierć (ta pierwsza, sen, jak śmierć/sen Łazarza), i wszystko co z nią związane, zostanie ostatecznie zniszczone, o czym mówi powyższy fragment Biblii i jemu okoliczne: I jeśli ktoś nie został znaleziony jako zapisany w Zwoju/Księdze Życia, został wrzucony do tego jeziora ognia (Obj. 20,15 NBG/PD). I po to właśnie przyszedł Jezus, żeby nas od tego drugiej śmierci, całkowitego zniszczenia uratować. Żebyśmy - nawet po zmartwychstaniu - nie zginęli. Ta śmierć, którą umieramy teraz, to tylko pauza, tymczasowe przechowanie do czasu, gdy w tym samym momencie wszyscy ludzie na ziemi zostaną na podstawie swoich zachowań/wyborów/czynów ocenieni, czy przyjęli ten prezent od Jezusa, czy nie, czy przyjęli i zechcieli szlifować swój charakter, żeby jak najbardziej był podobny do charakteru Boga, czy też nie. Bo jeśli nie - to znaczy że ciągle próbują sobie poradzić sami, na własną filozofię, jak Kain, uznając, że przecież inaczej też musi być dobrze. Ale owo "dobrze" nie jest zgodne z pierwotnym założeniem życia w miłości i wyrozumiałości dla innych, założeniem zgodnym z charakterem Boga. I - to On, jako nasz Stwórca, jest jak nasz Ojciec, którego szanuję i podziwiam. Konsekwencją, "karą", skutkiem życia wg innej filozofii, nie uznającej Stwórcy, jest owa "druga śmierć", wyrażona w Apokalipsie jeziorem ognia, a w ewangeliach - obrazem Gehenny, doliny pełnej palonych śmieci, pełnej ognia trawiącego wszystko i do cna, co błędnie przetłumaczono jako "piekło". Taka konsekwencja, "kara", ma swój sens - jak mógłby żyć ktoś nadal w swojej filozofii, żyjąc jednocześnie w świecie, który Bóg urządzi od nowa (Nowa Ziemia)? To tak, jakby ktoś przyjechał ze swojego kraju, razem ze swoimi zwyczajami, i chciał osiedlić się u nas, nie zmieniając swoich zwyczajów na "tutejsze", lecz nadal zabijając kozy, zakuwając u kilkuletnich dziewczynek wargi sromowe w kolczyki, czy głosząc swój - oparty na swojej religii - podział na "wiernych" i "niewiernych", i realizując plan swojej religii: wybijanie wszystkich niewiernych. Coś takiego się dzieje, i bulwersuje to wszystkich z nas. Więc jest to dobry obraz, by pokazać, że podobnie coś takiego nie będzie pasować w Państwie Boga. Dlatego trzeba przyjąć Jego zwyczaje, Jego podejście do życia, do rozwiązywania problemów etc., żeby móc żyć zgodnie z Nim i z innymi, którzy tam będą. A jeśli ktoś wybierze inną drogę - wówczas zostanie zniszczony, doszczętnie spalony (raz, nie przez całą wieczność), jak owe śmieci w Gehennie, jak przedmioty zupełnie nie pasujące do otoczenia, jako zupełnie zbędne lub nawet przeszkadzające otoczeniu.

Dlaczego Jezus nabył prawo do tego, by nas zbawić od tej drugiej śmierci, od tego doszczętnego unicestwienia, od tego spalenia w tym ogniu? Dlatego, że to zniszczenie jest konsekwencją, "karą" (nie lubię tego słowa, bo kojarzy się zawsze negatywnie; a faktycznie to to, co następuje po naszych poczynaniach to skutek naszych działań, konsekwencje, a nie jakaś z góry narzucona kara) tego, że pierwsi ludzie na Ziemi stali się "mądrzejsi" od Boga, stali się wyniośli, stwierdzili, że będą wiedzieć coś lepiej od Niego, zakwestionowali "intrukcję obsługi" daną przez swojego Twórcę. A my - tacy niewinni, bo co nam do pierwszych ludzi, żyjących ileś tam lat wstecz - żyjemy jak w wielkiej, patologicznej rodzinie, w której owo postępowanie rodziców miało wpływ na dzieci (pisałem o tym w poście PATOLOGICZNA RODZINA, wskutek czego nie tylko powtarzamy wciąż ich błąd, ale też pogłębiamy go z pokolenia na pokolenie. Każdy widzi, że jest coraz gorzej, a w utyskiwaniu "za moich czasów..." jest jakiś głębsza treść. Ale z Jezusem było inaczej - wszystko, co robił, robił z myślą o Ojcu, kierując do Niego, wskazując na Niego, cokolwiek robił - robił to w Jego imieniu. Przez całe życie. Nie dał się ponieść tej patologii nieposłuszeństwa/próżniactwa/pychy. Dlatego, gdy umarł, a potem zmartwychwstając przezwyciężył niemożność wybudzenia się ze śmiertelnego snu, nabył tym samym prawo do tego, by "rozdysponować" swoje zwycięstwo nad tą śmiercią pomiędzy wszystkich tych, którzy tylko tego zechcą.

Zazwyczaj tego nie robię, ale tutaj tak - w związku z tym, co napisałem powyżej, gorąco namawiam do tego, żeby zgłębić życie Jezusa, Jego przykład, potem pójść za Jego przykładem, realizować go w naszym codziennym życiu, i zgłębiać temat Państwa Boga, by samemu wybrać, czy się chce tam znaleźć, czy też nie.

[koniec serii]





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz