środa, 28 stycznia 2015

Nadarzająca się okazja

Kiedy usłyszał, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął krzyczeć i wołać: Synu Dawida, Jezusie, zmiłuj się nade mną! I wszyscy kazali mu milczeć, lecz on jeszcze głośniej krzyczał: Synu Dawida, zmiłuj się nade mną! 
Mar. 10,47-48 BP

Ilu ludzi siedziało przy drodze, żebrało, będąc ciężko chorymi? Ilu było niewidomych wtedy, albo głuchych, albo sparaliżowanych, albo niepełnosprawnych w jakikolwiek inny sposób? Nie mogących pracować, zmuszonych do żebrania? Ilu z nich, siedząc całymi dniami przy drodze, marzyło, by Jezus przeszedł właśnie tędy, gdziekolwiek, choćby i okolicą, żeby można było Go zawołać, poprosić o pomoc?

Ale nie było to takie proste. Porównując: to tak, jakby do małego miasteczka przyjeżdżał sam Kubica, i gdyby miał on otworzoną jakąś fundację charytatywną, pomagającą innym ludziom, niczym Bill Gates. I jakby ludzie z całego miasteczka zeszli się, bo każdy miałby nadzieję zobaczyć Kubicę na własne oczy, zdrowego oczywiście, jak zawsze, bez żadnego zadraśnięcia po tylu kraksach, a niektórzy nawet mieliby nadzieję usłyszeć jakieś wskazówki, jak można zostać dobrym sportowcem czy rajdowcem. I to tak, jakby nagle ktoś próbował się przebić przez cały ten tłum, i przez kordon ochroniarzy (uczniowie Jezusa byli chyba jak Jego ochroniarze w tym tłumie...), by prosić Kubicę o pomoc z jego fundacji. Nie było łatwo.

Tutaj, w tym przypadku, ten ślepy mężczyzna zdecydował się przekrzyczeć cały ten tłum, byle Jezus go usłyszał. Jak bardzo musiał być zdeterminowany? Jak bardzo i jak długo marzył, by Jezus przechodził obok, by nadarzyła się taka okazja?

Odnośnie "okazji"... Można czekać na okazję, że coś "samo przyjdzie". To tak, jakby czekać na Jezusa, idącego w tym całym wielkim tłumie, że zobaczyć pojedynczą osobę, stojącą przy drodze. A jestem pewien, że takich osób, jak ten ślepy, było tam o wiele więcej, cały rządek, kilku czy kilkunastu takich osób. Wystarczy przeczytać, co działo się wokół sadzawki Betezda - ile tam było osób. Ale tamten mężczyzna nie czekał na to, aż coś samo do niego przyjdzie - doczekał się najlepszych możliwych okoliczności, w których Jezus znalazł się w zasięgu jego głosu i po prostu wykrzykiwał prośbę o pomoc, próbując przekrzyczeć cały tłum.

A Jezus przystanąwszy powiedział: Zawołajcie go. 
Mar. 10,49 BP

A ktokolwiek Jezusa zawołał, temu Jezus nigdy nie odmówił udzielenia pomocy. Zawsze można było na Niego liczyć. Nawet jeśli inni próbowali zakrzyczeć ten głos wołający Jezusa o pomoc.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz