Ostatnio sprawdzałem, czy każde miejsce, w którym występuje słowo "gehenna", przetłumaczone zostało jako piekło. Generalnie - tak, zamiennie z "piekielnym ogniem" etc., czyli wyrażeniem wziętym praktycznie z księżyca. Bo w oryginalnym tekście nie ma mowy o żadnym piekielnym ogniu, ale o miejscu-symbolu, a więc w jakimś stopni - o przenośni, metaforze. I o ile samo wyrażenie "piekielny ogień" można zrozumieć jako metaforę, to już - nie znając źródła tego wyrażenia i traktując je bardzo dosłownie - można popaść w skrajną paranoję. Dlaczego? Dlatego, że używanie jakiegoś obrazu "wieczny ogień", "ogień piekielny" - ze świadomością obrazu ognia wiecznie palącego się, pochłaniającego wszystko, co do niego wpadnie, obracającego wszystko w popiół - zgodnie z przeznaczeniem miejsca Gehenna - nijak ma się do tego, jak Jezus opowiada o Ojcu, jak kochającym tych, których Stworzył. Bo - nawet jeśli ktoś uparcie nie będzie wierzył w Niego, i uprze się przeżyć tych 70-80 lat tutaj, konsekwentnie odrzucając każdą wiadomość na temat Państwa Boga, to zamierzeniem Boga nie jest potem karanie go przez całą wieczność za tę decyzję. A wieczność to jest 70 lat razy wiele wiele wiele razy. Jaki to miałoby sens, żeby ktoś płonął w ogniu trwającym o wiele dłużej, niż całe to życie tutaj, na Ziemi? Nie. Pragnieniem Boga jest, aby WSZYSCY znaleźli się w Państwie Boga, a jeśl ktoś zdecyduje się podjąć inną decyzję - Bóg to uszanuje. Zaakceptuje. I zgodnie z planem - o którym jest mowa wzdłuż i wszerz w całej Biblii - finalnie zniszczy On wszystko, co jest w najmniejszym stopniu zarażone czymkolwiek złym, by na tych gruzach odbudować coś zupełnie nowego. Coś jak w raju. Wszyscy mają szansę się o tym dowiedzieć i samodzielnie zadecydować o swojej przyszłości. To zniszczenie przyjdzie tylko jeden raz, będzie trwało moment, i - jak ognie w Gehennie - spali wszystko do cna, nic potem nie zostanie. Taka jest historia owego "piekła".
Tworzenie więc teorii wiecznie palących się ogni, palących człowieka "za karę" przez nieskończenie długi czas, jest wymysłem ani nie znajdującym najmniejszego potwierdzenia w Biblii, ani nawet nie brzmi sensownie. Jaki byłby sens palić kogoś "za karę"? I to przez nieskończenie długi czas? Kto mógłby na to patrzeć? Czy mógłby na to patrzeć Bóg, który nas stworzył, który jest naszym Ojcem?... Kochającym Rodzicem?...
Tak więc nie ma kary. Nie ma piekła. Są tylko i wyłącznie konsekwencje naszych własnych wyborów.
[dalej]
[do początku]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz