Dzieje 4,34-35 BT
Tak wygląda niby wzór komuny - społeczności, gdzie wszystko jest wspólne. Fragment ten podaje się jako doskonały przykład na taką komunę.
Ale z drugiej strony, tak sobie myślę, fragment ten ma też drugie dno:
Czy konieczne było sprzedawanie tych ziem/działek, czy posiadanych domów? Pieniężenie ich? Czy nie można było - albo, jeśli iść dzisiaj za tym przykładem - czy nie można wykorzystać już istniejących dóbr/środków, żeby móc ewentualnie lepiej pomagać? Np. w domu - zamiast go sprzedawać - ulokować bezdomnych. Urządzić lecznicę. Podpada to pod lepsze zarządzanie posiadanymi środkami.
Albo - czy to, że ludzie przynosili te pieniądze "do stóp apostołów" - czy to oznacza, że tak właśnie wygląda idealna sytuacja? Przynoszenie czegoś do czyichś stóp kojarzy mi się raczej z oddawaniem hołdu temu komuś. To tak, jakby ludzie przynosili to wszystko do stóp apostołów - co trochę brzmi, jak przynoszenie jakiejś ofiary - bo widzieli cuda/uzdrowienia/znaki, jakich dokonywali, i - może podświadomie jakoś - traktowali ich jak półbogów? Bo trzeba pamiętać, że mowa tutaj o społeczeństwie żyjącym wciąż w kulturze greckiej, z bogactwem mitów o ludziach-bogach czy jakichś półbogach. To - gdyby porównać - tak samo, jak my dzisiaj żyjemy praktycznie w cieniu kultury amerykańskiej, razem z tymi ich super-bohaterami: Supermanem etc. Oczywiście, nikt tego dzisiaj nie bierze na poważnie, ale gdyby nagle w jakiejś okolicy okazało się, że jakiś człowiek uzdrawia ludzi, to media raczej na pewno narobiłyby wokół tego odpowiedniego szumu, poprzez nagłówki o szarlatanie w "Fakcie", aż do analiz społecznych w "Newsweeku".
Tak więc tak sobie myślę: w Biblii jest opisanych wiele rzeczy. Jest opisane również, jak król Dawid uwiódł mężatkę. I jak dwie córki uprawiały seks ze swoim ojcem, akurat spitym. Czy koniecznie trzeba uważać wszystkie przykłady z Biblii za idealny przykład do naśladowania? Nie sądzę. Raczej jako spisane historie, głównie po to, by wyciągać z nich poprawne, logiczne, racjonalne wnioski. Zresztą tak też Piotr gdzieś napisał, że "dla naszego pouczenia zostało to napisane".
A więc niekoniecznie istnienie takiej komuny, i sprzedawanie wszystkiego, co się ma, musi być idealną sytuacją. Raczej - jak najrozsądniejsze zarządzanie tym, co się ma, tym, co się od Boga otrzymało. I w razie potrzeby - gotowość pomocy komuś innemu. (Pomijam tutaj m.in. przypadki naciągaczy).
Istnienie tej wspólnoty miało taki sam sens, jak pouczenia ap Pawła, by się nie żenić. To wszystko wynikało z oczekiwania na bliskie przyjście Pana Jezusa i na sygnał do ucieczki w góry, co tez nastąpiło w 66 rne. Tu nie chodziło o rozsądne zarządzanie, bo przecież wiadomo, że wcale tak lekko w tej wspólnocie dóbr nie było. Wierzący w Jerozolimie nieraz byli wspierani datkami zborów z Azji, szczególnie, gdy Bóg uprzedził, że niedługo przyjdzie głód na cały świat. A po co tam wierzący siedzieli w Jerozolimie, skoro wiedzieli, że to wszystko pójdzie z dymem i padnie pod rzymskimi katapultami w ciągu tego jednego pokolenia? Myślę, że do ostatniej chwili mieli możliwość docierania do pielgrzymów z całego świata będąc w Jerozolimie, a więc było to najlepsze miejsce do ewangelizacji, warte każdego poświęcenia. Wszystkie takie drobiazgi w Biblii mają naprawdę ogromny sens, bo podkreślają sens Bożego proroctwa, a tu akurat proroctw Pana Jezusa, które miały go uwierzytelnić w oczach Żydów i Nieżydów jako "Proroka jak Mojżesz", miało też wskazać na spełnienie wszystkiego, co zapowiedzieli zakon i prorocy, a także wskazać, że to, co było "bliskie zaniku" zaniknęło i już nie stoi jako przeszkoda na drodze Nowego Przymierza. Pozdrawiam Shalom!
OdpowiedzUsuń