Dopiero co. Dopiero co byli świadkami nakarmienia czterech tysięcy ludzi siedmioma chlebami. I nie był to precedens, bo już wcześniej widzieli, ba - sami, własnymi rękoma, karmili pięciotysięczny tłum pięcioma chlebami. I - płynąc wtedy łodzią, mieli Jezusa pomiędzy sobą. I - pomimo wcześniejszych cudów/znaków - dyskutowali o tym, jak może im wystarczyć jeden bochenek na 13 osób. Albo i więcej, jeśli z nimi nadal płynęły te inne łodzie (Gdzie były inne łodzie?).
Bo - nawiązując do tamtego spostrzeżenia o tamtych innych łodziach, płynących wraz z łodzią uczniów Jezusa, i do tego, co powiedział Piotr w trakcie wybierania nowego apostoła w miejsce Judasza (Trzeba więc, aby jeden z tych mężów, którzy chodzili z nami przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał między nami... - Dzieje 1,21 BW) - bardzo możliwe jest, że - mimo, że ewangelie o tym nie wspominają, albo czasami komuś "omsknie" się jedno słowo na ten temat - że uczniowie wówczas nie byli sami, jedyni, podążający za Jezusem, a byli jedynie tymi wybranymi, tymi będącymi w najbliższej jego obecności. A pozostali - z własnej woli, chęci, przez cały czas lub częściowo - podążali za tą całą trzynastką (12 apostołów + Jezus) "na własny rachunek". I również byli świadkami wszystkich tamtych wydarzeń.
Wracając więc do kłótni uczniów o ten chleb - jak można kłócić się o takie coś, będąc świadkiem tamtych dwóch historii? Jak się okazuje - można. Wystarczy na chwilę zapomnieć o Jezusie, zacząć żyć znowu "przyziemnym życiem", ziemskimi realiami, i czystą, normalną matematyką - jeden chleb nijak nie starczy na 13 mężczyzn. To takie racjonalne, takie normalne dla normalnego człowieka. Przecież tamte sytuacje są niemożliwe. Jak można pięcioma chlebami nakarmić pięć tysięcy osób? Albo siedmioma cztery tysiące? A potem zebrać jeszcze kilka-kilkanaście koszy okruchów? Przecież to niemożliwe, niezgodne z wszelkimi zasadami logiki. Chyba że te chleby były jakiejś monstrualnej wielkości. Ale o tym nie ma żadnej wzmianki... A przecież takie chleby nie byłyby chyba niczym normalnym.
Tak więc widzę tutaj dwa wnioski:
Po pierwsze - matematyka działa w naszych, ziemskich warunkach. Jest zamkniętym kanonem logiki. Nic, co wykracza poza ten kanon, nie ma prawa się zdarzyć. Chyba że weźmie się za to Bóg osobiście, dla którego żadne kanony nie istnieją. Który może istnieć w kilku wymiarach czasowych jednocześnie, który zna konsekwencje każdego naszego wyboru, który wykracza poza wszelkie reguły logiki, poza wszelkie ograniczenia świata trójwymiarowego. A wtedy matematyka typu "siedem chlebów na cztery tysiące osób nie wystarczy" nie ma racji bytu. Chciałbym być kiedyś tego świadkiem. Takim naocznym. I móc to opisać.
Po drugie - Czy nie sprzedaje się pięciu wróbli za dwa grosze? A ani o jednym z nich Bóg nie zapomina. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Wy warci jesteście więcej niż wiele wróbli! (...) Przypatrzcie się krukom! Nie sieją i nie zbierają, nie mają spiżarni ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż więcej wy jesteście warci od ptaków! (Łuk. 12,6-7.24 BW/BT/BP). Ciągle mamy skłonności do martwienia się o chleb, o wyżywienie. Tymczasem - ptaki nie zbierają niczego na zapas, a wszystko mają... Dlaczego więc siedzieć i się martwić o zbyt mało chleba? Naszym celem jest bycie z Jezusem. Oczywiście nie chcę tutaj proponować drugiej skrajności - oczywiście, należy planować, przewidywać, być zapobiegawczym. Ale w ramach tego, co już od Boga otrzymaliśmy, nie martwić się o to, czego nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz