Mar. 2,4 BT
Ci, co zerwali ten dach, mieli w sobie tyle determinacji...
Jak wielu ludzi było tam wokół. Tłum. Tłum tak gęsty, że nie można było przejść. Wszyscy chcieli widzieć Tego, który uzdrawia, wygania demony, wybacza grzechy (sic! nie w świątyni! ale on sam!). Sensacja stulecia w wiosce - kto by nie chciał popatrzeć.
Ta ciekawość była tak wielka, że nikt nie zauważył chorego na łożu. A może ktoś zauważył, ale reszta tłumu się nie rozstąpiła? A może takich chorych było przyniesionych więcej, w nadziei na "cud", więc nikt nie zwracał na nich szczególnej uwagi?
Ale ta szczególna czwórka tak mocno wierzyła... To nawet nie sam chory wierzył! Ale ta czwórka, być może jego najbliższych przyjaciół. Może nawet nie byli jego przyjaciółmi, ale byli nimi dla siebie, a on był przypadkowym chorym, któremu postanowili pomóc. Albo jakimś sąsiadem. Albo nawet oni sami nie byli przyjaciółmi, ale przypadkowo zebranymi kumplami, z których jeden miał taką potężną determinację...
Tak czy siak - można mieć determinację, by dotrzeć do Jezusa. W oczekiwaniu na cud. Można też mieć determinację, by dotrzeć do Niego dla kogoś. W oczekiwaniu na cud.
Czy można oczekiwać cudu? Można. Jeśli dzięki temu cud stanie się "znakiem", dzięki któremu ktoś inny uwierzy w Boga - można. Ale osobiście staram się pamiętać, że to nie zobaczenie takiego cudu tutaj jest najważniejsze, nie wyzdrowienie tutaj, na dole. Ale by dotrzeć Tam, do Góry. A tam ponoć żadnych chorób ma już nie być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz