niedziela, 25 maja 2014

Nakarmionych pięć tysięcy

[ciąg dalszy z "Nakarmienie pięciu tysięcy"]

Najedli się. Oszaleli. Chcieli obwołać Jezusa królem, aż musiał uciekać, żeby uniknąć jakichś rozruchów. Ale mimo tego, mimo czasu oczekiwania - gdyż akurat przeszła noc - kolejnego dnia ludzie nadal szukali Jezusa. Przypłynęli łodziami tam, gdzie najłatwiej można było go znaleźć - do Kafarnaum. Tłumnie.

Aż w końcu On im powiedział: Szukacie mnie nie dlatego, że widzieliście Znaki, ale dlatego, że najedliście się do syta. I gdy mówił o tym dalej, to wielu się zbulwersowało. Zdaje się, że prawdę powiedział wtedy głębszą, niżby to się mogło na pierwszy rzut oka wydawać - ludzie szukali go, bo ziścił im się sen, że - jak za starych dni, gdy ich przodkowie jedli mannę na pustyni, która sama im z nieba spadała - tak i teraz spotkali kogoś, kto sam daje im chleba znikąd, a oni mogą się najeść do syta.

Ale Jezus wyjaśnił im sprawę krótko - tak, przyszedłem wam dać chleba do syta. Dokładnie. Ale nie takiego, jakiego wy oczekujecie. To JA jestem waszym chlebem, abyście posilając się MNĄ - mogli ŻYĆ WIECZNIE. Takiego chleba przyszedłem wam dać - pokarmu, który ma utrzymać was przy Tamtym Życiu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz