Kiedy Jezus zobaczył, że wielki tłum idzie do Niego, mówi do Filipa:
- Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?
A mówił to, wystawiając Filipa na próbę, sam bowiem wiedział, co ma uczynić. Odpowiedział Mu Filip:
- Nie starczy chleba za dwieście denarów, aby każdy dostał choć trochę!
Mówi Mu jeden z uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra:
- Jest tutaj chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby. Lecz co to jest na tylu?
Jan 6,5-9 BP
Na pewno wśród tych pięciu tysięcy osób było wielu ludzi, którzy mieli ze sobą jakieś chleby, podpłomyki, cokolwiek takiego. Jakąś rybę, kawałek sera czy coś. Ale do historii przeszedł Andrzej, brat Szymona i chłopiec, mający tych kilka sztuk żywności. Andrzej - bo w przeciwieństwie do Filipa, który siedząc, skwitował sytuację "za 200 denarów nic nie zrobimy", tylko poszedł i poszukał czegoś, co w jakikolwiek sposób mogłoby uratować sytuację; i ów chłopiec, bo postanowił - czy też: zgodził się - oddać wszystko co miał, żeby inni mogli jeść.
To był gest, obok którego Jezus nie mógł przejść obojętnie. To był gest, który stawiał człowieka bliżej Królestwa Boga, o którym Jezus głosił, niż cokolwiek innego mogłoby to zrobić.
Tak więc obok innych wniosków, innych nauk płynących z tej sytuacji, jest też ten wniosek związany z Andrzejem i tym chłopcem: przynieś, podziel się tym, co masz, mimo że wydaje się to być zaledwie kroplą w morzu potrzeb. A co się z tym dalej stanie - nie martw się o to, to już nie do ciebie należy.
[ciąg dalszy refleksji: "Nakarmionych pięć tysięcy"]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz