Często poszukujemy obietnic, ale zupełnie rozmijamy się z uwarunkowaniami, które z tymi obietnicami się wiążą. Oto jedna z takich obietnic: 1 Kor. 10,13: Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało siły ludzkie; lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyście je mogli znieść (BW; BP: Pokusa, która was ogarnęła, nie przekracza ludzkich możliwości. Bóg jest wierny i nie pozwoli, abyście byli kuszeni ponad siły, lecz dopuszczając pokusę, równocześnie wskaże wyjście z niej, abyście mogli ją przezwyciężyć).
Tak, cytujemy te słowa często. Czy jest to fragment dla każdego, kto tylko chciałby się na niego powołać? Jak to się ma w kontekście tekstu czytanego wcześniej, że Bóg pobożnych umie wyratować?
Otóż lekarstwem na przezwyciężenie pokus jest na pewno modlitwa, jednak w chwili pokusy nie skutkuje.
Lekarstwem na przezwyciężenie pokus jest też na pewno znajomość tekstów biblijnych, jednak w chwili pokusy to nic nie daje.
Lekarstwem na przezwyciężenie pokusy jest na pewno śpiewanie religijnych pieśni. Jedak w chwili pokusy nie ma to żadnego sensu...
Zwróćcie uwagę, że te trzy rzeczy - o, ja nie wyciągnąłem ich z powietrza, one znajdują się w Słowie Bożym - czy to Jezus nie mówił, że mamy się modlić? Zatem modlę się w chwili pokusy, ale to nie działa! Czyż to nie Jezus pokazał, że w chwili pokusy powinniśmy cytować teksty? Czy On sam tak nie robił, kiedy przyszedł do niego diabeł i kusił go, a Jezus odpowiadał mu tekstami? Niektórzy mi mówią: "Pastorze, wystarczy, żeś umiał teksty na pamięć i w odpowiedniej chwili je zacytować!"
Ejże, na pewno? Znaczy na pewno powinienem je znać, i nawet cytować, ale czy na pewno w chwili pokusy właśnie?... Nie, to za późno.
Zwycięstwo przychodzi tylko i wyłącznie przez kontakt z Jezusem Chrystusem. Chcę podzielić się z wami trzema rzeczami, które są rzeczami absolutnie do zapamiętania:
1. Prawdziwy powód grzechu i pokusy leży w poleganiu na sobie samym. Leży w tym, że kiedy czuję się tak pewny siebie i tak dobrze duchowo, to jestem pewny, że sobie poradzę. Tu leży cały problem pojawienia się grzechu i pojawienia się pokusy.
2. Polegając na sobie zazwyczaj uciekam się do ludzkich wykrętów, do ludzkich sposobów, aby sobie z wszystkim poradzić, aby wydostać się z problemu. Czyż nie jest tak? Gdy mamy problem - czy nie zakasujemy rękawów, czy nie zaciskamy pięści i jesteśmy pewni, że damy sobie radę z Szatanem i jakoś zwyciężymy, bo przecież Słowo Boże mówi, że musimy zwyciężać... Ale to zwycięstwo na zupełnie czymś innym polega. Nic nas nie upoważni do zwycięstwa nad Szatanem, do zwycięstwa nad samym sobą, jeśli nie poddamy się Chrystusowi, który Szatana zwyciężył. To jest ta zasadnicza różnica. Jeśli ja mógłbym zwyciężyć Szatana, to śmierć Jezusa na Golgocie nie byłaby w ogóle potrzebna, ale raczej Pan Bóg powinien wziąć lepszego bata na każdego z nas. I pewnie zadziałałoby. Jednak jeśli mój Zbawiciel umierał na krzyżu, jeśli umierał dlatego, by to wszystko nabrało sensu, wartości i abym mógł stać się zwycięzcą nad własnym "ja", to moim zwycięstwem jest trzymanie się Jego, a nie walka tam, gdzie wojny wcale nie ma.
3. Jeśli trwam w Bogu i polegam na Nim, to gdy przychodzi pokusa, mój Bóg przezwycięża tę pokusę dla mnie. A ja umiem padać na kolana i wielbić Go za cuda, jakich znowu dokonał.
Powiecie może: chwileczkę, ale Jezus przecież cytował Pismo Święte. Tak.
W jaki sposób Jezus był kuszony? Niektórzy myślą, że pokusy, o których ewangelista Mateusz pisze tak bardzo wyraźnie w 4 rozdziale swojej ewangelii, że pokusy Jezusa sprowadzały się do tego, że Jezus był naprawdę głodny, więc Szatan zaczął od apetytu. Pierwszym atakiem Szatana było kuszenie, aby Jezus uczynił cud, uczynił chleb z kamienia. I użył swojej boskiej mocy - to było pokusą Szatana. Ale na dobrą sprawę to nie chodziło o apetyt, ani o chleb, tylko o posłuszeństwo Temu, który coś zleca. W tym jest cały problem. Jezus nie polegał na cytowaniu Pisma Świętego dla zwycięstwa, ale właśnie dlatego, że już zwyciężył - dlatego mógł ze spokojem cytować teksty biblijne.
A jak my sobie radzimy? Czasami modlitwę odkładamy na później. I jakiekolwiek inne działania - tylko dlatego, że boimy się, że jeszcze Pan Bóg wysłucha tej modlitwy - i co wtedy będzie?... A my akurat mamy chęć na dany grzech... Czyż nie jest tak? Coś nas kusi, wiemy, że to nie jest to, co powinienem zrobić, ale mimo wszystko ta pokusa jest tak silna, że nie potrafimy jej stawić czoła. W związku z tym na wszelki wypadek wolimy wtedy nawet nie myśleć o Panu Bogu i na wszelki wypadek tuż przed tym "popełnieniem pokusy" nawet nie chcemy się modlić, dlatego, że mamy wielką chęć to zrobić!
I inny problem - czasami nawet nie ma już czasu na jakiekolwiek działania. Zostawiliśmy Jezusa na tyle daleko, że chociaż zdajemy sobie sprawę, że gdybyśmy byli teraz z Nim, to wygralibyśmy tę "bitwę", to jednak na podjęcie jakiegokolwiek działania jest już zbyt późno. Wszystko dzieje się zbyt szybko.
Musimy po prostu oszczędzać w naszym banku. Pozwólcie proszę na takie porównanie i wyobraźcie sobie, że tam, w niebie, mamy bank. Bank mocy. Bank, w którym gromadzimy zasoby mocy do zwycięstwa nad pokusą, nad grzechem. I kiedy nagle przychodzi grzech, to przychodzimy do bankomatu, podejmujemy "moc" w "gotówce" i jest ona do naszej dyspozycji. Ale jakże często się zdarza, że kiedy przychodzi pokusa, to pędzimy do banku, ale tam nasze konto jest puste! A bankomat daje nam informację, że brak jest pokrycia w środkach na rachunku. Zdarzyło się wam na pewno coś takiego - robiliście zakupy w sklepie, stanęliście przy kasie, ekspedientka przejechała kartą przez czytnik i nagle stwierdza, że nie ma pokrycia? A może brak łączności? - pytam. Nie, jest łączność - odpowiada. Ale nie ma pokrycia!
Tak, to się zdarza, moi drodzy. Jeśli nie gromadzimy stale "zasobów mocy" w naszym niebiańskim banku, to nie mamy szans.
Pozwólcie na dwa cytaty z pewnej książki (...):
Chrystus utorował nam drogę ucieczki, żył na ziemi wśród tych samych pokus i doświadczeń, ale żył bez grzechu. Umarł za nasze grzechy, a teraz pragnie wziąć na siebie nasze winy i udzielić nam sprawiedliwości.
Chrystus odmienia serca i zamieszkuje w nich. Poprzez wiarę uzyskujemy z Nim łączność, a wolę naszą poddajemy Jego woli. Jak długo będziemy trwali w społeczności z Nim, tak długo Jezus będzie w nas działał. Wówczas powiemy: "Z Chrystusem jestem ukrzyżowany". Gdy Chrystus zamieszka w waszych sercach, okażecie tego samego ducha i te same czyny: uczynki sprawiedliwości i posłuszeństwa.
I jeszcze teksty przewodnie tego rozważania: Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego mamy bowiem arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz poddanego próbie pod każdym względem, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy doznali miłosierdzia i doznali łaski pomocy w stosownej chwili. (Hebr. 4,14-16 BT).
18.04-27.04
[dalej]
[do początku]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz