środa, 18 września 2013

Przejść między wrogami

Najpierw dużo opowiadał. Opowiadał rzeczy, które niekoniecznie każdemu się podobały. Opowiadał rzeczy, które lekko przeczyły powszechnej tradycji, posługując się jednocześnie powszechnie znanymi argumentami - tylko zestawiając je ze sobą w niecodzienny sposób. One miały sens!

Ale ludziom się to nie podobało. Zerwawszy się wyrzucili Go za miasto, i zawlekli aż nad urwisko na górze, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić w przepaść (Łuk. 4,29, BP).

To musiał być ciekawy klimat. Najpierw dyskusja, lekkie przeciwstawienie się tradycji. Potem ktoś się dopytuje:
- Słuchajcie, a nie jest to przypadkiem syn tego Józefa...? - i jakieś szepty gdzieś po bokach:
- Tak tak! To syn tego Józefa, co jego żona tak sama niby w ciążę zaszła...
I weź tu powiedz coś rozsądnego.

Tłum się rozszalał. Chciał Jezusa wyrzucić, zabić - jak każdą prostytutkę nakrytą publicznie na swoich czynnościach. Wyprowadził go na urwisko. Popychając, przeklinając, wyśmiewając. W kulminacyjnym punkcie - coś się stało, że Jezus spokojnie przeszedł między nimi i odszedł od nich.

Co się stało? Dlaczego nie mógł odejść od nich wcześniej?

W każdym razie - Jezus był wtedy pewien, że go nie strącą. Jak? Skąd? Mniejsza z tym. Ale odnosząc to do sytuacji - które oby się nie zdarzały w życiu - podczas spotkania z kilkoma zakapiorami - trzeba po prostu między nimi przejść. Jeśli się rozstąpią - to się uda. Jeśli nie - nie znam innego scenariusza...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz