niedziela, 29 września 2013

To, co Janek chciał powiedzieć, cz. 4.2.

Rozdział 4, cz. 2

W tym samym momencie wrócili jego uczniowie i zdziwili się, że rozmawiał z jakąś kobietą. Ale żaden z nich nie zapytał, czego chciał, albo dlaczego rozmawiał z nią. Kobieta natomiast zostawiła swój dzban na wodę, wstała i poszła do miasta, i powiedziała ludziom:
- Chodźcie i zobaczcie człowieka, który opowiedział mi wszystko, co miałam na sumieniu! Byłby on Mesjaszem?
Wyszli więc ludzie z miasta i przyszli do niego.

W międzyczasie poprosili uczniowie Jezusa:
- Mistrzu, zjedz coś.
- Mam mam do jedzenia coś, o czym wy nie wiecie - odpowiedział. A uczniowie popatrzyli wzajemnie na siebie:
- Może ktoś przyszedł do niego z jedzeniem? - ale Jezus odpowiedział:
- Moim posiłkiem jest wypełniać Jego wolę, tego, który mnie wysłał, i wykonywać Jego dzieła. Wy macie zwyczaj mówić: Jeszcze cztery miesiące do żniw. Ale ja wam mówię: Podnieście wzrok i popatrzcie na dojrzałe plony na polach! Żniwiarz dostaje za to należność i zbiera plony z całego roku na życie wieczne, żeby i żniwiarz, i ten, co zasiał, cieszyli się razem. Tu właśnie sprawdza się przysłowie: "Jeden sieje, a inny żnie". Wysłałem was, żebyście żęli to, przy czym w ogóle nie pracowaliście. Inni pracowali, a wy tylko weszliście pod koniec czyjejś pracy.

Z powodu tego, co mówiła owa Samarytanka, mnóstwo Samarytanów z tego miasta uwierzyło w Jezusa. Mówiła:
- On opowiedział mi wszystko, co miałam na sumieniu!
Potem przyszli do niego i prosili, żeby został jeszcze u nich. A on został jeszcze dwa dni. A wtedy, gdy na własne uszy usłyszeli to, co mówił, uwierzyło jeszcze więcej ludzi uwierzyło w Niego, a do kobiety mówili:
- Teraz wierzymy nie ze względu na to, co ty nam powiedziałaś, ale ze względu na to, co sami usłyszeliśmy. I teraz wiemy, że On faktycznie ratuje świat.

na podstawie: Jan 4,27-42

[dalej]
[do początku]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz